"Motywacja jest tym, co pozwala ci zacząć, nawyk jest tym, co pozwala ci wytrwać."
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jajka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jajka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 28 czerwca 2011

JAJKA szpinakowo-pieczarkowe W POMIDORACH

Czy jest tu na sali jakiś szpinakonienawistnik?

Bo gdyby był, to ja jestem skłonna i gotowa uwolnić go od tego jakże destrukcyjnego zaburzenia przy pomocy 7 terapeutycznych jajek w pomidorach. 
Rzecz jasna, że ze szpinakiem.

Akcja jest super promocyjna - rezygnuję z honorarium, jak również wymogu wychwalania mojego lekkiego imienia po wszystkich odpustach;) w zamian oczekując jedynie krótkiego komentarza pod niniejszą notką, w stylu:
- ugotowałem,
- skosztowałem,
- pokochałem.

To naprawdę nic, w stosunku do organoleptycznej rozkoszy, którą gwarantuję całym swoim jestestwem.

No to jak - jest ktoś chętny?





Moje zaproszenie uwzględnia oczywiście również zdeklarowanych już amatorów szpinaku i przy okazji także: jajek, pomidorów, pieczarek i w ogóle lekkiej kuchni. Czujcie się, Kochani, jak u siebie w domu i częstujcie czym chata bogata.:)

Choć nie serwuję blin, a na zdjęciach widać skandynawskie i brytyjskie akcenty, brzmię słowiańsko, prawda?

Skutek Wieczoru Kupały, o którym pisałam przy okazji -> Sałatki z bobu, a który wciąż we mnie tkwi:


("Ballada o próżności" i "Zaręczyny" - oba tańce w technice tańca współczesnego)


i obejrzanych następnie raz za razem trzech rosyjskich filmów - Cyrulik syberyjski, Admirał oraz Spaleni słońcem (ten ostatni polecam szczególnie, jeśli ktoś jeszcze nie widział), przez co całkiem wsiąkłam w konwencję.:)

Uprzedzam pytanie - ani na koncercie ani na seansach nie podawano szpinaku.:)

I bardzo dobrze.

Szpinak to idealne wręcz warzywo na odchudzanie. 
Jest niskokaloryczny. Pobudza przemianę materii i dodatkowo zawiera powodujące przyrost tkanki mięśniowej fitoekdysteruoidy.

Ale skuteczniej się chudnie 
- tańcząc samemu, niż patrząc jak tańczą inni, a także
- nie podżerając podczas oglądania koncertów, filmów czy czytania książek, nawet jeśli przegryzką ma być coś tak zdrowego, jak szpinak (o czym już pisałam w notce o -> bruschettcie).

Za to teraz moment na szpinak jest idealny.
Podobnie jak sposób jego podania - z jajkiem, niedopuszczającym do strat wapnia z organizmu, gdyż zawarty w szpinaku kwas szczawiowy lubi go ze sobą wiązać tworząc szczawiany wapnia - podstawowy budulec kamieni nerkowych. Jajko pełni więc w tej potrawie rolę tarczy ochronnej. Nie da się ukryć, że dodatkowo baaardzo smacznej.:)
Gorąco zachęcam do spróbowania.:)

Składniki:
  • 7 dużych i twardych, ale dojrzałych pomidorów
  • 300 g świeżych liści szpinaku
  • 1 łyżka oliwy z oliwek
  • 1 cebula drobno posiekana
  • 300 g pieczarek drobno posiekanych
  • 1/3 szklanki tartej bułki
  • 2 łyżki tartego parmezanu
  • sól
  • pieprz
  • 7 jajek
  • opcjonalnie koperek do posypania


Wykonanie:
  1. Odkrój czubki pomidorów i ostrożnie usuń z nich miąższ /możesz go przechować w lodówce nawet 3 dni i wykorzystać np. do wykonania -> mintaja duszonego w pomidorach/. Każdy pomidor posól dość obficie, następnie ułóż otworem do dołu na papierowym ręczniku.
  2. Umyj szpinak, wilgotny wrzuć do garnka, przykryj i zblanszuj na małym ogniu przez 1-2 minuty.
  3. Rozgrzej oliwę na dużej patelni. Smaż na niej cebulę aż zmięknie, ok. 5 min., dorzuć pieczarki, smaż kolejne 5-7 minut, aż z pieczarek wyparuje woda i zrobią się rumiane. Dodaj szpinak, tartą bułkę, parmezan. Zgaś ogień. Całość przypraw i starannie wymieszaj.
  4. Rozgrzej piekarnik do 180 stopni. Naczynie do zapiekania spryskaj olejem w sprayu.
  5. Napełnij pomidory masą szpinakową nie ugniatając jej zbyt mocno, do 2/3 wysokości /ja niestety zrobiłam to zbyt gorliwie, przez co jajka zaczęły mi się z pomidorów wylewać i po przeprowadzonych akcjach ratowniczych, okazały się średnio fotogeniczne/, rozłóż pomidory w naczyniu, do każdego wbij jajko i zapiekaj przez 20-25 minut, aż jajka się zetną.
  6. Podawaj gorące posypane koperkiem.

Gotowe!

Bardzo smacznego!
Źródło - "Potęga warzyw"

sobota, 18 czerwca 2011

GRILLOWANE KANAPKI z jajami

Różnie się nie ma czasu - albo bardziej, albo mniej, ale czasem nie ma się czasu tak bardzo, że się je na obiad śniadanie.:)
Za to, jak na sezon przystało - z grilla i dodatkowo niechude.:)
Nie niechude, w sensie, że tłuste (co za myśli niegrzeczne o blogu lekkim  - a fe!)  tylko, że bogate.:)



A propos bogactwa (tego kanapkowego też) - to w Polsce kocham najbardziej - dostęp do masy świeżych warzyw, które jeszcze rano rosły sobie w najlepsze w czyimś ogródku, a w południe są już na moim talerzu - raj na ziemi.:)

Paradoksalnie skądinąd przykra afera bakteryjna bardzo korzystnie wpłynęła na interesy naszych rodzimych producentów - stoiska warzywne w marketach opustoszały, za to targi, rynki i bazary wprost pękają w szwach. Tu gdzie jedni plajtują, inni zbijają kokosy - jeszcze jeden dowód na to, że wszystko ma swój awers i rewers - wcale nie tylko to, co płaskie z natury, mimo, iż w tym konkretnym przypadku  jak najbardziej o płaskie, bo o kasę akurat chodzi.;)

Tak czy owak osobiście jestem zadowolona - obecna sytuacja zupełnie niechcący (choć zapewne na chwilę jedynie) uzdrowiła nasz polski model żywienia.
W dzisiejszych czasach nie wystarczy bowiem jeść dużo warzyw i owoców, żeby właściwie spełniały one swoją odżywczą funkcję; muszą to być jeszcze produkty dobrej jakości. Pozytywny wpływ na tę jakość ma spożywanie  warzyw sezonowych a także tych uprawianych nie dalej, niż circa about 150 km od miejsca zamieszkania.

A cóż to za dyrdymał, zapytacie.
No nie taki znowu dyrdymał.

Zapraszam do obejrzenia pierwszego odcinka filmu (jest ich osiem w dziesięciominutowych częściach) - Jedzenie ma znaczenie.


Myślę, że mimo wielu niewątpliwie przejaskrawionych informacji, film zawiera też treści na tyle wartościowe, że zdecydowanie warto się z nimi zapoznać.

A póki co zapraszam na swoje obiadowe śniadanie.:)

Składniki:
  • 4 jajka
  • sól
  • pieprz
  • 4 cienkie plastry chudej, okrągłej wędliny o średnicy bułek /użyłam wędzonego kurczaka/
  • 2 duże pieczarki o średnicy bułek pokrojone każda na 2 plastry
  • 2 pełnoziarniste bułki przekrojone na pół
  • 1 duży pomidor o średnicy bułek pokrojony na 4 plastry
  • 1 łyżeczka świeżego koperku lub 1 łyżka szczypiorku

Wykonanie:
  1. Ustaw piekarnik na funkcje grillową.
  2. Rozgrzej patelnię i spryskaj ją olejem w sprayu. Do 4 obręczy do smażenia jajek wbij jajka, przypraw je i smaż ok. 5-6 minut na małym ogniu.
  3. Ułóż wędlinę i pieczarki na ruszcie i opiekaj 2-3 minuty.
  4. Na ruszt dołóż bułki i pomidory. Opiekaj je razem z pieczarkami i wędliną jeszcze przez 2-3 minuty uważając, żeby się nie przypaliły.
  5. Na gotowe bułki kładź po kolei wędlinę, doprawione solą i pieprzem - pomidora i pieczarkę oraz jajko. Posyp wierzchy koperkiem lub szczypiorkiem i podawaj.
  6. Tylko, na Boga, nie na sałacie, co nierozważnie uczyniłam, bo zwilgotnieją...
  7. ;)
Gotowe!


Bardzo smacznego!
Źródło - "Dania niskotłuszczowe"

poniedziałek, 30 maja 2011

Najprostsza SAŁATKA BROKUŁOWA GRZEŚKÓW

Nie wiem od ilu składników zaczyna się sałatka, ale ta ma ich w zasadzie dwa - jajka i brokuły. Nawet się zastanawiałam czy takie proste danie  w ogóle kwalifikuje się do publicznej prezentacji, jednak uznałam, że czemu nie?
Skoro jest coś, co jem regularnie mniej więcej raz w miesiącu i co tak bardzo lubię, to niby dlaczego mam o tym nie mówić? Chyba nawet powinnam.:) Jestem to winna tej sałatce.:)
I Grześkom.:)

Prostota w modzie to kwintesencja  dobrego smaku.

A jak jest w kuchni?
Czy tutaj "dobry smak" oznacza to samo?
A jeśli tak, to co o nim decyduje?

Wyszukane, trudno dostępne składniki?
Oryginalny sposób serwowania potraw?
Skomplikowane procedury ich przygotowania?
Coś całkiem innego?


Mając nadzieję na dużą pojemność "czegoś innego", ufam, że znajdzie się w nim miejsce dla sałatki Grześków, której nadzwyczaj skromna forma nie przeszkadza swoją smakowitością (tą nieco węziej pojętą) raz za razem eliminować z mojego stołu znacznie bogatszych składnikowo sałatkowych rywali.
Właściwość ta nieodmiennie kojarzy mi się powiedzeniem przypisywanym George'owi „Beau” Brummellowi:

„Orły są szare. A mimo to większość państw ma w swoim godle właśnie orła, a nie…papugę” 

choć zdaję sobie sprawę, że jeśli to faktycznie on jest autorem tych słów, to wypowiedziane zostały one raczej nie w kontekście sałatek, a już z pewnością nie sałatki Grześków - przynajmniej mi nic o tym nie wiadomo.:)

Wiadomo mi natomiast, że sałatką tą poczęstowali kilka lat temu mojego męża jego przyjaciele - Grzegorz i Kasia - stąd jej nazwa, potem zaś mąż zrobił ją  dla nas, w wieczór sylwestrowy przełomu lat 2008/2009. 
Od tego momentu stanowi ona w naszym menu jeden z nielicznych stałych punktów, który realizujemy zawsze, kiedy nie mamy czasu na gotowanie czy większe zakupy, albo po prostu, gdy najdzie nas ochota na coś dobrego.:)
Jeśli znalazłby się jeszcze ktoś, kto zechciałby dołączyć do  grona miłośników brokułowej sałatki Grześków, to właśnie nadarza się ku temu znakomita okazja.:)
Zapraszam.:)

Składniki:
  • 1 brokuł umyty i podzielony na małe różyczki /najlepiej trochę mniejsze, niż te na zdjęciach/
  • 3 ugotowane jajka
  • 3 ugotowane białka
  • 2 łyżki majonezu light
  • 1 łyżeczka chrzanu
  • sól
  • pieprz
  • opcjonalnie ćwiartki pomidorków koktajlowych do przybrania
Wykonanie:
  1. Do gotującej się lekko osolonej wody wrzuć różyczki brokuła i gotuj je przez ok. 4 min., tak aby były lekko al dente. Odlej wodę i pozostaw brokuła do ostygnięcia.
  2. Jajka i białka pokrój na duże części.
  3. Połącz wszystkie składniki dodając do nich majonez i chrzan. Całość dopraw i wstaw na 1 godzinę do lodówki.
  4. Sałatkę podawaj ozdobioną cząstkami pomidorków koktajlowych.
Gotowe!



Bardzo smacznego!

czwartek, 28 kwietnia 2011

OMLET SZPINAKOWY z sosem pieczarkowym

Szpinak - przedszkolna trauma, której pokonanie zajęło mi niemal 40 lat...

Ale kogo tam kiedyś interesowało, co czuje dziecko, zmuszane do jedzenia  luźnej, zielonej brei, do złudzenia przypominającej krowi placek okraszonej zamiast jakimiś uzdatniającymi go do konsumpcji przyprawami czy dodatkami, jedynie formułką: jedz, bo to zdrowe.

Ot, rzeczywiście argument.
Jak nic zwiększający apetyt na szpinak.
Dorośli bywają paradni.

Dzieci za to na szczęście całkiem nieźle radzą sobie z tym ich specyficznym poczuciem humoru.

Nielubiane pomidory chowałam w przedszkolu do kieszonki fartuszka.
Mama potem pomidory wyrzucała, fartuszek prała i jakoś to funkcjonowało. 
Do czasu kiedy któregoś ranka, w samym rogu kieszonki, zupełnie przez przypadek odkryłam wplątane w nitki, zasuszone, pomidorowe ziarenko.
Fartuszek natychmiast poszedł w odstawkę, a moich pozytywnych uczuć do niego nie przywróciło nawet usunięcie rzeczonego ziarenka i potraktowanie materiału detergentami. Wielokrotne.
Dla mnie fartuszek ów na zawsze pozostał zbrukany - spomidorzony, więc nienawistny.

Na zawsze, czyli dokąd nie opuściłam przedszkola.
Sama, kilka lat później, polubiłam smak pomidorów tak bardzo, że jadłam je już z niekłamaną przyjemnością.

Szpinakowi jednak nie poszło równie łatwo. Rozprawieniem się z niechęcią do niego zajęłam się dopiero rozpoczynając odchudzanie, od potrawy, której tu jeszcze nie prezentowałam - jajek ze szpinakiem zapiekanych - nomen omen - w... pomidorach.:)))
Pierwsza potyczka i od razu zwycięska.:)

Oto dowód, że przed każdym z nas jest zawsze szansa, Kabamaigo, nawet jeśli w którymś momencie zapowiadamy się fatalnie, lub wręcz wcale.;) 

Szansie zresztą zawsze warto pomóc - taki szpinak na przykład można przecież serwować na szereg sposobów, które są w stanie sprawić, że warzywo to będzie nie tylko atrakcyjnie wyglądać, ale też i naprawdę super smakować. Tak jak to ma miejsce w przypadku tego omletu, który jest po prostu przepyszny.:)

Składniki na 2 porcje:
  • 1 i 1/2 łyżeczki oliwy z oliwek
  • 120 g pieczarek pokrojonych w plasterki
  • 1 szklanka sosu pomidorowego
  • 1 duże jajko 
  • 4 białka dużych jajek
  • 1/4 łyżeczki czarnego pieprzu
  • 1 mała posiekana cebula
  • 150 g posiekanego szpinaku (jeśli jest z mrożonki przed zważeniem należy go porządnie odsączyć)
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 2 łyżeczki tartego parmezanu
Wykonanie:
  1. 1/2 łyżeczki oliwy rozgrzej na małej teflonowej patelni na dużym ogniu. Wrzuć pieczarki i smaż je do lekkiego zrumienienia, ok. 5 minut, co pewien czas mieszając. Dodaj sos pomidorowy. Duś na wolnym ogniu aż całość zgęstnieje, ok. 8-10 minut. Zdejmij z ognia i przykryj.
  2. Ubij białka i jajko z dodatkiem pieprzu na pianę.
  3. Podgrzej resztę oliwy na dużej patelni, na średnim ogniu. Wrzuć cebulę, smaż aż zmięknie, ok. 4 minuty. Mieszając dodaj szpinak i sól, chwilę podsmażaj, aż szpinak zacznie bulgotać. Połowę szpinaku dodaj do naczynia z ubitymi jajkami i wymieszaj. Resztę przełóż na talerz.
  4. Patelnię przepłucz, wytrzyj papierowym ręcznikiem, następnie spryskaj olejem w sprayu i rozgrzej na średnim ogniu. Równomiernie pokryj całą jej powierzchnię mieszaniną jajek, szpinaku i cebuli. Smaż omlet, w razie konieczności podważając jego brzegi tak długo aż jego środek będzie ścięty, ale wciąż wilgotny - ok. 3 minut.
  5. Resztę szpinaku wraz z cebulą rozłóż na połówce omletu i posyp parmezanem. Złóż omlet na pół tak, żeby nadzienie znalazło się w środku. Zmniejsz ogień, przykryj patelnię i podgrzewaj całość jeszcze przez 3-4 minuty.
  6. Wyłóż omlet na półmisek i polej sosem pomidorowo-pieczarkowym. Podawaj natychmiast.
Gotowe!

Bardzo smacznego!
Źródło - "Potęga warzyw"

sobota, 23 kwietnia 2011

BABKA Z DYNI z bourbonem


28 marca - marzy mi się wyjazd gdzieś na Święta. Może udałoby się wyskoczyć do Kopenhagi?

1 kwietnia - nic z tego - Kopenhaga zapowiedziała się do nas! Piotr przyjeżdża!:)

7 kwietnia - zmiana planów - lecimy do Danii!
Suuuper! 
Wezmę ze sobą książkę - Weranda pełna słońca, którą dostałam w Margarytkowym -> konkursie za -> brioszkę i zrobię jej - znaczy książce - piękną sesję zdjęciową, z kopenhaskimi ulicami w tle - Margarytka będzie miała miłą niespodziankę.:)

12 kwietnia - zmiana planów - we wtorek zaraz po Świętach mam mieć zajęcia. Muszę zostać w Polsce, a za jedyną lekturę posłuży mi Trening interpersonalny - Jedlińskiego. W sumie też fajnie - kocham moją pracę.:)

21 kwietnia po południu - zmiana planów - zajęcia odwołane.
Na wszelkie ruchy międzynarodowe już za późno.
Dom wygląda porażająco nieświątecznie.
(...)
Dobra, w takim razie chociaż upiekę babkę.:)
I przeczytam Werandę!:) Tu i teraz - w Święta,  na moim pełnym słońca balkonie.:)

Margarytko, jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuje Ci za tę wspaniałą książkę.:)

Ponieważ nigdy nie piekłam babki, nie miałam do niej formy, więc postanowiłam ją pożyczyć od mamy.
Nie spodziewałam się zupełnie, że zostanie mi zaproponowane coś takiego:


Widzieliście kiedykolwiek taką formę?
Ta ma co najmniej 43 lata, jest potwornie pokrzywiona (cynowa?) i należała jeszcze do mojej babci...

Przyjemnie było myśleć, że kiedyś babcia Julianna wlewała do niej ciasto z nadzieją, że wyrośnie z niego coś smacznego, co potem będzie można spałaszować w miłych okolicznościach przyrody.:) Ożywionej i nie.:)


Siedzimy sobie przed domem
pijemy kawkę z bourbonem.
Niczym się nie martwimy
- tak działa babka z dyni.

A jasne, że działa, bo oprócz pustych kalorii, ma jeszcze szereg cennych wzmacniających właściwości pochodzących od dyni, która wchodzi w jej skład i która niniejszym definitywnie opuściła już moją zamrażarkę. Znak, że wiosna przyszła!

Zabierałam się za tę babkę jak pies do jeża, ponieważ warzywne wypieki bywają problematyczne i wiele z nich kończy jako zakalec,  co mi się mocno nie uśmiechało. Tutaj zresztą w grę wchodziło coś jeszcze, a mianowicie zakup do ciasta nietaniego bourbona no i perspektywa konfrontacji efektu z obiektywem aparatu, który jest bezwzględny wobec każdej, nawet najmniejszej niedoróbki, a cóż dopiero tak spektakularnej.;)
Ryzyko było zresztą podwójne. W przepisie - amerykańskim - jest mowa o puree z dyni, tymczasem Amerykanie dyniowe puree kupują w puszkach i czort go wie, jak przetwarzana jest dynia, zanim do nich trafi - może jakoś termicznie?
Postawiłam na klasyczne zblendowanie surowej dyni.

I na szczęście nie stało się nic nieoczekiwanego.
Ciasto jest mocno wilgotne, wręcz gliniaste, ale zakalca nie tworzy, toteż przepis na nie mogę polecić z czystym sumieniem.:)

Edit poświateczny:
Dzięki tej swojej wilgoci wytrzymało w imponującej świeżości aż 5 dni, po których tylko ono, ze wszystkich świątecznych ciast, które zostały upieczone w mojej rodzinie na te Święta, nadawało się do konsumpcji bez najmniejszych smakowych strat. Jak na razie jest to więc moja babka świąteczna number one:)

Wartość energetyczna babki - duża, oj duża, tak duża, że można sobie na nią pozwolić raz do roku, na Wielkanoc.;)

Składniki:
  • 2 szklanki mąki pszennej
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka sody
  • 1 łyżeczka soli
  • 2 łyżeczki cynamonu
  • 1 i 1/2 szklanki cukru pudru
  • 1 szklanka oleju
  • 4 duże jajka
  • 1 i 1/2 szklanki puree z dyni porządnie odciśniętego z wody
  • 1/4 szklanki bourbona
  • opcjonalnie cukier puder do posypania lub dowolny lukier oraz rodzynki przez co najmniej 24 godziny moczone w bourbonie
Wykonanie:
  1. Spryskaj 3 litrową formę do babki olejem w sprayu.
  2. Wymieszaj mąkę, proszek do pieczenia, sodę, sól i cynamon.
  3. Rozgrzej piekarnik do temperatury 180 stopni.
  4. Utrzyj mikserem cukier, olej i jajka na gładką masę, dodaj dynię, a następnie mąkę z dodatkami i miksuj jeszcze przez chwilę. Dodaj bourbon, znów chwilkę miksuj, po czym przelej ciasto do formy.
  5. Piecz 45 - 50 minut /piekłam 60 minut/ aż patyczek wetknięty w ciasto będzie po wyjęciu suchy. Zostaw do ostygnięcia. Lekko ciepłe ciasto wyłóż ostrożnie z formy.
  6. Gdy zupełnie ostygnie posyp cukrem pudrem lub polej lukrem /zrobiłam lukier z ksylitolu i serka homogenizowanego, ale na przyszłość postaram się wymyślić coś innego, bo nie wyszło to tak, jak to sobie założyłam - tzn. smak okej, ale wygląd mniej/.
Z czym podawać:

Z kawką z kropelką bourbona - mniam...:)

Gotowe!


Bardzo smacznego!
Źródło - "Potęga warzyw"

Przepis dodaje do akcji Chantel -> Warzywa w Słodyczach i Mirabelki -> Wielkanocne Smaki.

a teraz 


Z okazji Świąt Wielkanocnych 






życzę Wam, moi Kochani,  
wiosny, wiosny, wiosny!




Pękających pąków, topniejących śniegów,
ptasich treli, słońca, które nie tylko świeci,
ale wreszcie także grzeje




- wiosny





- w przyrodzie, w pracy, na koncie bankowym, w sercu
i wszędzie tam gdzie jeszcze Wam zimno...


 Lekka

środa, 13 kwietnia 2011

KISZKI Z PAPRYKĄ

O potrawie tej śpiewali trubadurzy i truwerzy, choć zanim trafiła na książęce dwory jadała ją najuboższa ludność Francji.


Gwoli ścisłości - część. 
Potrawy, nie ludności.

Drugą jej część jadała inna ludność - peruwiańska - kto wie na jak długo przedtem.
Piszę - kto wie - bo chcę być miła, ale tego akurat raczej nie wie nikt. Pewne jest tylko, że było to przed odkryciem Ameryki. Przynajmniej tym oficjalnym.

Uznał więc imć Pan Kolumb, iż sytuacja obiektywnie nienormalną jest, żeby druga część całości istniała wcześniej, niż pierwsza i postanowił ponaprawiać tę wadliwą chronologię.
W tym celu udał się za ocean, a w następstwie tegoż w Europie pojawiło się pokłosie jego myślowych wywodów i jednocześnie brakujące ogniwo wielu przyszłych i zaszłych potraw - papryka.

Zwietrzywszy pismo nosem warzywkiem onym szybko zainteresowali się francuscy kucharze i w pierwszej kolejności zadbali o to, żeby potomkowie średniowiecznych książąt lotaryńskich, alzackich, prowansalskich i normandzkich mieli czym napełniać kiszki.

Gwoli ponownej ścisłości - nie swoje. 
A przynajmniej nie tak przyziemnie wprost.
Najpierw napełniali lub też polecali napełniać te, które w kuchni francuskiej noszą dumną nazwę quiche.

I jeśli mi ktoś zarzuci w tym miejscu, że to było niezupełnie tak, bo nie Kolumb, nie paprykę, nie przywiózł i w ogóle nie do kisza, to mu powiem, żeby przestał być znowu tak straszliwie zasadniczy, bo to dla kulinariów jest wybitnie nierozwojowy kierunek.;)



Pomysł na quiche wziął się stąd, że po zrobieniu -> maślanego placka warzywnego została mi w zamrażarce niewielka kulka kruchego ciasta, którą czas już był najwyższy jakoś sensownie zagospodarować. Kisz jest na to sposobem jednym z najsmaczniejszych i tylko żal, że ciasta starczyło zaledwie na 5 małych foremek...

Wartość energetyczna kisza z podanych niżej składników, bez kruchego spodu, bo spokojnie można go sporządzić i w takiej wersji, np. jako smarowidło do pieczywa, wynosi ok. 900 kcal.
Tak sobie kombinuję, że z całości ciasta, które poprzednio zrobiłam wyszłoby takich niedużych kiszków ze 12, czyli 1 kompletny mini quiche zawierałby tych kalorii ok. 190. Ale informację tę należałoby jeszcze zweryfikować.





Składniki:
  • 1 nieupieczony spód kruchego ciasta o średnicy ok. 35 cm
  • 1 łyżka oleju
  • 1 cebula drobno posiekana
  • 1 czerwona papryka drobno posiekana
  • 50 g szynki drobiowej drobno pokrojonej
  • 250 g półtłustego sera ricotta /użyłam 125 g sera tłustego Galbani (innego nie udało mi się kupić) i 125 g serka homogenizowanego 0% Maćkowy/
  • 1 szklanka niskotłuszczowego jogurtu naturalnego /użyłam jogurtu 0% Jovi/
  • 3 duże jajka
  • sól
  • pieprz
Wykonanie:
  1. Rozgrzej piekarnik do temperatury 220 stopni.
  2. Ponakłuwaj ciasto widelcem i obciąż garścią ziaren fasoli. Piecz 10-12 minut na złoty kolor. Wyjmij z piekarnika, ostudź, a temperaturę w piekarniku zmniejsz do 160 stopni.
  3. Rozgrzej olej na patelni, wrzuć cebulę i smaż ją na małym ogniu do miękkości, ok. 5 minut.
  4. Dodaj paprykę, duś aż zmięknie, ok. 4-5 minut.
  5. Dodaj szynkę, całość wymieszaj i mieszaninę nałóż na ciasto.
  6. Zmiksuj na gładką masę ser, jogurt, jajka, sól i pieprz, i wylej na warzywa z szynką.
  7. Piecz quiche 45-55 minut, aż całość się zetnie i delikatnie zrumieni na brzegach. Zostaw placek w otwartym piekarniku, aby stygł powoli.
  8. Podawaj na ciepło lub na zimno.
Gotowe!

Bardzo smacznego!
Źródło - "Potęga warzyw"

Potrawę dodaję do akcji CookingJ -> Ciekawe śniadanie

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Groźne LODY JOGURTOWE

To lody wyłącznie dla prawdziwych twardzieli.


Oczywiście wcale nie dlatego, że gryzą, drapią, duszą czy coś, ale - bo są zrobione z surowych jajek, a wiem, że niektórzy boją się takich wręcz panicznie.
Ja się akurat nie boję. I to nie boję się tak bardzo, że aż... strach.;)


Nie może bać się surowych jajek ktoś wychowany na jajkach na miękko, lekko ściętych omletach, koglu - moglu i tortach z masami na surowych żółtkach a także majonezie własnej roboty (z wychowaniem na tym ostatnim, to trochę przesadziłam, bo majonez zaczęłam jeść dopiero w wieku 20 lat, no ale taki właśnie jadło się zawsze w moim domu rodzinnym).;) 
Tak czy owak strach w tych okolicznościach i po takich doświadczeniach byłoby przecież kompletnie nielogiczny.


I faktycznie - jajeczny problem nie jest i nigdy nie był moją bolączką.
Stąd pomysł na "groźne" lody.
Zresztą nie tylko stąd - również dlatego, ponieważ tu gdzie mieszkam nie widziałam nigdy niskokalorycznych lodów, a takie właśnie były mi ostatnio potrzebne do wykonania -> przeproszeniowych brioszek.
Nie to nie.
Zrobiłam je więc je sama.:)


Bez maszynki.
I mimo, że ten proces nie był jakoś szczególnie kłopotliwy, to jednak myślę tak sobie, że taka maszynka okazałaby się wielce przydatnym sprzętem w moim domu.
Lodożercy, a zwłaszcza ci na redukcji, powinni ułatwiać sobie życie, ot co.:)

Wartość energetyczna lodów nie przekracza 460 kcal. Mają przy tym stosunkowo mało tłuszczu i węglowodanów, są za to prawdziwą kopalnią białka - zawierają go dwukrotnie więcej, niż lody sklepowe!

Składniki:
  • 2 jajka
  • 1 białko
  • odrobina soli
  • 1/2 szklanki jogurtu naturalnego /z racji waniliowego weekendu użyłam waniliowej Activii/
  • 1 szklanka serka homogenizowanego niskotłuszczowego /użyłam 3% serka Pilos/
  • słodzik
  • opcjonalnie do przybrania owoce i sok owocowy /użyłam połówek moreli i rozpuszczonego niskocukrowego dżemu morelowego z odrobiną zaprawy pomarańczowej/
Wykonanie:
  1. Żółtka oddziel od białek i zmiksuj wraz z jogurtem, serkiem i słodzikiem na gładką masę.
  2. Białka z odrobiną soli ubij na sztywną pianę i ostrożnie wymieszaj z masą jogurtowo - serową.
  3. Całość włóż na 2 godziny do zamrażalnika, co 15 minut mieszając, żeby zapobiec tworzeniu się kryształków lodu.
  4. Podawaj po lekkim rozmrożeniu.
Moje refleksje:

Mogę o sobie powiedzieć, że jestem smakoszką lodów - jeśli już je jem, to tylko określone - takie o konsystencji gęstego, aksamitnego kremu, bez tłustego filtra - jestem w tym temacie szalenie wybredna.

Te lody nie są aż tak wyrafinowane, ale biją na głowę wiele, jeśli nie większość dostępnych w sprzedaży - myślę, że to dla nich dostatecznie dobra rekomendacja.:)

Gotowe!

Bardzo smacznego!

Przepis dodaję do akcji Mirabelki -> Waniliowy weekend.

Blog jest obecny w serwisie

TOP 10 ostatniego miesiąca