W zasadzie to ja Walentynki kontestuję. I wcale nie dlatego, że mam coś przeciwko popkulturze (choć trochę mam), ani personalnie Świętemu Walentemu (tu przynajmniej jest jasność sytuacji) ale dlatego, że w pierwszej kolejności nieco drażni mnie bezkrytyczne przejmowanie obcego, plastikowego wzorca, podczas kiedy nasz rodzimy - absolutnie unikalny i bezpretensjonalny - idzie w odstawkę.
Mam tu na myśli niemal zapomniane słowiańskie Święto Kupały - święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności, radości i MIŁOŚCI (cyt. Wikipedia), przypadające w najkrótszą noc roku. Magiczne, niezwykłe święto, które obchodzi cała, bez wyjątku przyroda, nie wskutek medialnego szumu i reklam, ale sama z siebie - dźwięcznie, na kwitnąco, na pachnąco.
I pomyśleć, że myśmy się takiego fascynującego świętowania - wespół z naturą - wyrzekli. I to na czyją rzecz? Na rzecz skutego lodem i serduszkowo banalnego Walentego...
Jak mawiała moja Babcia - niby rozumiem, ale pojąć nie mogę.;)
W drugiej kolejności nie celebruję Walentynek z powodu tego, że ja w ogóle organicznie nie znoszę celebracji. Żadnych świąt ani im podobnych. Jakaś się taka urodziłam... z defektem dojmującej potrzeby normalności i co usłyszę - ŚWIĘTO, to się jeżę, żeby przypadkiem nie było OBOWIĄZKU obchodzić.
Bez OBOWIĄZKU obchodzenie (i wiele innych rzeczy zresztą też) idzie mi nad podziw gładko.;)
Tak więc skoro już to całe walentynkowe święto jest i się święci, i nikt mnie do uczestnictwa w nim nie zmusza, to nie widzę powodu, dla którego miałabym akurat w Walentynki nie zjeść na śniadanie naleśników z ananasem, miodem i... pewnym tajemniczym dodatkiem, sprawiającym, że wszystkie te niby zwyczajne składniki nabierają naraz bardzo specjalnych, bo afrodyzjujących właściwości.
Przygotowane przeze mnie ciasto naleśnikowe jest oczywiście jego dietetyczną wersją, wykonaną, podobnie jak niedawno zaprezentowane -> placuszki, bez dodatku mąki. Jej rolę znów przejęły otręby, choć w nieco innej tym razem postaci, bo drobno zmielone (młynkiem do kawy). Tak wykonane naleśniki wymagają większej ilości lub też bardziej zdecydowanego w smaku nadzienia, w przeciwnym razie będzie można odnieść wrażenie konsumowania jajecznicy w formie wielkiego, okrągłego opłatka, a chyba niezupełnie o to ma w tym wszystkim chodzić.:)
Wartość energetyczna 5 dużych naleśników (patelnia o średnicy 28 cm), które wyjdą (a przynajmniej powinny;)) z podanych niżej składników wynosi ok. 1000 kcal.
Wydaje się, że bardzo niedużo, prawda?
I patrząc na to okiem ortodoksyjnego wyznawcy liczenia kalorii, faktycznie tak jest.
Ale kalorie mają swoją wartość nie tylko liczbową, jakościową również. I to własnie brak rozeznania w tej kwestii jest najczęstszą przyczyną niepowodzeń w odchudzaniu.
Oglądając nasze walentynkowe danie pod lupą zauważymy, że głównym źródłem kalorii są tutaj węglowodany pochodzące od miodu i ananasa - cukry proste - ma ono tzw. wysoki indeks glikemiczny.
Oznacza to, iż wraz z nim organizm otrzyma naraz większą dawkę energii, niż będzie w stanie na bieżąco zużytkować (cukry proste trawią się błyskawicznie, np. 1 godzinę, podczas gdy liczba kalorii, którą dostarczają, jest potrzebna organizmowi na przeżycie powiedzmy - 3 godzin), a to zwykle skutkuje odłożeniem się tego nadmiaru "na potem", w postaci tkanki tłuszczowej, ewentualnie spowolnieniem lub zatrzymaniem procesu redukcji.
Znaczy kaloria kalorii nie równa.
A teraz praktyczny wniosek.
Nasze pożywne śniadanie w formie, w której je dziś przedstawiam, nadaje się jedynie na świąteczny poranek, ewentualnie jako deser spożyty po intensywnym wysiłku fizycznym. Żeby móc je jadać na codzień należałoby albo wybrać na nadzienie mniej i uboższe w cukry proste owoce (np. jabłka, truskawki, jagody) i jednocześnie ograniczyć ilość miodu do 2-3 łyżeczek, albo całkowicie zrezygnować z jednego z tych dwóch dodatków.
W obu przypadkach, niestety, danie straci swoją specjalną moc...;)
Składniki:
- 4 duże jajka
- 1/2-3/4 szklanki mleka 0,5%
- 4 łyżki otrębów owsianych
- 2 łyżki otrębów pszennych
- 1 mały, bardzo dojrzały ananas
- 2 łyżki miodu
- 2/3 kostki sera twarogowego 0%
- 3 krople aromatu waniliowego
- 1 łyżeczka CZEGOŚ
I teraz zagadka:
Jak myślicie, jakiego tajemniczego składnika mogłam użyć?
Podpowiem, że najlepiej jest on widoczny na pierwszym zdjęciu.
Edit:
Zagadka rozwiązana w ekspresowym tempie przez Kulinarne-Smaki, na którą czeka cenna -> nagroda - niespodzianka.:)
Zagadka rozwiązana w ekspresowym tempie przez Kulinarne-Smaki, na którą czeka cenna -> nagroda - niespodzianka.:)
To tajemnicze COŚ to słodki sos chili.
Kombinacja ananasa z miodem i chili stanowi ponoć jeden z najsilniejszych afrodyzjaków. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam tylko... zachęcam do wypróbowania.;)
Skrócona instrukcja obsługi ananasa |
- Jajka, mleko i otręby ubij w misce na pulchną masę za pomocą miksera.
- Miąższ ananasa pokrój w małą kostkę.
- W średniej wielkości garnuszku rozgrzej miód i dodaj do niego ananasa. Całość podgrzewaj przez ok. 3-5 minut ciągle mieszając.
- Połowę ananasa z miodem dodaj do twarogu i delikatnie zblenduj, tak, żeby część owoców pozostała w kawałkach.
- Rozgrzej dobrze patelnię spryskaną wcześniej olejem w sprayu.
- Każdorazowo bardzo dokładnie mieszając masę naleśnikową (otręby są ciężkie i opadają na dno) wylewaj ją na patelnię szybko i zdecydowanie, w taki sposób, żeby równomiernie i jak najcieńszą warstwą pokryła całą powierzchnię. Smaż naleśniki na średnim ogniu, po ok. 3 minuty z każdej strony.
- Usmażone naleśniki smaruj twarogiem, składaj i przed podaniem ozdabiaj resztą ananasa w miodzie edit: oraz kleksem z sosu chili.
Gotowe!
Bardzo smacznego!
Źródło przepisu na ciasto naleśnikowe - Forum Dukana
Potrawa zostaje zgłoszona do akcji Lejdi -> Walentynki 14.02.2011. Czym TO się je?
Smacznie wyglądają te naleśniczki :) Jak bym miała zgadywać co to jest to COŚ to czuję, że mogłoby to być coś ostrego np. jakiś sos chili dla podbicia smaku
OdpowiedzUsuńKulinarne-smaki - gratulacje!
OdpowiedzUsuńDokładnie - to słodki sos chili. Bałam się dodać go bezpośrednio do miodu, ale pewnie niepotrzebnie. Tutaj jest osobno, niemniej wydaje mi się, że połączony bezpośrednio z miodem i ananasem smakowałby jeszcze lepiej.
Mam dla Ciebie nagrodę, którą chciałabym wysłać pocztą. Jeśli się zgadzasz - podaj mi, proszę, swój adres na maila:
lekka@onet.pl
Kulinarne-smaki - gratulacje! Teraz wydaje mi się to takie oczywiste, ale nie wiem czy bym od razu odgadła:)
OdpowiedzUsuńA naleśniczki - wyśmienite. I jaki zbieg okoliczności, że i u mnie dzisiaj:)
@Aniu, raz z Kulinarnymi-Smakami tez się na coś zgrałyśmy. Nie moge sobie przypomnieć... Aaaa, to było a'propos promocji sniadań!
OdpowiedzUsuńChciałem niniejszym zdementować, że: all you need is love.
OdpowiedzUsuńNowa wersja brzmi: all you need is naleśnik. Yeeee .....
No, wyglądają arcysmacznie. Szkoda gadać (pisać).
Tylko robić i zajadać słuchając i mrucząc pod nosem "My heart will go" razem z Celine Dion :)
Duńczycy zapalają jeszcze świeczkę w takich okolicznościach.
(Mruczymy z zadowolenia, bo w buzi świetne naleśniki, Celina śpiewa, świeczka się pali)
I mamy piękny Valentine's Day :)
Jupiii pierwszy raz coś wygrałam :) Dziękuję :*
OdpowiedzUsuńNiesamowicie mnie zaskoczyłaś, że to coś, to sos chili - spodziewałam się słodkiego dodatku. Napięcie podczas lektury przepisu było prawie jak przy czytaniu kryminału :o))
OdpowiedzUsuńDo świąt, w tym Walentynek, mam podobne podjeście - wszelkie świętowanie ma dla mnie posmak obowiązku a obowiązki nie kojarzą mi się z przyjemnością. Cieszę się, że nie jestem jedynym odmieńcem niechętnym świętom.
Pozdrawiam!
Bardzo lubię otrębowe naleśniki, czasem też dodaję do nich skrobię kukurydzianą. A udało mi się również kupić otręby mielone, co ratuje mi życie, bo zepsuł się mój blender.
OdpowiedzUsuńI lubię ich smak. Dodaję też dużo cynamonu.
Twoje zestawienie smakowe jest bardzo kuszące, z tajemniczym dodatkiem włącznie :)
@Piotruś, o ile się nie mylę, to oni są uzależnieni od świeczek, bez konieczności dodatkowego tła w postaci Walentynek.
OdpowiedzUsuńA te naleśniki obiecuje Ci zrobić przy najbliższej możliwej okazji, bo wiem, że nie masz młynka do kawy.:)
Za to masz dobry humor. To nawet wolę.:)
@Kulinarne-Smaki, a ja dziękuję Tobie, że tu przychodzisz.:)
@Hahaha, Haniu, nie byłam go świadoma.:))) Tego napięcia.:))) To super, że moje pisanie może wzbudzać emocje.:) Zrobiłaś mi ogromną przyjemność swoimi słowami.:)
@Turlaczku, czy skrobia trochę "lepi" to ciasto? Jest z nią lepsze? Nie doszłam do tego etapu i nie zakupiłam skrobi. Cynamon uwielbiam i na słodko czyli do deserów i na ostro czyli do mięsa. Dajesz go do ciasta czy do nadzienia?
A ja stawiałam na sos truskawkowy:) Naleśniki pierwsza klasa. No i dużo ciekawych informacji
OdpowiedzUsuń@Kabamaigo, faktycznie, na wizus to sos truskawkowy.:)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o wykład, to aż samą mnie czasem krępuje to stałe uprawianie belferki - po prostu zboczenie zawodowe.;)
uwielbiam naleśniki z truskawkami, więc zapisuję przepis i czekam na sezon. myślę, że miód, truskawki i chilli to też niezły afrodyzjak :) no i mają bardzo niski ig :)
OdpowiedzUsuń@Kaś, wiesz, że to zestawienie chyba też może podziałać. A najbardziej działa pewnie po prostu miłość. Taka bez polepszaczy, konserwantów i sztucznych barwników - naturalna, czysta i autentyczna.
OdpowiedzUsuńI takiej miłości Wszystkim Wam życzę.
Ot tak, bez okazji, 15 lutego.;)
I ja zgadłem, i ja, i ja. To chili.
OdpowiedzUsuńZgadłem bo się przyjrzałem z bliska i zobaczyłem małe czerwone kropeczki na ananasie. I o afrodyzjaku sobie przypomniałem, bo w filmie "Czekolada" to Pani Binoche dodawała do czekolady chili.
Pewnie nic nie wygrałem bo za późno ....
Może następnym razem :)
I dlatego właśnie Johny Deep tak pięknie grał na gitarze "Minor Swing".
OdpowiedzUsuńWarto posłuchać jak się gra po chili :)
@Piotruś, i chciałam coś natychmiast zrobić, po przeczytaniu tego, co tu napisałeś, ale na razie nie mogę, zrobię to później (w weekend?), ale Ty jesteś inspirujący...
OdpowiedzUsuńcudne są te naleśniki. uwielbiam świeżego ananasa.
OdpowiedzUsuń@Asiejko, ja też, ja też...;)
OdpowiedzUsuń