"Motywacja jest tym, co pozwala ci zacząć, nawyk jest tym, co pozwala ci wytrwać."

środa, 8 czerwca 2011

PIECZONY ŁOSOŚ WĘDZONY ze szpinakiem i rzodkiewką

Dziką ochotę na rybkę najlepiej zaspokoić dziką rybką.
Może być łososiem.
Może być wędzonym.:)
Taką mam teorię od dzisiaj.:)

Bardzo to dziwny przepis.
Tzn. przepis jak przepis, jego efekt smakowy mnie totalnie zaskoczył.

Pierwsze dwa kęsy i myślę  sobie - rany - tragedia - to wszystko takie wyraziste, zdecydowane, bezkompromisowe, HARDKOROWE - zero subtelności i niedopowiedzenia, zero przestrzeni którą  tak lubię, również w kuchni. Dressing kwaśny jak sto diabłów, łosoś... wędzony... jak drugie sto, a jednego - znaczy dressingu i drugiego  - znaczy łososia, takie mnóstwo, że by się cała drużyna piłkarska najadła i jeszcze dla siatkarzy ręcznych by starczyło. Z tym, że plażowych.;)
Więc myślę - ua - niedobrze.

Ale minęła chwila, potem dwie, kęsy poszły w dziesiątki, kubki smakowe zaczęły pracować na pełnych obrotach i stał się, a właściwie dział się cud - było wciąż smaczniej i smaczniej, a w końcu tak niemożebnie smacznie, że wzięłam dokładkę, czego - odchudzając się  - unikam jak ognia.

Normalnie dziwne, prawda?
Doświadczyliście kiedykolwiek czegoś takiego?
Takiego ekspresowego oswajania potrawy?
Co to najpierw nie podchodź, a w chwilę potem żyć bez ciebie nie mogę?
Takich skrajnych emocji z nią związanych i odczuwanych w ciągu jednego, jedynego posiłku?

I teraz siedzę tak sobie, kontempluję, co mi się przytrafiło i dochodzę do wniosku, że do swojej -> listy umiejętności powinnam obowiązkowo dołączyć oswajanie dzikich łososi. 
I cóż, że wędzonych.:) 

Składniki:
  • 4 kawałki wędzonego na zimno łososia, po ok. 125 g każdy
  • 100 g liści młodego szpinaku umytych, osuszonych i pozbawionych ogonków
  • 1 pęczek rzodkiewek pokrojonych w plasterki lub półplasterki
Marynata:
  •  3 łyżki miodu
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 2 łyżki jasnego sosu sojowego
  • 1 łyżeczka musztardy Dijon
  • 1/2 łyżeczki startego korzenia imbiru 
Dressing:
  • 1 łyżka świeżo startego korzenia imbiru
  • 3 łyżki octu ryżowego
  • 2 łyżki jasnego sosu sojowego
  • 2 łyżki oleju sezamowego
  • 2 łyżki tahini (pasty sezamowej)
Wykonanie:
  1. Usuń z filetów skórę i ości i umieść rybę w płaskim naczyniu.
  2. Połącz składniki marynaty i polej nią filety. Przykryj naczynie folią i odstaw na 30 min.
  3. Rozgrzej piekarnik do 230 stopni.
  4. Połącz składniki dressingu i odstaw na bok.
  5. Wyjmij filety z marynaty i ułóż na ruszcie. Piecz je przez 6-8 minut polewając pozostałą marynatą. Gotowa ryba powinna być po naciśnięciu nie miękka, a lekko sprężysta.
  6. Rozłóż na talerzu liście szpinaku i posyp je rzodkiewką. Wyłóż rybę na warzywa. Całość skrop dressingiem.
Z czym podawać:

Do tak przygotowanego łososia doskonale pasuje ryż lub makaron ryżowy, z którymi to dodatkami można go serwować również w postaci sałatki, na zimno.

Gotowe!


Bardzo smacznego!
Źródło - Gordon Ramsay - "Zdrowa kuchnia"

26 komentarzy:

  1. Lekka zaklinaczka dzikich łososi, hehehe:D to mi się podoba, mam bardzo podobną serię skojarzeń jak z dzikimi truskawkami:))) dressing faktycznie bardzo ciekawy:) ale na razie mam tylko 2 z 5 składników:) gdy tylko nabędę resztę drogą kupna, to to wypróbuję:)

    dzięki Tobie zmobilizowałam się totalnie i co najmniej raz w tygodniu (już od kilku tygodni) jemy ryby:) normalnie sukces!!! dzięki kochana!:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam na niego. Świetnie wygląda:), a ta wyrazistość to bardzo zachęca.

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę łosoś tu, łosoś tam - same pyszności :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzik jest dziki, dzik jest zły. Dzik ma bardzo wielkie kły. A co ma łosoś? Na czym polega dzikość łososia wędzonego? Czym się wyraża? Czy ktoś słyszał o wyczynach dzikich łososi:) Leży tu pokornie jak trusia na talerzy z rzodkiewką i szpinakiem posmarowany pastą.
    Ale mniejsza o dzikość. Najważniejsze, że zdrowy w towarzystwie polskich zdrowych warzyw. Kolejny przepis witam z niekłamaną radością bo jak to mówią: ryba na stole to zdrowie w domu (miałem rym - stodole, ale trochę bez sensu, kto ma zdrowie w stodole?:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lekka uwielbiam Cie czytac. Naprawde przemily post. Ja doswiadczylam czegos takiego jedzac buraczki wedlug Malgosi z pieprz czy wanilia. Na poczatku nie moglam sie zdecydowac, ale w koncu mi zasmakowalo.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Goh, hahaha.:))) Sama nie wiem skąd i dlaczego mnie się ta dzikość przyczepiła.:))) Dopiero jak opublikowałam tekst, to sobie zdałam sprawę, że znowu o niej piszę - może mi się w głowie zainstalowała od truskawki?;)))
    Zaklinaczka dzikich łososi.:)))) Hahaha.:))))
    Zgaduję, że te 2 składniki to imbir i sos sojowy - czy tak?
    Jestem przeszczęśliwa z tych Waszych ryb i obojgu Wam gratuluję siebie nawzajem.:) Brzmi to może niezbyt jasno, ale Ty przecież wiesz, o co chodzi.;)

    @Aniu, mnie teraz też, ale początek był - uwierz mi - straszny...:)

    @Kabamaigo, to prawie jak: "na prawo most, na lewo most".:))) A że mamy akurat wysyp łososi to baaardzo dobrze.:)

    @Piotruś - "ryba na stole, zdrowie w stodole" jest okej.:))))
    Nie mam pojęcia czym wyraża się dzikość wędzonego łososia, ale czymkolwiek jest, poradziłam sobie z nią.:))))

    OdpowiedzUsuń
  7. taka rybka, to ja rozumiem!
    wspaniały łosoś.

    OdpowiedzUsuń
  8. No i co narobiłaś szalona Kobieto? Że niby skąd mam zdobyć dzikiego łososia i to jeszcze uwędzonego na zimno? No skąd?
    Ostatnio miałam okazję jeść po raz pierwszy łososia wędzonego na gorąco - kupiliśmy go w Łebie z myślą, że będzie do jajecznicy... jak go odwinęłam, spróbowałam to po chwili Zielonooki spytał: "będzie jajecznica z łososiem czy tylko jajecznica?"... To było chyba takie moje wyjątkowe doznanie smakowe - proste i niczym nieskropione :-))
    Idę spać... bo inaczej do rana będę o łososiu myślała i to będzie Twoja wina :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Podpinam się pod Piotrasolo:)
    "Dzik ma bardzo ostre rzodkiewki, a łosoś jest o to zły i zazdrosny"
    Nie umiem sobie tego W OGÓLE wyobrazić. Szacun :)
    Jak doszłaś do tego skojarzenia?

    Jeju, Lekka ( zaczerpuję oddechu) powiem szczerze, ze myślałam, że ja mam odjechane pomysły, ale czytając co Ty wyprawiasz, to mam szczękę w piwnicy... Tam w piwnicy... na siódmym poziomie kopalni.
    Jest szansa, żebyś mnie zaprosiła na takiego łosia???

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzikość serca jest potrzebna w tym życiu na każdym kroku, więc nie deinstaluj jej:)

    te dwa składniki to imbir i ocet ryżowy, jasnego sosu sojowego nie mam, mam ciemny, indonezyjski słodki, sfermentowany teriyaki, ale cholewka nie mam jasnego, myślisz że lepszy będzie słodki czy ciemny?:D

    dzięki za te gratulacje, ale one należą się tobie, bo to twój blog i twoje pomysły były ostatecznym motywatorem:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pięknie wygląda taka dzika rybka! Ja mam niestety z całego przepisu raptem dwa i pół składnika (ocet ryżowy, cytrynę i sztuczny miód, toteż liczę jako pół)
    Na równi z Twoim blogiem uwielbiam czytać komentarze pod nim, co nieczęsto się zdarza!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapowiada się bardzo ciekawie i smacznie :) Dziękuję za udział w zabawie i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Uhuhu, bezkompromisowe rzeczywiście. Ale chętnie się rzucę w wir nowych doznań :D

    OdpowiedzUsuń
  14. @Katie, dzięki.:)
    I szczerze Ci powiem, że ja Ciebie też bardzo lubię czytać - Twoje ostanie: "albowiem idę do kina na mało ambitny film" było doskonałe.:)
    Muszę obejrzeć te buraczki.:)

    @Karmelitko, po stokroć tak!:)

    @Margarytko, no co ja Ci będę podsuwać pomysły.
    Się bierze Zielonookiego pod pachę, się wyrusza na szerokie wody Oceanu Atlantyckiego, się go łowi, się czeka aż zmarznie i się go wędzi wtedy. Że ja tak muszę po kolei, jak dziecku...
    ;)
    Łosoś w jajecznicy!?
    No tego to ja jeszcze nie robiłam!
    Uważam, że za ten pomysł mi podsunięty jesteśmy kwita, bo teraz on mnie będzie prześladował.;)

    OdpowiedzUsuń
  15. :)
    Dziko sie u ciebie zrobilo, ze az strach ;)
    Co do twojego posta... Nigdy nie mialam czegos takiego, zeby mi cos smakowalo coraz bardziej w miare jedzenia. Faktycznie dziwne to...
    Ale patrzac na ten przepis, mam baaardzo mieszane uczucia. Jakos tak... nie do kona bym to chciala zrobic/zjesc. Z drugiej zas strony ;) kiedy patrze na zdjecia, to na pewno bym zjadla, gdyby mi ktos zrobil.
    Moze u mnie sie to inaczej objawia? Tzn. to "wciaganie sie" w potrawe... :-)
    Buuuuziak :*

    OdpowiedzUsuń
  16. @Agik, szczerze?
    Zielonego pojęcia nie mam.:)
    Siadam nad pustym edytorem kompletnie nie mając pomysłu na temat notki, na jej treść, na nic.
    I usiłuję coś napisać, a polega to na stopniowym odrzucaniu wszystkich niepasujących mi akuratnie pomysłów i słów, co jest męczące i trwa potwornie długo.
    Ale... lubię to i sprawia mi wielką satysfakcję, kiedy co pewien czas uda mi się napisać coś, co - jak uważam - ma jakiś sens.
    A jeśli jeszcze przy tym można się usmiechnąć, to cóż może być lepszego?
    A Ty jak piszesz?
    Hahaha:))), zobacz, co Ci wyszło - właśnie usiłujesz się do mnie wprosić na ŁOSIA.:))) Hahaha:))) Łosia z menu wykluczam. Mąż mnie zaraził nawykiem uważnego oglądania produktów do konsumpcji i selekcjonowania ich z uwagi na ich różne atrybuty.
    Nie jemy królików, bo ruszają noskami.
    Ani kangurów, bo noszą dzieci w torbach.
    Strusi, bo mają za długie rzęsy.
    Łosi też nie z powodu wydatnych warg.
    Musisz, niestety, to zrozumieć.
    ;)))

    Mówisz - dzikość serca, @Goh, to raczej dzikość rozumu, ale w końcu czy to ważne, gdzie mieszka dzikość?;)
    Chyba słodki byłby lepszy.
    Tak myślę.:)
    Ewentualnie zawsze można spróbować wymieszać.
    Nawet jeśli już kilka razy mówiłam Ci, że jesteś Kochana, to, pozwolisz, że będę to co jakiś czas powtarzać.:)

    OdpowiedzUsuń
  17. @Moniko, za to słowa, które piszesz to najprawdziwszy, nieoszukany miód, który krzepi i daje dużo, dużo siły.:)
    Poza tym epatujesz tak dobrą energią, że Twoje towarzystwo jest w stanie zastąpić wszystkie brakujące składniki.:)
    Dziękuję.:)

    @Wedelko a ja dziękuję za wizytę i również ślę moc pozdrowień.:)

    @Turlaczku, w kogo jak w kogo, ale w Twoją odwagę na pewno nie wątpię.:)

    No, @Małgoś, aż sama się boję. Pewnie następną potrawą, którą zaprezentuję będzie kisiel - Słodka chwila - wziąć, zalać i zamieszać.:)
    Dobrze, że chociaż Katie przeżyła coś podobnego, bo bym się mogła poczuć jak kosmitka.;)
    Dlaczego byś nie chciała zjeść?
    Nie lubisz wędzonych ryb?
    Czy może któregoś z innych składników?
    Wciąganie się w potrawę - mówisz...
    I już mi wyobraźnia zaczęła pracować...
    ;)
    Całuski.:)
    Fajnie, że wróciłaś.:)

    OdpowiedzUsuń
  18. No nie Lekka... Tobie ten łosoś chyba jednak zaszkodził ;-))))... ja i ocean? ja i polowanie na łososie? To samo z siebie się wyklucza ;-))
    A jajecznica z wędzonym łososiem jest boska... ale nie tym paczkowanym (nie wiem czym go wędzą, ale to nie ten smak)... takim świeżym, wędzonym na gorąco :-))) Ech, chyba muszę znów do Łeby...

    OdpowiedzUsuń
  19. @Margarytko, obawiam się, że to nie łosoś jest winny, że coś mi musiało zaszkodzić na dłuuugo przed nim.;)))))
    Ale w sumie skoro ja mogę być zaklinaczem dzikich łososi, to tych ich łowcą przecież tym bardziej - bo która z nas dwóch jest ta kulinarnie szalona w końcu?;)))
    Paczkowanego łososia kupiłam może ze dwa razy - zdecydowanie wolę takiego w kawałkach. Ale wędzonego na gorąco to wątpię, żebym u siebie dostała, choć kto wie?:) Rozejrzę się, bo mi smaka na niego narobiłaś okrutnego.:)

    OdpowiedzUsuń
  20. ja na przykład nie mogłam się przekonać do czosnku, wręcz go nienawidziłam, w każdej potrawie. a zapach? wręcz odrzucał.odkąd zaczęłam samodzielnie gotować, zaczęłam próbować produktów, których nigdy wcześniej bym nie spróbowała ;) Dziś czosnek jest moją pierwszą miłością :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  21. Rybe wedzona zdarzalo mi sie jesc na cieplo jako danie glowne i jako dodatek do zupy, wiec nowosc to dla mnie nie jest, ale ta marynata! No i dressing! Coz za wspaniale polaczenie smakow. Ten dressing to taki troche w stylu japonskim.
    Tak, doswiadczam takiego odczucia za kazdym razem jak jem makaron soba, tyle, ze tutaj jest na odwrot, jesli chodzi o smak. Na poczatku, zaraz po sprobowaniu danie jest niejakie. W miare jedzenia robi sie tak wciagajacy, ze i 2 dokladki mozna zjesc.

    OdpowiedzUsuń
  22. Staram się nie zrażać do dania po pierwszym kęsie - nawet powiem, że dość liberalna jestem ;) I taką mam teraz ochotę na łososia (na łosia nie bardzo, a nawet wcale ;). Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Twoja teoria mi się bardzo podoba :) a łosoś wygląda bardzo interesująco :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Witaj, @Bazylio!:)
    Znam ten czosnkowy ból - wiele lat byłam wampirem, a raz nawet udało mi się zemdleć obierając czosnek do ogórków.;)))
    Wszystko, tzn. niechęć do niego, minęła jak ręką odjął, kiedy zaczęłam się odchudzać i gotować inaczej - czosnek zaczął nie tylko idealnie pasować do wielu dań, ale nadawać im charakteru.:)
    Tak, że przybij piątkę!:)

    @Thiesso, dzięki.:*) Tak, to zdecydowanie orientalne, japońskie klimaty.:)
    Może metamorfoza smaków nie jest tej kuchni obca?
    Nie znam kuchni japońskiej, ale Twoje uwagi są bardzo ciekawe.:)

    @Ka.wo - mam podobnie, ale sama znam osoby, które nie dają smakom żadnych szans. A przecież gusta smakowe się zmieniają, ewoluują - warto próbować rozsmakowywać się w nowościach.
    No może z wyłączeniem łosi.;)))

    Dzięki, @Magdo, no cóż Einstein ze mnie nie jest - taka teoria, jaki teoretyk - nie dziwi nic.;)))

    OdpowiedzUsuń
  25. Kochana, ja taką rybkę z wielką chęcią bym widziała u siebie ;-DD


    www.przysmakiewy.pl

    OdpowiedzUsuń
  26. A ja, @Biedronko, nie widzę.
    Przeszkód.:)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo mnie cieszy każdy wpis, a Twój szczególnie.:)

Jeśli piszesz jako Osoba Anonimowa, podaj swoje imię albo nick - będzie mi miło wiedzieć z kim rozmawiam.:)

Dziękuję.:)

Blog jest obecny w serwisie

TOP 10 ostatniego miesiąca