"Motywacja jest tym, co pozwala ci zacząć, nawyk jest tym, co pozwala ci wytrwać."
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ananas. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ananas. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 kwietnia 2011

KARAIBSKIE SZASZŁYKI z krewetek i ananasa

Krewetki. 
Już jakiś czas temu postawiłam sobie za punkt honoru znaleźć przepis na jak najlepsze, takie choć trochę zbliżone do tych przeze mnie ukochanych, czyli w cieście, których samodzielnie za nic nie potrafię odtworzyć.:( 


Szukam zatem innych rozwiązań - wierzę, że gdzieś czekają na mnie, na to, że je odkryję i że się nimi bez umiaru zachwycę - Domowe Krewetki Idealne.:)


To niestety jeszcze nie te:

Które choć dobre, naprawdę, stawiam na razie na drugim miejscu po -> hinduskich. Na razie, bo jak sądzę, tkwi w nich spory potencjał. Dlatego jeszcze po nie sięgnę - aczkolwiek z pewną modyfikacją. Następnym razem wylądują mianowicie tuż pod spiralą grilla, żeby się mocniej przypiekły z zewnątrz - pragnę, pożądam mega chrupiących krewetek, krewetkowych chipsów wręcz i dotąd będę szukać, aż znajdę takie, które mnie pod tym względem w 100 %-ach zadowolą.:)
Tym zabrakło do setki tych procent... 20, no może 15.:)
Ciekawe jak smakowałyby z grilla takiego ogrodowego?

Myślę, że mogłyby całkiem nieźle. Nawet przeciwnikom krewetek, na czele których niewzruszenie stoi moja mama.

Czy zastanawialiście się kiedykolwiek w czym można upatrywać swojej niechęci do skosztowania pewnych potraw?

Myślę tak sobie, że czasem ma ona uzasadnienie w fizjologii i jest intuicyjnym unikaniem tego, co autentycznie może organizmowi zaszkodzić.
Znacznie częściej jest jednakże - tak uważam - wyłącznie skutkiem przekonań, które nabyliśmy w drodze socjalizacji i które pielęgnujemy w sobie latami, a nawet przez całe życie z podziwu godną determinacją, w celu...

Na pytanie o cel przebywania w narzuconych samemu sobie granicach, każdy musiałby już sobie odpowiedzieć osobiście.

Co zyskuję trwając uparcie w przekonaniu, że ten lub inny produkt jest niesmaczny i nigdy nawet nie próbując tej tezy zweryfikować?

Poczucie bezpieczeństwa?
Wrażenie sprawowania kontroli?

Miałam około 10 lat, kiedy pojechaliśmy z rodzicami na wakacje, nad jezioro. Moim ulubionym zajęciem było wówczas łowienie małych rybek, takich które zwykle kręcą się tuż przy brzegu i które od zawsze mocno mnie fascynowały - uklejek.
Znałam dobrze ich grzbiety, tymczasem chciałam zobaczyć - ba, dokładnie obejrzeć - jak wyglądają  całe, z boku i od dołu od czubków pyszczków po same ogony.
Mama wsparła więc moją ichtiologiczną pasję ofiarowując mi swoją pończochę, tata zaś - konstruując z niej rybacką sieć wizualnie przypominającą raczej podbierak. Albo siatkę na motyle, których łapaniem zajmowałam się tego lata równie namiętnie, co obserwacją ryb.:)

Pewnego dnia, a ściślej mówiąc wieczora, miałam tak dobre branie, że naraz trafiło mi się 7 rybek, co do których w jednej chwili powzięłam ambitne plany - rozpoczęcia domowego chowu akwariowego i przygotowania ich (utuczenia) do kolejnego sezonu wędkarskiego w charakterze żywej przynęty na szczupaka dla taty.
Rybki powędrowały więc do słoika, słoik na stół, ja zaś, nieco zmęczona połowem, do łóżka a wraz ze mną moje jeszcze nie ujawnione nikomu zamiary.

Po porannym przebudzeniu pierwszą rzeczą, którą zrobiłam było naturalnie sprawdzenie stanu rybek.

Ku mojemu zaskoczeniu w słoiku znajdowała się zaledwie 1/4 wody i żadnej rybki. Tata i brat spali. Odpowiedzi na pytanie co stało się z rybkami mogła mi udzielić jedynie mama.
Ale mamy nie było, ponieważ co rano chodziła do lasu po jagody.
Czekanie na nią trwało chyba z pół mojego życia.

Kiedy wreszcie weszła, zadowolona, z jagodami, do domku, wypaliłam od razu:
- "Nie wiesz, co się stało z moimi rybkami?!"

Reszta wydarzeń działa się jak na zwolnionym filmie.

Mama wzrok na mnie.
Ja wzrok na słoik.
Mama wzrok na słoik, następnie znowu na mnie, sekundę potem dłoń na buzię i wypad przed domek.

To ona. 
To ona w nocy wstała, spragniona sięgnęła po słoik i wypiła moje rybki!

I nie wyszłoby z tego żadne, najmniejsze halo, gdyby sobie tego nie uświadomiła.

Oto jak działa przekonanie.
Steruje naszą percepcją czyli sposobem odbierania i reagowania na bodźce płynące z zewnątrz.

Na każdym gruncie, kulinarnym również, przekonania mogą być tak samo budujące co i destrukcyjne.
Destrukcyjne są zawsze wtedy, kiedy nie tyle stoją w sprzeczności z prawdami głoszonymi przez autorytety (autorytety wszak mogą się mylić), ile, kiedy zagrażają bezpośrednio nam samym, naszemu życiu lub zdrowiu.
A skąd to wiedzieć, jeśli nie od autorytetów właśnie?

Z dietą akurat jest względnie łatwo.
Często wystarczy zaobserwować własne ciało. Ono, poprzez różnego rodzaju dolegliwości, zwykle samo mówi nam, że coś z naszym odżywianiem się jest nie tak, na długo wcześniej, zanim problemy ze zdrowiem zaczną już wręcz destabilizować nasze życie. Mówi to bardzo wyraźnie, jednak do osób żyjących w przekonaniu, że ciało to wyłącznie przytwierdzony do głowy pojemnik do napełniania, nie zaś wymagająca szacunku i troski istotna część ich samych, zwykle niewiele dociera. Przekonaniowy filtr zatrzyma każdą informację, która ośmiela mu się sprzeciwić.

"Przekonania są wrogami prawdy bardziej niebezpiecznymi od kłamstw." 
Nietzsche 

Zachęcam, gorąco zachęcam do próby powalczenia ze swoimi starymi, destrukcyjnymi przekonaniami typu:

Prędzej się pochoruję, niż zjem surową rybę (sushi).
Krewetki są obrzydliwe - nie ma mowy, żebym kiedykolwiek wzięła coś takiego do ust.
Ryb morskich nie jadam, bo śmierdzą.
Itp., itd.

i zbudowania nowych np. takich, że: 

Jedząc często ryby uniknę zawału.:)
Więcej ryb i owoców morza na moim talerzu oznacza dłuższe życie.:)
Ryby i owoce morza wprowadzone na stałe do mojej diety sprawią, że stanę się w widoczny sposób zdrowszy i silniejszy.:)

To ostatnie nie tyczy się osobliwego przypadku mojej mamy, ale wyjątek tylko potwierdza regułę...;)

Wartość energetyczna dania około 500 kcal.

Składniki:
  • 16 ugotowanych krewetek królewskich /użyłam 11/
  • 1 mały ananas
  • opcjonalnie wiórki kokosowe do dekoracji
Marynata:
  • 150 ml soku ananasowego bez cukru
  • 2 łyżki białego octu winnego
  • 2 łyżki brązowego cukru
  • 2 łyżki wiórków kokosowych /użyłam płatków migdałów/

Wykonanie:
  1. Z krewetek usuń twarde ogonki.
  2. Ananasa obierz, przekrój na pół, usuń zdrewniały rdzeń i połowę miąższu pokrój w równą kostkę.
  3. Połowę soku ananasowego rozmieszaj w płaskim, niemetalowym naczyniu wraz z octem, cukrem i wiórkami. Dołóż krewetki, kawałki ananasa, starannie wymieszaj i odstaw na co najmniej 30 minut.
  4. Ananasa i krewetki wyjmij z marynaty i na przemian nadziej na szpadki.
  5. Marynatę przecedź /ponieważ użyłam płatków migdałów nie było potrzeby tego robić/ i przelej do blendera. Pozostałą część ananasa pokrój na kawałki i zblenduj wraz z marynatą i resztą soku na gładki sos.
  6. Włącz piekarnik na funkcję grillową.
  7. Sos przelej na małą patelnię i gotuj przez kilka minut aż zgęstnieje.
  8. Szaszłyki posmaruj sosem i przełóż na ruszt, na najwyższą półkę. Grilluj po 3 minuty z dwóch stron smarując każdy obficie sosem.
  9. Podawaj według uznania posypane wiórkami z gorącym sosem.
Z czym podawać:

Myślę, że pasowałby do nich ryż, choć prawdę powiedziawszy ja zjadłam te krewetki bez żadnych dodatków.:)

Gotowe!


Bardzo smacznego!
Źródło - "Dania niskotłuszczowe"

Potrawę dodaję do akcji Kingi -> Ryby!!!

czwartek, 7 kwietnia 2011

SURÓWKA Z BRUKSELKI

Ostatnio, podobnie jak Ania jadłabym tylko owoce i warzywa. Ania twierdzi, że to skutek przesilenia wiosennego i myślę, że ma rację - nasze organizmy po długich zimowych miesiącach karmione warzywami - przechowywanymi, mrożonymi, puszkowymi i hodowanymi w sztucznych warunkach - rozpaczliwie potrzebują pełnowartościowych witamin i wymagają to na nas wykazując wzmożone zainteresowanie różnego rodzaju sałatkami i surówkami.

Posłuchałam więc organizmu i (no i co? no i co niedowiarki? czyż rozsądek to nie moje drugie imię?;))... jest surówka - dla mnie nieprzeciętna, bo z  brukselki (za którą dotąd nie przepadałam) i do tego jeszcze - surowej.:)

Surówkę tę zobaczyłam na stronie -> Joy i nie wiedzieć czemu nabrałam na nią naraz tak dzikiej ochoty, że już na drugi dzień przemierzyłam wzdłuż i wszerz całe miasto usiłując znaleźć brukselkę, nie będącą mrożonką. I - udało się! Wprawdzie trafiłam na ostatnie 40 dkg takiej już lekko podwiędniętej, ale najważniejsze, że była to jednak brukselka, a nie np. kapusta pekińska, którą to alternatywę zaczynałam powoli brać pod uwagę.:)
Jadłam ją do tej pory - brukselkę znaczy - praktycznie zawsze w jednej postaci - gotowaną w zupie jarzynowej - jakoś nigdy nie udało jej się wzbudzić mojego entuzjazmu na tyle, żebym zechciała z nią jakkolwiek poeksperymentować. Dopiero pomysł  z konsumpcją tych małych kuleczek na surowo sprowokował mnie do działania.

Wartość energetyczna surówki bez sosu wynosi ok. 1400 kcal.
Sos w proporcjach które podałam, zawiera ok. 800 kcal, z tym, że do tej ilości surówki wystarcza go połowa. Resztę można przechowywać przez 1 tydzień w zamkniętym słoiku w lodówce i zużyć jako dressing do innej surówki.

Składniki surówki:
  • 1/2 szklanki zielonej soczewicy
  • 75 g orzechów makadamia
  • sól
  • pieprz
  • 4 szklanki surowej brukselki pokrojonej na bardzo wąskie paseczki
  • 1 wąska cebulka dymka pokrojona na plasterki (część biała i zielona)
  • 2 łyżki drobno posiekanej natki pietruszki
  • 1 pokrojone w kostkę awokado
Wykonanie:
  1. Soczewicę zalej 1 i 1/2 szklanki gorącego bulionu z oliwy z oliwek i gotuj pod przykryciem na patelni, na wolnym ogniu około 30 minut, aż będzie miękka i wchłonie cały płyn. Pozostaw do ostygnięcia.
  2. Rozgrzej piekarnik do temperatury 180 stopni.
  3. Wyłóż orzechy na papier do pieczenia, spryskaj je olejem w sprayu, posól, popierz i piecz ok. 12 minut aż staną się złote i zaczną intensywnie pachnieć. Wyjmij je z piekarnika i pozostaw do ostygnięcia.
  4. Wszystkie składniki połącz bezpośrednio przed podaniem surówki.

Składniki dressingu:
  • 1 świeży, bardzo dojrzały ananas pokrojony na kawałki
  • 1/4 szklanki miodu
  • 1/4 szklanki octu ryżowego
  • 1 cebulka dymka posiekana bardzo drobno (tylko biała część)
  • 1 mały zgnieciony ząbek czosnku
  • 1 łyżeczka musztardy Dijon z ziarnami gorczycy
  • 2 łyżki oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia
  • sól
  • pieprz
Wykonanie:
  1. Zblenduj ananasa, najlepiej w rozdrabniaczu, na gładką masę. Przecedź masę przez sito z rzadkimi oczkami lub durszlak odrzucając  pozostałą najsilniej spienioną część (można ją skonsumować na miejscu;)).
  2. Do ananasowego soku dodaj wszystkie pozostałe składniki z wyjątkiem musztardy i oleju i jeszcze raz blenduj, przez dosłownie kilka sekund.
  3. Końcówkę blendera zamień na mieszadełka miksera. Miksując całą masę dodaj najpierw musztardę, następnie oliwę, którą wlewaj do sosu wąskim strumieniem, tak jak robi się to sporządzając majonez. Całość dopraw solą i pieprzem.
  4. Dressingiem polej obficie surówkę, starannie wymieszaj i natychmiast podawaj.
Z czym podawać:

Z uwagi na obecność w surówce soczewicy, można ją jeść bez żadnych dodatków, nawet bez chleba, choć wiadomo, że jak na surówkę przystało, smakowałaby w wielu różnych konfiguracjach.:)

Moje refleksje:

Surówka nie rzuciła mnie na kolana. 
Nie z powodu tego, jakobym miała jakieś zastrzeżenia co do jej smaku, nie. Nie podobało mi się jedynie, że zbyt szybko zwilgotniała i zrobiła się papkowata, czego nie lubię. 
Może to wina niezbyt świeżej brukselki?
A może zamiast niej lepiej by było użyć jakiejś twardszej odmiany kapusty?
Nie wiem, ale z pewnością spróbuję jeszcze innych opcji.

Dodatek orzechów makadamia uważam za dotknięcie mistrza - gdyby nie ich cena (i - uwaga - wysoka kaloryczność!), pakowałabym je teraz z zapałem chyba do wszystkiego, do czego by się nadały - bardzo fajne orzechy!

Jeśli zaś chodzi o sos... 
Moi Drodzy, ten sos to prawdziwa poezja smakowa, majstersztyk kulinarny, którego klasy nie da się wyrazić słowami, a przynajmniej ja się tego nie podejmuję...
Powiem jedynie, że wpadłam w niego po same uszy i już za nic nie dam się wyciągnąć.:)

Gotowe!










Bardzo smacznego!

piątek, 25 lutego 2011

QUESADILLA Z GRILLOWANYM KURCZAKIEM i ananasem

Bardzo lubię kuchnię meksykańską, a w niej szczególnym sentymentem darzę tortille i często je przyrządzam w różny sposób, zwykle w formie najprostszych quesadille - jedynie z żółtym serem, papryką i pomidorem - na śniadanie.
Ale teraz mieli przyjść goście (i jak się można domyśleć nie o 7.00 rano;)), więc wykombinowałam sobie, że warto tę pyszną i bardzo lubianą w moim domu potrawę, podać jako przekąskę w nieco bogatszym, niemniej naturalnie wciąż dietetycznym wydaniu.



Quesadilla to żółty ser, a żółty ser to tłuszcz i kalorie. Jak obejść ten problem na redukcji?


Cudów nie ma, trzeba po prostu użyć sera o zmniejszonej zawartości tłuszczu i ten ser ograniczyć do maksymalnie minimalnych;) rozmiarów, takich, żeby placki tortilli były chociaż (i jedynie) w stanie się skleić. To zasada pierwsza. Zasada druga brzmi zaś - użyć na tyle wyrazistych smakowo dodatków, żeby mimo serowych ograniczeń quesadilla wciąż pozostała apetyczna.

Podobnie jak w przypadku -> pizzy idealnym komponentem dietetycznej quesadilli są więc składniki pieczone/grillowane. Ja użyłam dzisiaj piersi z kurczaka oraz ananasa.


16 cudownie chrupiących kawałków quesedalli zrobionych z małych pszennych tortilli ma razem ok. 1900 kcal. Wartość tę można nieco zmniejszyć nie podsmażając tortilli, a je piekąc, niemniej trzeba się liczyć z tym, że dużo kalorii się w ten sposób nie zaoszczędzi, bo nawet tak przygotowane placki trzeba spryskiwać lekko olejem, żeby się zrumieniły, w przeciwnym razie, choć  smaczne, mogą wyglądać na spalone.


Składniki:

  • 2 filety z piersi kurczaka
  • 2 łyżeczki oleju
  • 3 łyżeczki soku z cytryny
  • sól
  • pieprz
  • 1/2 dużego ananasa
  • 1 opakowanie - 8 małych tortilli
  • 120 g tartego żółtego sera light /użyłam sera z serii Linessa z Lidla/
  • ostra zielona papryczka jalapeño drobno pokrojona /użyłam 6 plastrów takiej ze słoika/
  • opcjonalnie sos barbecue

Wykonanie:
  1. Filety lekko rozbij tłuczkiem.
  2. W małej miseczce połącz olej, sok z cytryny, sól i pieprz. Sporządzoną marynatą posmaruj mięso z obu stron i odstaw na 15 minut.
  3. Pokrój ananasa w równej wielkości słupki, po czym każdy z nich nadziej na szpadkę uprzednio przez 10 minut moczoną w wodzie.
  4. Ustaw piekarnik na funkcję grillowania. Opiekaj najpierw filety po ok. 10 minut z każdej strony, następnie ananasa po ok. 13 minut z dwóch stron. Ananas jest dobrze zgrillowany, jeśli nie wypływa z niego sok.
  5. Po upieczeniu pokrój mięso i ananasa na cienkie plastry.
  6. Rozgrzej patelnię i spryskaj ją olejem w sprayu. Podsmaż na niej 4 tortille z jednej strony. Każdą gorącą tortillę posyp 1/8 sera od usmażonej strony. Na ser kładź kurczaka, następnie ananasa i papryczkę. Całość dopraw niewielką ilością sosu barbecue i posyp resztą sera.
  7. Ponownie rozgrzej patelnię i podsmaż pozostałe tortille. Gorące placki kładź podsmażoną stroną na spody z nadzieniem i przyciskaj.
  8. Gotowe quesadille podsmażaj na małym ogniu, na spryskanej olejem patelni przez 3-4 minuty z obu stron, dociskając placki, żeby roztapiający się ser dobrze je skleił. Usmażone trzymaj w ciepłym miejscu, najlepiej w piekarniku nastawionym na 60 stopni.
  9. Przed podaniem pokrój je radełkiem do pizzy na 4 części (dużą quesadillę kroi się obowiązkowo na 6).
Z czym podawać:

Quesadilla doskonale smakuje zarówno na ciepło jak i na zimno z lajtowym serkiem homogenizowanym (zamiast śmietany) lub keczupem, lub tym i tym.;) 

Gotowe!

Bardzo smacznego!

Potrawa zostaje zgłoszona do konkursu  -> Jestem miłością w kategorii przekąsek.

Edit: 
Danie zostało dostrzeżone i nagrodzone przez Kubę - autora bloga kulinarnego -> Kuba Pichci i jednocześnie pomysłodawcę konkursu, co jest dla mnie wielką radością i za co niniejszym serdecznie Kubie dziękuję.:)

poniedziałek, 14 lutego 2011

NALEŚNIKI Z ANANASEM, miodem i... tajemnicą

W zasadzie to ja Walentynki kontestuję. I wcale nie dlatego, że mam coś przeciwko popkulturze (choć trochę mam), ani personalnie Świętemu Walentemu (tu przynajmniej jest jasność sytuacji) ale dlatego, że w pierwszej kolejności nieco drażni mnie bezkrytyczne przejmowanie obcego, plastikowego wzorca, podczas kiedy nasz rodzimy - absolutnie unikalny i bezpretensjonalny - idzie w odstawkę. 
Mam tu na myśli niemal zapomniane słowiańskie Święto Kupały - święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności, radości i MIŁOŚCI (cyt. Wikipedia), przypadające w najkrótszą noc roku. Magiczne, niezwykłe święto, które obchodzi cała, bez wyjątku przyroda, nie wskutek medialnego szumu i reklam, ale sama z siebie - dźwięcznie, na kwitnąco, na pachnąco. 
I pomyśleć, że myśmy się takiego fascynującego świętowania - wespół z naturą - wyrzekli. I to na czyją rzecz? Na rzecz skutego lodem i serduszkowo banalnego Walentego...

Jak mawiała moja Babcia  - niby rozumiem, ale pojąć nie mogę.;)

W drugiej kolejności nie celebruję Walentynek z powodu tego, że ja w ogóle organicznie nie znoszę celebracji. Żadnych świąt ani im podobnych. Jakaś się taka urodziłam... z defektem dojmującej potrzeby normalności i co usłyszę - ŚWIĘTO, to się jeżę, żeby przypadkiem nie było OBOWIĄZKU obchodzić.
Bez OBOWIĄZKU obchodzenie (i wiele innych rzeczy zresztą też) idzie mi nad podziw gładko.;)

Tak więc skoro już to całe walentynkowe święto jest i się święci, i nikt mnie do uczestnictwa w nim nie zmusza, to nie widzę powodu, dla którego miałabym akurat w Walentynki nie zjeść na śniadanie naleśników z ananasem, miodem i... pewnym tajemniczym dodatkiem, sprawiającym, że wszystkie te niby zwyczajne składniki nabierają naraz bardzo specjalnych, bo afrodyzjujących właściwości.

Przygotowane przeze mnie ciasto naleśnikowe jest oczywiście jego dietetyczną wersją, wykonaną, podobnie jak niedawno zaprezentowane -> placuszki, bez dodatku mąki. Jej rolę znów przejęły otręby, choć w nieco innej tym razem postaci, bo drobno zmielone (młynkiem do kawy). Tak wykonane naleśniki wymagają większej ilości lub też bardziej zdecydowanego w smaku nadzienia, w przeciwnym razie będzie można odnieść wrażenie konsumowania jajecznicy w formie wielkiego, okrągłego opłatka, a chyba niezupełnie o to ma w tym wszystkim chodzić.:)

Wartość energetyczna 5 dużych naleśników (patelnia o średnicy 28 cm), które wyjdą (a przynajmniej powinny;)) z podanych niżej składników wynosi ok. 1000 kcal.
Wydaje się, że bardzo niedużo, prawda?
I patrząc na to okiem ortodoksyjnego wyznawcy liczenia kalorii, faktycznie tak jest.
Ale kalorie mają swoją wartość nie tylko liczbową, jakościową również. I to własnie brak rozeznania w tej kwestii jest najczęstszą przyczyną niepowodzeń w odchudzaniu.

Oglądając nasze walentynkowe danie pod lupą zauważymy, że głównym źródłem kalorii są tutaj węglowodany pochodzące od miodu i ananasa - cukry proste -  ma ono tzw. wysoki indeks glikemiczny.
Oznacza to, iż wraz z nim organizm otrzyma naraz większą dawkę energii, niż będzie w stanie na bieżąco zużytkować (cukry proste trawią się błyskawicznie, np. 1 godzinę, podczas gdy liczba kalorii, którą dostarczają, jest potrzebna organizmowi na przeżycie powiedzmy - 3 godzin), a to zwykle skutkuje odłożeniem się tego nadmiaru "na potem", w postaci tkanki tłuszczowej, ewentualnie spowolnieniem lub zatrzymaniem procesu redukcji.
Znaczy kaloria kalorii nie równa.

A teraz praktyczny wniosek.
Nasze pożywne śniadanie w formie, w której je dziś przedstawiam, nadaje się jedynie na świąteczny poranek, ewentualnie jako deser spożyty po intensywnym wysiłku fizycznym. Żeby móc je jadać na codzień należałoby albo wybrać na nadzienie mniej i uboższe w cukry proste owoce (np. jabłka, truskawki, jagody) i jednocześnie ograniczyć ilość miodu do 2-3 łyżeczek, albo całkowicie zrezygnować z jednego z tych dwóch dodatków.
W obu przypadkach, niestety, danie straci swoją specjalną moc...;)

Składniki:

  • 4 duże jajka
  • 1/2-3/4 szklanki mleka 0,5%
  • 4 łyżki otrębów owsianych
  • 2 łyżki otrębów pszennych
  • 1 mały, bardzo dojrzały ananas
  • 2 łyżki miodu
  • 2/3 kostki sera twarogowego 0%
  • 3 krople aromatu waniliowego
  • 1 łyżeczka CZEGOŚ

I teraz zagadka:
Jak myślicie, jakiego tajemniczego składnika mogłam użyć?
Podpowiem, że najlepiej jest on widoczny na pierwszym zdjęciu.


Edit: 
Zagadka rozwiązana w ekspresowym tempie przez Kulinarne-Smaki, na którą czeka cenna -> nagroda - niespodzianka.:)
To tajemnicze COŚ to słodki sos chili.
Kombinacja ananasa z miodem i chili stanowi ponoć jeden z najsilniejszych afrodyzjaków. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam tylko... zachęcam do wypróbowania.;)

Skrócona instrukcja obsługi ananasa
Wykonanie:
  1. Jajka, mleko i otręby ubij w misce na pulchną masę za pomocą miksera.
  2. Miąższ ananasa pokrój w małą kostkę.
  3. W średniej wielkości garnuszku rozgrzej miód i dodaj do niego ananasa. Całość podgrzewaj przez ok. 3-5 minut ciągle mieszając.
  4. Połowę ananasa z miodem dodaj do twarogu i delikatnie zblenduj, tak, żeby część owoców pozostała w kawałkach.
  5. Rozgrzej dobrze patelnię spryskaną wcześniej olejem w sprayu.
  6. Każdorazowo bardzo dokładnie mieszając masę naleśnikową (otręby są ciężkie i opadają na dno) wylewaj ją na patelnię szybko i zdecydowanie, w taki sposób, żeby równomiernie i jak najcieńszą warstwą pokryła całą powierzchnię. Smaż naleśniki na średnim ogniu, po ok. 3 minuty z każdej strony. 
  7. Usmażone naleśniki smaruj twarogiem, składaj i przed podaniem ozdabiaj resztą ananasa w miodzie edit: oraz kleksem z sosu chili.

Gotowe!


Bardzo smacznego!

Źródło przepisu na ciasto naleśnikowe - Forum Dukana

Potrawa zostaje zgłoszona do akcji Lejdi -> Walentynki 14.02.2011. Czym TO się je?

Blog jest obecny w serwisie

TOP 10 ostatniego miesiąca