Dziką ochotę na rybkę najlepiej zaspokoić dziką rybką.
Może być łososiem.
Może być łososiem.
Może być wędzonym.:)
Taką mam teorię od dzisiaj.:)
Bardzo to dziwny przepis.
Tzn. przepis jak przepis, jego efekt smakowy mnie totalnie zaskoczył.
Pierwsze dwa kęsy i myślę sobie - rany - tragedia - to wszystko takie wyraziste, zdecydowane, bezkompromisowe, HARDKOROWE - zero subtelności i niedopowiedzenia, zero przestrzeni którą tak lubię, również w kuchni. Dressing kwaśny jak sto diabłów, łosoś... wędzony... jak drugie sto, a jednego - znaczy dressingu i drugiego - znaczy łososia, takie mnóstwo, że by się cała drużyna piłkarska najadła i jeszcze dla siatkarzy ręcznych by starczyło. Z tym, że plażowych.;)
Więc myślę - ua - niedobrze.
Pierwsze dwa kęsy i myślę sobie - rany - tragedia - to wszystko takie wyraziste, zdecydowane, bezkompromisowe, HARDKOROWE - zero subtelności i niedopowiedzenia, zero przestrzeni którą tak lubię, również w kuchni. Dressing kwaśny jak sto diabłów, łosoś... wędzony... jak drugie sto, a jednego - znaczy dressingu i drugiego - znaczy łososia, takie mnóstwo, że by się cała drużyna piłkarska najadła i jeszcze dla siatkarzy ręcznych by starczyło. Z tym, że plażowych.;)
Więc myślę - ua - niedobrze.
Ale minęła chwila, potem dwie, kęsy poszły w dziesiątki, kubki smakowe zaczęły pracować na pełnych obrotach i stał się, a właściwie dział się cud - było wciąż smaczniej i smaczniej, a w końcu tak niemożebnie smacznie, że wzięłam dokładkę, czego - odchudzając się - unikam jak ognia.
Normalnie dziwne, prawda?
Doświadczyliście kiedykolwiek czegoś takiego?
Takiego ekspresowego oswajania potrawy?
Co to najpierw nie podchodź, a w chwilę potem żyć bez ciebie nie mogę?
Takich skrajnych emocji z nią związanych i odczuwanych w ciągu jednego, jedynego posiłku?
Normalnie dziwne, prawda?
Doświadczyliście kiedykolwiek czegoś takiego?
Takiego ekspresowego oswajania potrawy?
Co to najpierw nie podchodź, a w chwilę potem żyć bez ciebie nie mogę?
Takich skrajnych emocji z nią związanych i odczuwanych w ciągu jednego, jedynego posiłku?
I teraz siedzę tak sobie, kontempluję, co mi się przytrafiło i dochodzę do wniosku, że do swojej -> listy umiejętności powinnam obowiązkowo dołączyć oswajanie dzikich łososi.
I cóż, że wędzonych.:)
Składniki:
- 4 kawałki wędzonego na zimno łososia, po ok. 125 g każdy
- 100 g liści młodego szpinaku umytych, osuszonych i pozbawionych ogonków
- 1 pęczek rzodkiewek pokrojonych w plasterki lub półplasterki
Marynata:
- 3 łyżki miodu
- 1 łyżka soku z cytryny
- 2 łyżki jasnego sosu sojowego
- 1 łyżeczka musztardy Dijon
- 1/2 łyżeczki startego korzenia imbiru
Dressing:
- 1 łyżka świeżo startego korzenia imbiru
- 3 łyżki octu ryżowego
- 2 łyżki jasnego sosu sojowego
- 2 łyżki oleju sezamowego
- 2 łyżki tahini (pasty sezamowej)
Wykonanie:
- Usuń z filetów skórę i ości i umieść rybę w płaskim naczyniu.
- Połącz składniki marynaty i polej nią filety. Przykryj naczynie folią i odstaw na 30 min.
- Rozgrzej piekarnik do 230 stopni.
- Połącz składniki dressingu i odstaw na bok.
- Wyjmij filety z marynaty i ułóż na ruszcie. Piecz je przez 6-8 minut polewając pozostałą marynatą. Gotowa ryba powinna być po naciśnięciu nie miękka, a lekko sprężysta.
- Rozłóż na talerzu liście szpinaku i posyp je rzodkiewką. Wyłóż rybę na warzywa. Całość skrop dressingiem.
Do tak przygotowanego łososia doskonale pasuje ryż lub makaron ryżowy, z którymi to dodatkami można go serwować również w postaci sałatki, na zimno.
Gotowe!
Bardzo smacznego!
Źródło - Gordon Ramsay - "Zdrowa kuchnia"
Lekka zaklinaczka dzikich łososi, hehehe:D to mi się podoba, mam bardzo podobną serię skojarzeń jak z dzikimi truskawkami:))) dressing faktycznie bardzo ciekawy:) ale na razie mam tylko 2 z 5 składników:) gdy tylko nabędę resztę drogą kupna, to to wypróbuję:)
OdpowiedzUsuńdzięki Tobie zmobilizowałam się totalnie i co najmniej raz w tygodniu (już od kilku tygodni) jemy ryby:) normalnie sukces!!! dzięki kochana!:*
Czekałam na niego. Świetnie wygląda:), a ta wyrazistość to bardzo zachęca.
OdpowiedzUsuńNo proszę łosoś tu, łosoś tam - same pyszności :)
OdpowiedzUsuńDzik jest dziki, dzik jest zły. Dzik ma bardzo wielkie kły. A co ma łosoś? Na czym polega dzikość łososia wędzonego? Czym się wyraża? Czy ktoś słyszał o wyczynach dzikich łososi:) Leży tu pokornie jak trusia na talerzy z rzodkiewką i szpinakiem posmarowany pastą.
OdpowiedzUsuńAle mniejsza o dzikość. Najważniejsze, że zdrowy w towarzystwie polskich zdrowych warzyw. Kolejny przepis witam z niekłamaną radością bo jak to mówią: ryba na stole to zdrowie w domu (miałem rym - stodole, ale trochę bez sensu, kto ma zdrowie w stodole?:)
Lekka uwielbiam Cie czytac. Naprawde przemily post. Ja doswiadczylam czegos takiego jedzac buraczki wedlug Malgosi z pieprz czy wanilia. Na poczatku nie moglam sie zdecydowac, ale w koncu mi zasmakowalo.
OdpowiedzUsuń@Goh, hahaha.:))) Sama nie wiem skąd i dlaczego mnie się ta dzikość przyczepiła.:))) Dopiero jak opublikowałam tekst, to sobie zdałam sprawę, że znowu o niej piszę - może mi się w głowie zainstalowała od truskawki?;)))
OdpowiedzUsuńZaklinaczka dzikich łososi.:)))) Hahaha.:))))
Zgaduję, że te 2 składniki to imbir i sos sojowy - czy tak?
Jestem przeszczęśliwa z tych Waszych ryb i obojgu Wam gratuluję siebie nawzajem.:) Brzmi to może niezbyt jasno, ale Ty przecież wiesz, o co chodzi.;)
@Aniu, mnie teraz też, ale początek był - uwierz mi - straszny...:)
@Kabamaigo, to prawie jak: "na prawo most, na lewo most".:))) A że mamy akurat wysyp łososi to baaardzo dobrze.:)
@Piotruś - "ryba na stole, zdrowie w stodole" jest okej.:))))
Nie mam pojęcia czym wyraża się dzikość wędzonego łososia, ale czymkolwiek jest, poradziłam sobie z nią.:))))
taka rybka, to ja rozumiem!
OdpowiedzUsuńwspaniały łosoś.
No i co narobiłaś szalona Kobieto? Że niby skąd mam zdobyć dzikiego łososia i to jeszcze uwędzonego na zimno? No skąd?
OdpowiedzUsuńOstatnio miałam okazję jeść po raz pierwszy łososia wędzonego na gorąco - kupiliśmy go w Łebie z myślą, że będzie do jajecznicy... jak go odwinęłam, spróbowałam to po chwili Zielonooki spytał: "będzie jajecznica z łososiem czy tylko jajecznica?"... To było chyba takie moje wyjątkowe doznanie smakowe - proste i niczym nieskropione :-))
Idę spać... bo inaczej do rana będę o łososiu myślała i to będzie Twoja wina :-)
Podpinam się pod Piotrasolo:)
OdpowiedzUsuń"Dzik ma bardzo ostre rzodkiewki, a łosoś jest o to zły i zazdrosny"
Nie umiem sobie tego W OGÓLE wyobrazić. Szacun :)
Jak doszłaś do tego skojarzenia?
Jeju, Lekka ( zaczerpuję oddechu) powiem szczerze, ze myślałam, że ja mam odjechane pomysły, ale czytając co Ty wyprawiasz, to mam szczękę w piwnicy... Tam w piwnicy... na siódmym poziomie kopalni.
Jest szansa, żebyś mnie zaprosiła na takiego łosia???
Dzikość serca jest potrzebna w tym życiu na każdym kroku, więc nie deinstaluj jej:)
OdpowiedzUsuńte dwa składniki to imbir i ocet ryżowy, jasnego sosu sojowego nie mam, mam ciemny, indonezyjski słodki, sfermentowany teriyaki, ale cholewka nie mam jasnego, myślisz że lepszy będzie słodki czy ciemny?:D
dzięki za te gratulacje, ale one należą się tobie, bo to twój blog i twoje pomysły były ostatecznym motywatorem:)
Pięknie wygląda taka dzika rybka! Ja mam niestety z całego przepisu raptem dwa i pół składnika (ocet ryżowy, cytrynę i sztuczny miód, toteż liczę jako pół)
OdpowiedzUsuńNa równi z Twoim blogiem uwielbiam czytać komentarze pod nim, co nieczęsto się zdarza!
Zapowiada się bardzo ciekawie i smacznie :) Dziękuję za udział w zabawie i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńUhuhu, bezkompromisowe rzeczywiście. Ale chętnie się rzucę w wir nowych doznań :D
OdpowiedzUsuń@Katie, dzięki.:)
OdpowiedzUsuńI szczerze Ci powiem, że ja Ciebie też bardzo lubię czytać - Twoje ostanie: "albowiem idę do kina na mało ambitny film" było doskonałe.:)
Muszę obejrzeć te buraczki.:)
@Karmelitko, po stokroć tak!:)
@Margarytko, no co ja Ci będę podsuwać pomysły.
Się bierze Zielonookiego pod pachę, się wyrusza na szerokie wody Oceanu Atlantyckiego, się go łowi, się czeka aż zmarznie i się go wędzi wtedy. Że ja tak muszę po kolei, jak dziecku...
;)
Łosoś w jajecznicy!?
No tego to ja jeszcze nie robiłam!
Uważam, że za ten pomysł mi podsunięty jesteśmy kwita, bo teraz on mnie będzie prześladował.;)
:)
OdpowiedzUsuńDziko sie u ciebie zrobilo, ze az strach ;)
Co do twojego posta... Nigdy nie mialam czegos takiego, zeby mi cos smakowalo coraz bardziej w miare jedzenia. Faktycznie dziwne to...
Ale patrzac na ten przepis, mam baaardzo mieszane uczucia. Jakos tak... nie do kona bym to chciala zrobic/zjesc. Z drugiej zas strony ;) kiedy patrze na zdjecia, to na pewno bym zjadla, gdyby mi ktos zrobil.
Moze u mnie sie to inaczej objawia? Tzn. to "wciaganie sie" w potrawe... :-)
Buuuuziak :*
@Agik, szczerze?
OdpowiedzUsuńZielonego pojęcia nie mam.:)
Siadam nad pustym edytorem kompletnie nie mając pomysłu na temat notki, na jej treść, na nic.
I usiłuję coś napisać, a polega to na stopniowym odrzucaniu wszystkich niepasujących mi akuratnie pomysłów i słów, co jest męczące i trwa potwornie długo.
Ale... lubię to i sprawia mi wielką satysfakcję, kiedy co pewien czas uda mi się napisać coś, co - jak uważam - ma jakiś sens.
A jeśli jeszcze przy tym można się usmiechnąć, to cóż może być lepszego?
A Ty jak piszesz?
Hahaha:))), zobacz, co Ci wyszło - właśnie usiłujesz się do mnie wprosić na ŁOSIA.:))) Hahaha:))) Łosia z menu wykluczam. Mąż mnie zaraził nawykiem uważnego oglądania produktów do konsumpcji i selekcjonowania ich z uwagi na ich różne atrybuty.
Nie jemy królików, bo ruszają noskami.
Ani kangurów, bo noszą dzieci w torbach.
Strusi, bo mają za długie rzęsy.
Łosi też nie z powodu wydatnych warg.
Musisz, niestety, to zrozumieć.
;)))
Mówisz - dzikość serca, @Goh, to raczej dzikość rozumu, ale w końcu czy to ważne, gdzie mieszka dzikość?;)
Chyba słodki byłby lepszy.
Tak myślę.:)
Ewentualnie zawsze można spróbować wymieszać.
Nawet jeśli już kilka razy mówiłam Ci, że jesteś Kochana, to, pozwolisz, że będę to co jakiś czas powtarzać.:)
@Moniko, za to słowa, które piszesz to najprawdziwszy, nieoszukany miód, który krzepi i daje dużo, dużo siły.:)
OdpowiedzUsuńPoza tym epatujesz tak dobrą energią, że Twoje towarzystwo jest w stanie zastąpić wszystkie brakujące składniki.:)
Dziękuję.:)
@Wedelko a ja dziękuję za wizytę i również ślę moc pozdrowień.:)
@Turlaczku, w kogo jak w kogo, ale w Twoją odwagę na pewno nie wątpię.:)
No, @Małgoś, aż sama się boję. Pewnie następną potrawą, którą zaprezentuję będzie kisiel - Słodka chwila - wziąć, zalać i zamieszać.:)
Dobrze, że chociaż Katie przeżyła coś podobnego, bo bym się mogła poczuć jak kosmitka.;)
Dlaczego byś nie chciała zjeść?
Nie lubisz wędzonych ryb?
Czy może któregoś z innych składników?
Wciąganie się w potrawę - mówisz...
I już mi wyobraźnia zaczęła pracować...
;)
Całuski.:)
Fajnie, że wróciłaś.:)
No nie Lekka... Tobie ten łosoś chyba jednak zaszkodził ;-))))... ja i ocean? ja i polowanie na łososie? To samo z siebie się wyklucza ;-))
OdpowiedzUsuńA jajecznica z wędzonym łososiem jest boska... ale nie tym paczkowanym (nie wiem czym go wędzą, ale to nie ten smak)... takim świeżym, wędzonym na gorąco :-))) Ech, chyba muszę znów do Łeby...
@Margarytko, obawiam się, że to nie łosoś jest winny, że coś mi musiało zaszkodzić na dłuuugo przed nim.;)))))
OdpowiedzUsuńAle w sumie skoro ja mogę być zaklinaczem dzikich łososi, to tych ich łowcą przecież tym bardziej - bo która z nas dwóch jest ta kulinarnie szalona w końcu?;)))
Paczkowanego łososia kupiłam może ze dwa razy - zdecydowanie wolę takiego w kawałkach. Ale wędzonego na gorąco to wątpię, żebym u siebie dostała, choć kto wie?:) Rozejrzę się, bo mi smaka na niego narobiłaś okrutnego.:)
ja na przykład nie mogłam się przekonać do czosnku, wręcz go nienawidziłam, w każdej potrawie. a zapach? wręcz odrzucał.odkąd zaczęłam samodzielnie gotować, zaczęłam próbować produktów, których nigdy wcześniej bym nie spróbowała ;) Dziś czosnek jest moją pierwszą miłością :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńRybe wedzona zdarzalo mi sie jesc na cieplo jako danie glowne i jako dodatek do zupy, wiec nowosc to dla mnie nie jest, ale ta marynata! No i dressing! Coz za wspaniale polaczenie smakow. Ten dressing to taki troche w stylu japonskim.
OdpowiedzUsuńTak, doswiadczam takiego odczucia za kazdym razem jak jem makaron soba, tyle, ze tutaj jest na odwrot, jesli chodzi o smak. Na poczatku, zaraz po sprobowaniu danie jest niejakie. W miare jedzenia robi sie tak wciagajacy, ze i 2 dokladki mozna zjesc.
Staram się nie zrażać do dania po pierwszym kęsie - nawet powiem, że dość liberalna jestem ;) I taką mam teraz ochotę na łososia (na łosia nie bardzo, a nawet wcale ;). Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTwoja teoria mi się bardzo podoba :) a łosoś wygląda bardzo interesująco :)
OdpowiedzUsuńWitaj, @Bazylio!:)
OdpowiedzUsuńZnam ten czosnkowy ból - wiele lat byłam wampirem, a raz nawet udało mi się zemdleć obierając czosnek do ogórków.;)))
Wszystko, tzn. niechęć do niego, minęła jak ręką odjął, kiedy zaczęłam się odchudzać i gotować inaczej - czosnek zaczął nie tylko idealnie pasować do wielu dań, ale nadawać im charakteru.:)
Tak, że przybij piątkę!:)
@Thiesso, dzięki.:*) Tak, to zdecydowanie orientalne, japońskie klimaty.:)
Może metamorfoza smaków nie jest tej kuchni obca?
Nie znam kuchni japońskiej, ale Twoje uwagi są bardzo ciekawe.:)
@Ka.wo - mam podobnie, ale sama znam osoby, które nie dają smakom żadnych szans. A przecież gusta smakowe się zmieniają, ewoluują - warto próbować rozsmakowywać się w nowościach.
No może z wyłączeniem łosi.;)))
Dzięki, @Magdo, no cóż Einstein ze mnie nie jest - taka teoria, jaki teoretyk - nie dziwi nic.;)))
Kochana, ja taką rybkę z wielką chęcią bym widziała u siebie ;-DD
OdpowiedzUsuńwww.przysmakiewy.pl
A ja, @Biedronko, nie widzę.
OdpowiedzUsuńPrzeszkód.:)