Krewetki.
Już jakiś czas temu postawiłam sobie za punkt honoru znaleźć przepis na jak najlepsze, takie choć trochę zbliżone do tych przeze mnie ukochanych, czyli w cieście, których samodzielnie za nic nie potrafię odtworzyć.:(
Szukam zatem innych rozwiązań - wierzę, że gdzieś czekają na mnie, na to, że je odkryję i że się nimi bez umiaru zachwycę - Domowe Krewetki Idealne.:)
To niestety jeszcze nie te:
Szukam zatem innych rozwiązań - wierzę, że gdzieś czekają na mnie, na to, że je odkryję i że się nimi bez umiaru zachwycę - Domowe Krewetki Idealne.:)
To niestety jeszcze nie te:
Które choć dobre, naprawdę, stawiam na razie na drugim miejscu po -> hinduskich. Na razie, bo jak sądzę, tkwi w nich spory potencjał. Dlatego jeszcze po nie sięgnę - aczkolwiek z pewną modyfikacją. Następnym razem wylądują mianowicie tuż pod spiralą grilla, żeby się mocniej przypiekły z zewnątrz - pragnę, pożądam mega chrupiących krewetek, krewetkowych chipsów wręcz i dotąd będę szukać, aż znajdę takie, które mnie pod tym względem w 100 %-ach zadowolą.:)
Tym zabrakło do setki tych procent... 20, no może 15.:)
Ciekawe jak smakowałyby z grilla takiego ogrodowego?
Myślę, że mogłyby całkiem nieźle. Nawet przeciwnikom krewetek, na czele których niewzruszenie stoi moja mama.
Czy zastanawialiście się kiedykolwiek w czym można upatrywać swojej niechęci do skosztowania pewnych potraw?
Myślę tak sobie, że czasem ma ona uzasadnienie w fizjologii i jest intuicyjnym unikaniem tego, co autentycznie może organizmowi zaszkodzić.
Znacznie częściej jest jednakże - tak uważam - wyłącznie skutkiem przekonań, które nabyliśmy w drodze socjalizacji i które pielęgnujemy w sobie latami, a nawet przez całe życie z podziwu godną determinacją, w celu...
Na pytanie o cel przebywania w narzuconych samemu sobie granicach, każdy musiałby już sobie odpowiedzieć osobiście.
Co zyskuję trwając uparcie w przekonaniu, że ten lub inny produkt jest niesmaczny i nigdy nawet nie próbując tej tezy zweryfikować?
Poczucie bezpieczeństwa?
Wrażenie sprawowania kontroli?
Miałam około 10 lat, kiedy pojechaliśmy z rodzicami na wakacje, nad jezioro. Moim ulubionym zajęciem było wówczas łowienie małych rybek, takich które zwykle kręcą się tuż przy brzegu i które od zawsze mocno mnie fascynowały - uklejek.
Znałam dobrze ich grzbiety, tymczasem chciałam zobaczyć - ba, dokładnie obejrzeć - jak wyglądają całe, z boku i od dołu od czubków pyszczków po same ogony.
Mama wsparła więc moją ichtiologiczną pasję ofiarowując mi swoją pończochę, tata zaś - konstruując z niej rybacką sieć wizualnie przypominającą raczej podbierak. Albo siatkę na motyle, których łapaniem zajmowałam się tego lata równie namiętnie, co obserwacją ryb.:)
Pewnego dnia, a ściślej mówiąc wieczora, miałam tak dobre branie, że naraz trafiło mi się 7 rybek, co do których w jednej chwili powzięłam ambitne plany - rozpoczęcia domowego chowu akwariowego i przygotowania ich (utuczenia) do kolejnego sezonu wędkarskiego w charakterze żywej przynęty na szczupaka dla taty.
Rybki powędrowały więc do słoika, słoik na stół, ja zaś, nieco zmęczona połowem, do łóżka a wraz ze mną moje jeszcze nie ujawnione nikomu zamiary.
Po porannym przebudzeniu pierwszą rzeczą, którą zrobiłam było naturalnie sprawdzenie stanu rybek.
Ku mojemu zaskoczeniu w słoiku znajdowała się zaledwie 1/4 wody i żadnej rybki. Tata i brat spali. Odpowiedzi na pytanie co stało się z rybkami mogła mi udzielić jedynie mama.
Ale mamy nie było, ponieważ co rano chodziła do lasu po jagody.
Czekanie na nią trwało chyba z pół mojego życia.
Kiedy wreszcie weszła, zadowolona, z jagodami, do domku, wypaliłam od razu:
- "Nie wiesz, co się stało z moimi rybkami?!"
Reszta wydarzeń działa się jak na zwolnionym filmie.
Mama wzrok na mnie.
Ja wzrok na słoik.
Mama wzrok na słoik, następnie znowu na mnie, sekundę potem dłoń na buzię i wypad przed domek.
To ona.
To ona w nocy wstała, spragniona sięgnęła po słoik i wypiła moje rybki!
I nie wyszłoby z tego żadne, najmniejsze halo, gdyby sobie tego nie uświadomiła.
Oto jak działa przekonanie.
Steruje naszą percepcją czyli sposobem odbierania i reagowania na bodźce płynące z zewnątrz.
Na każdym gruncie, kulinarnym również, przekonania mogą być tak samo budujące co i destrukcyjne.
Destrukcyjne są zawsze wtedy, kiedy nie tyle stoją w sprzeczności z prawdami głoszonymi przez autorytety (autorytety wszak mogą się mylić), ile, kiedy zagrażają bezpośrednio nam samym, naszemu życiu lub zdrowiu.
A skąd to wiedzieć, jeśli nie od autorytetów właśnie?
Z dietą akurat jest względnie łatwo.
Często wystarczy zaobserwować własne ciało. Ono, poprzez różnego rodzaju dolegliwości, zwykle samo mówi nam, że coś z naszym odżywianiem się jest nie tak, na długo wcześniej, zanim problemy ze zdrowiem zaczną już wręcz destabilizować nasze życie. Mówi to bardzo wyraźnie, jednak do osób żyjących w przekonaniu, że ciało to wyłącznie przytwierdzony do głowy pojemnik do napełniania, nie zaś wymagająca szacunku i troski istotna część ich samych, zwykle niewiele dociera. Przekonaniowy filtr zatrzyma każdą informację, która ośmiela mu się sprzeciwić.
"Przekonania są wrogami prawdy bardziej niebezpiecznymi od kłamstw."
Nietzsche
Zachęcam, gorąco zachęcam do próby powalczenia ze swoimi starymi, destrukcyjnymi przekonaniami typu:
Prędzej się pochoruję, niż zjem surową rybę (sushi).
Krewetki są obrzydliwe - nie ma mowy, żebym kiedykolwiek wzięła coś takiego do ust.
Ryb morskich nie jadam, bo śmierdzą.
Itp., itd.
i zbudowania nowych np. takich, że:
Jedząc często ryby uniknę zawału.:)
Więcej ryb i owoców morza na moim talerzu oznacza dłuższe życie.:)
Ryby i owoce morza wprowadzone na stałe do mojej diety sprawią, że stanę się w widoczny sposób zdrowszy i silniejszy.:)
To ostatnie nie tyczy się osobliwego przypadku mojej mamy, ale wyjątek tylko potwierdza regułę...;)
Wartość energetyczna dania około 500 kcal.
Składniki:
- 16 ugotowanych krewetek królewskich /użyłam 11/
- 1 mały ananas
- opcjonalnie wiórki kokosowe do dekoracji
Marynata:
- 150 ml soku ananasowego bez cukru
- 2 łyżki białego octu winnego
- 2 łyżki brązowego cukru
- 2 łyżki wiórków kokosowych /użyłam płatków migdałów/
Wykonanie:
- Z krewetek usuń twarde ogonki.
- Ananasa obierz, przekrój na pół, usuń zdrewniały rdzeń i połowę miąższu pokrój w równą kostkę.
- Połowę soku ananasowego rozmieszaj w płaskim, niemetalowym naczyniu wraz z octem, cukrem i wiórkami. Dołóż krewetki, kawałki ananasa, starannie wymieszaj i odstaw na co najmniej 30 minut.
- Ananasa i krewetki wyjmij z marynaty i na przemian nadziej na szpadki.
- Marynatę przecedź /ponieważ użyłam płatków migdałów nie było potrzeby tego robić/ i przelej do blendera. Pozostałą część ananasa pokrój na kawałki i zblenduj wraz z marynatą i resztą soku na gładki sos.
- Włącz piekarnik na funkcję grillową.
- Sos przelej na małą patelnię i gotuj przez kilka minut aż zgęstnieje.
- Szaszłyki posmaruj sosem i przełóż na ruszt, na najwyższą półkę. Grilluj po 3 minuty z dwóch stron smarując każdy obficie sosem.
- Podawaj według uznania posypane wiórkami z gorącym sosem.
Z czym podawać:
Myślę, że pasowałby do nich ryż, choć prawdę powiedziawszy ja zjadłam te krewetki bez żadnych dodatków.:)
Gotowe!
Bardzo smacznego!
Źródło - "Dania niskotłuszczowe"
Potrawę dodaję do akcji Kingi -> Ryby!!!