"Motywacja jest tym, co pozwala ci zacząć, nawyk jest tym, co pozwala ci wytrwać."

czwartek, 28 kwietnia 2011

OMLET SZPINAKOWY z sosem pieczarkowym

Szpinak - przedszkolna trauma, której pokonanie zajęło mi niemal 40 lat...

Ale kogo tam kiedyś interesowało, co czuje dziecko, zmuszane do jedzenia  luźnej, zielonej brei, do złudzenia przypominającej krowi placek okraszonej zamiast jakimiś uzdatniającymi go do konsumpcji przyprawami czy dodatkami, jedynie formułką: jedz, bo to zdrowe.

Ot, rzeczywiście argument.
Jak nic zwiększający apetyt na szpinak.
Dorośli bywają paradni.

Dzieci za to na szczęście całkiem nieźle radzą sobie z tym ich specyficznym poczuciem humoru.

Nielubiane pomidory chowałam w przedszkolu do kieszonki fartuszka.
Mama potem pomidory wyrzucała, fartuszek prała i jakoś to funkcjonowało. 
Do czasu kiedy któregoś ranka, w samym rogu kieszonki, zupełnie przez przypadek odkryłam wplątane w nitki, zasuszone, pomidorowe ziarenko.
Fartuszek natychmiast poszedł w odstawkę, a moich pozytywnych uczuć do niego nie przywróciło nawet usunięcie rzeczonego ziarenka i potraktowanie materiału detergentami. Wielokrotne.
Dla mnie fartuszek ów na zawsze pozostał zbrukany - spomidorzony, więc nienawistny.

Na zawsze, czyli dokąd nie opuściłam przedszkola.
Sama, kilka lat później, polubiłam smak pomidorów tak bardzo, że jadłam je już z niekłamaną przyjemnością.

Szpinakowi jednak nie poszło równie łatwo. Rozprawieniem się z niechęcią do niego zajęłam się dopiero rozpoczynając odchudzanie, od potrawy, której tu jeszcze nie prezentowałam - jajek ze szpinakiem zapiekanych - nomen omen - w... pomidorach.:)))
Pierwsza potyczka i od razu zwycięska.:)

Oto dowód, że przed każdym z nas jest zawsze szansa, Kabamaigo, nawet jeśli w którymś momencie zapowiadamy się fatalnie, lub wręcz wcale.;) 

Szansie zresztą zawsze warto pomóc - taki szpinak na przykład można przecież serwować na szereg sposobów, które są w stanie sprawić, że warzywo to będzie nie tylko atrakcyjnie wyglądać, ale też i naprawdę super smakować. Tak jak to ma miejsce w przypadku tego omletu, który jest po prostu przepyszny.:)

Składniki na 2 porcje:
  • 1 i 1/2 łyżeczki oliwy z oliwek
  • 120 g pieczarek pokrojonych w plasterki
  • 1 szklanka sosu pomidorowego
  • 1 duże jajko 
  • 4 białka dużych jajek
  • 1/4 łyżeczki czarnego pieprzu
  • 1 mała posiekana cebula
  • 150 g posiekanego szpinaku (jeśli jest z mrożonki przed zważeniem należy go porządnie odsączyć)
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 2 łyżeczki tartego parmezanu
Wykonanie:
  1. 1/2 łyżeczki oliwy rozgrzej na małej teflonowej patelni na dużym ogniu. Wrzuć pieczarki i smaż je do lekkiego zrumienienia, ok. 5 minut, co pewien czas mieszając. Dodaj sos pomidorowy. Duś na wolnym ogniu aż całość zgęstnieje, ok. 8-10 minut. Zdejmij z ognia i przykryj.
  2. Ubij białka i jajko z dodatkiem pieprzu na pianę.
  3. Podgrzej resztę oliwy na dużej patelni, na średnim ogniu. Wrzuć cebulę, smaż aż zmięknie, ok. 4 minuty. Mieszając dodaj szpinak i sól, chwilę podsmażaj, aż szpinak zacznie bulgotać. Połowę szpinaku dodaj do naczynia z ubitymi jajkami i wymieszaj. Resztę przełóż na talerz.
  4. Patelnię przepłucz, wytrzyj papierowym ręcznikiem, następnie spryskaj olejem w sprayu i rozgrzej na średnim ogniu. Równomiernie pokryj całą jej powierzchnię mieszaniną jajek, szpinaku i cebuli. Smaż omlet, w razie konieczności podważając jego brzegi tak długo aż jego środek będzie ścięty, ale wciąż wilgotny - ok. 3 minut.
  5. Resztę szpinaku wraz z cebulą rozłóż na połówce omletu i posyp parmezanem. Złóż omlet na pół tak, żeby nadzienie znalazło się w środku. Zmniejsz ogień, przykryj patelnię i podgrzewaj całość jeszcze przez 3-4 minuty.
  6. Wyłóż omlet na półmisek i polej sosem pomidorowo-pieczarkowym. Podawaj natychmiast.
Gotowe!

Bardzo smacznego!
Źródło - "Potęga warzyw"

42 komentarze:

  1. pomidory lubiłam zawsze, więc nie mam za sobą fartuszkowej czy też innej kieszonkowej traumy. ze szpinakiem byłam na bakier przez 25 lat. pokochałam go ogromną miłością dopiero niecały rok temu. i przyznaję że od tej pory wielbię to zielone cudo. może nie ma tyle witamin ja go niegdyś sławiono-ale jest pyszny ;)Twój omlecik musi cudownie pieścić podniebienie

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie jestem na "tak" :) Uwielbiam każdy składnik z przepisu, więc tylko czekać aż dany omlet pojawi się na moim talerzu!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie nikt nie zmuszał do jedzenia szpinaku, więc nie mam jakiejś mrożącej krew w żyłach historii o przełamywaniu traumy- ja po prostu szpinaku nie lubiłam :)
    Do czasu, kiedy odkryłam, że jego cudowna zieloność potrafi naprawdę wiele zdziałać na talerzu, a smak w dużym stopniu zalezy od dodatków...

    A taki omlecik to poproszę na śniadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie do jedzenia szpinaku nikt w dzieciństwie nie zmuszał. Ale krążyła legenda, że breja, że fuj, że zielone, paskudne. A jako że długo mój nasz telewizor odbierał tylko dwa programy, nie wiedziałam również o tym, że Popeye ma mięśnie dzięki szpinakowi ;). Zresztą - dziewczynką byłam, po co mi mięśnie ;D.
    Pierwszy raz w wieku dojrzałym spróbowałam szpinaku na studiach. Koleżanka przyrządziła. Całkiem był niezły, ale jeszcze czegoś mu brakowało.
    A potem była tarta szpinakowa... i się zakochałam. Co więcej - mężczyzna też :)).

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie to szczescie, ze ja nie chodzilam do przedszkola :)) Moze dzieki temu nie mialam zadnej traumy. Prawde mowiac do szpinaku przekonalam sie dopiero cakiem niedawno i teraz z wielka przyjemnoscia dodaje go do roznych potraw. Kiedys jednak nie bylo tak milo i zawsze zastanawialam sie jak moja mama na przyklad moze jesc taka "trawe" :)) Wydaje mi sie, ze to jednak kwestia przygotowania. Ja robilam kiedys lazanie ze szpinakiem i byla boska :)) Przepis na omlet podkradam. Na pewno go sobie zrobie (w zamrazarce czekaja na wykorzystanie trzy opakowania szpinaku:))

    Pozdrawiam cieplo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie nie faszerowano na szczeście szpinakiem, więc traumy nie mam. Odkryłam go sama będąc już nastolatką i pokochałam prawdziwie. Najpierw był szpinak z jajkiem, potem z fetą, w kotletach, w sosach... a dziś będzie na śniadanie, a'la Lekka:)
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  7. Z pomidorami zaprzyjaznilam sie stosunkowo niedawno, ze szpinakiem jeszcze pozniej. W ogole bylam strasznie antywarzywnym dzieckiem - zdecydowanie milsze mi byly slodkie drozdzowki, ciastka i czekolada. Uroki warzyw dopiero odkrywam, do niektorych (marchewka, kapusta) jakos nie moge sie przekonac. Moze kiedys, kto wie?
    Bo przeciez ludzie sie zmieniaja. Jakis rok temu nawet nie spojrzalabym na taki omlet. A teraz patrze i slinka mi cieknie, bo smakowicie wyglada.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szpinak nauczył mnie jeść mąż. A na taki omlecik chętnie bym się skusiła nawet zaraz:)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Smacznie i zdrowo:) i mój ukochany szpinak:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawe, że nasze kulinarne traumy z dzieciństwa, niczym te bujane kucyki, odchodzą w cień zapomnienia. Ja też kiedyś uciekałam przed miseczką z szpinakiem, a teraz - dałabym się pociachać za taki omlet ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pieści, @Malwinko, oj pieści.:)
    A to nagłe uczucie to skąd?
    Jeśli nie tutaj, napisz o tym, bardzo proszę, na swoim blogu, przy okazji sporządzania jakiegoś dania ze szpinakiem - jestem bardzo ciekawa.:)

    @Doctorku, a ja już się cieszę na Twoje omletowe plany, bo wiem, ze jest z czego.:)

    Dokładnie, @Agik, dokładnie.:)
    Szpinak w wielu miejscach Polski i środowiskach padł ofiarą kulinarnego zafiksowania, podobnie jak dynia zresztą.
    Z dyni - zacierka, ze szpinaku - breja.
    Zupełnie nie rozumiem, jak można było lubić jedno czy drugie. No a już zwłaszcza będąc dzieckiem.
    Najważniejsze, że teraz Ci smakuje.:)

    OdpowiedzUsuń
  12. No sporo w tej legendzie było prawdy, @Turlaczku. Wiele osób, zwłaszcza ze starszego pokolenia, nie umiało szpinaku zrobić inaczej, jak tylko w postaci brei właśnie. Chociaż teraz już wiem, że i ta breja może być przyrządzona po mistrzowsku.

    Co się zaś tarty tyczy, to dopiero jest pomysł! Na wszystko! Do wszystkiego można się przekonać za pośrednictwem tarty - genialny wynalazek!:)

    @Majko, też tak uważam, że to we właściwym przyrządzeniu rzecz. Szpinak jest mdły i jak się pozwoli, żeby ta jego mdłość zdominowała sposób, w jaki się go podaje, to to jest kulinarna porażka.
    Lazania ze szpinakiem jest boska.:) Potwierdzam.:) I pewnie za niebawem zamieszczę na nią przepis.:) Odchudzony rzecz jasna.:)
    Serdeczności.:)

    Bo Ty, @Żeńko, to w ogóle jesteś taki człowiek do przodu, bez kulinarnych uprzedzeń. Czy jakieś jednak masz?:)
    Napisz, jak smakował.:)
    Uściski i całuski.:)

    @Maggie, myślę, że jest duża szansa - pokonałaś już kawał drogi w tym warzywnym świecie, a on jest tak niewiarygodnie wdzięczny!:) I przyjaźń z nim tak szybko procentuje!:)
    Ludzie się zmieniają, kulinarne gusta się zmieniają i smaki też.:) I to jest super ekstra!

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie uwierzysz, ale ja - chociaż byłam strasznym niejadkiem i pół bułki potrafiłam "jeść" przez dwie godziny na przedszkolne śniadanie - akurat i szpinak, i dyniową zacierkę lubiłam... Moja mama przyprawiała te potrawy dobrze, nie żałując przypraw, a w przedszkolu to już zjadałam jakoś tak siłą rozpędu. Może tolerowałam te potrawy, bo nie trzeba było ich zbyt intensywnie gryźć? I nic nie rosło mi w buzi? Bo na przykład z mięsem, choćby nie wiem jak smacznym, już tak łatwo nie było, jego naprawdę robiło się coraz więcej w ustach! I jak to potem połknąć? Różnie z tym bywało. Z czasem coraz bardziej lubiłam szpinak i dynię, a jak sama zaczęłam je przygotowywać - to już wpadłam po uszy! A mięsa nie jem dziś wcale, choć zęby mam i brak problemów z gryzieniem i przełykaniem. A szpinak kocham i basta!

    OdpowiedzUsuń
  14. Za dziecinnych lat nikt mnie nie faszerował szpinakiem, bo zwyczajnie nie było go w rodzinnym menu.
    Za to wmuszano mi na siłę fasolę i kaszę gryczną, która wówczas rosła mi w ustach.
    Dziś z ochotą zjadam szpinak z fasolą. a kaszę wręcz uwielbiam.
    Pozdrawiam wszystkich wybrednych i niewybrednych. :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. A moja mama potrafiła przyrządzić szpinak od początku tak, żeśmy się w domu o niego zabijali i ciągle było nam mało :) wiedziała, że potrzebuje, czosnku, jajka, gałki muszkatołowej, pieprzu i pałaszowaliśmy go ot tak po prostu, bez niczego :)cudowny twój omlet, właśnie miałam ochotę na szpinak w takiej postaci. W dodatku z pomidorami i pieczarkami to niebo w gębie! Ale mi w brzuchu burczy :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Lekka, jaki fantatyczny przepis!Nie dość, że danie z białkami - wzorcowy skład białka (zawartość aminokwasów egzogennych), to własnie kurze!, a do tego szpinak nie tylko w cieście , ale i do środka. Podoba mi się. I choć trochę zachodu z tymi patelniami, to zrobię i dam znać jak nam smakowało.Mąż będzie pewnie mniej zachwycony, ale ja już czuję ten smak. I do tego sos - pycha!!! Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  17. Na początku była komosa (zwana też lebiodą). Jest taka smaczna, sympatyczna roślinka rosnąca dziko (zapomniana już). Mama zbierała ja na łąkach. Bardzo podobna do szpinaku. W smaku delikatniejsza. Zrywana podobnie jak pokrzywa czy mlecz, kiedy jeszcze bardzo młoda.
    Po takim początku łatwiej było przejść na szpinak.
    Trzeba przyznać, że złą prasę szpinakowi zrobił jedynie słuszny (swojego czasu) sposób przyrządzania jako zielona pulpa :)
    Dzięki takim przepisom odchodzimy od tego. Taki przepis zmienia nawyki, stereotypy, przyzwyczajenia i przekonanie, że szpinak jest be. Nie jest be i taki omlet (na ten przykład) może być pięknym początkiem naszej kulinarnej przyjaźni z tym jakże wartościowym warzywem.

    OdpowiedzUsuń
  18. @Ilko, no to gratulacje dla męża!
    Nic na to nie poradzę, że widok a nawet myśl o facecie jedzącym warzywa, działa na mnie wybitnie pobudzająco! Zaraz przywodzi mi to na myśl skojarzenie, że taki gość musi być inteligentny, mieć otwartą głowę i brak uprzedzeń a to jest... mega seksowne!

    @Trzcinowisko - dokładnie - smacznie i zdrowo!
    Witaj i zapraszam częściej.:)

    @Aurorko, czyżbyśmy z nich po prostu wyrastali?
    I to, co kiedyś zdawało się mieć wymiary wszechświata w dorosłym życiu okazuje się przypominać bardziej chusteczkę do nosa?
    Nie ciachaj się, jakbyś już była w aż tak palącej potrzebie, to pisz - usmażę Ci i wyślę kurierem - żal młodej skóry...
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja za to bardziej lubię młodziutki, świeży szpinak niż mrożony...bo on właśnie kojarzy mi się z tą breją, o której piszesz ;) Twój omlecik rewelacja - wygląda na lekki (hihi, jak Ty;)) i puszysty. To podanie z pieczarkowym sosem - dla mnie - oryginalne i warte wypróbowania. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Takiego smaka mi narobiłaś, że głowa boli :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Normalnie jestes jakas moja bratnia dusza. Po malinach zaskoczylas mnie pomidorami. Ja pomidory zaczelam jesc dopiero gdzies w liceum i to w trudnych warunkach pielgrzymkowych. Keczupu tez nie jadalam i tylko zupe z pomidorow uznawalam. Co do szpinaku to nie chodzilam do przedszkola, wiec nie mialam traumy, ale tez u mnie w domu nigdy sie go nie jadlo. Zaczelam jak sie z domu juz wyprowadzilam i od razu strasznie pokochalam.
    Pomidora do dnia dzisiejszego nie zjem bez zadnych dodatkow, chociaz uzywam w ogromnych ilosciach to zjedzenie go jak jablko jest niemozliwe.
    Omlet szpinakowy z sosem pomidorowym bez dwoch zdan jest przepyszny a na dodatek na tyle syty i zdrowy, ze pozwala przetrwac do nastepnego posilku.

    OdpowiedzUsuń
  22. @Hajduczku, czy jako dziecko byłaś też chudzinką?
    Bo wiesz, to wszystko, co piszesz, i w ogóle, co piszą inni też, jest takie interesujące... Wydawałoby się najbardziej prozaiczna czynność świata, takie jedzenie, a ile się za tym kryje emocji i przeżyć...
    Ale znowu, potwierdzasz, że przyprawy są w kuchni ważne, a jeśli chodzi o nie które potrawy - wręcz niezbędne.:)
    Twoje niejedzenie mięsa podziwiam.
    Ze względów ideologicznych byłabym blisko czegoś takiego, ale świadomość, że nie mogę czegoś jeść, byłaby dla mnie nie do udźwignięcia.:)

    @Kawiarenko, i u mnie w domu szpinaku nie było.
    Fajnie, że gdzieś po drodze nastąpiło u Ciebie to samoistne przestawienie się na smaki, które wcześniej odrzucałeś.
    Tym bardziej, że to przecież, zupełnie obiektywnie, naprawdę wspaniałe smaki - taka kasza czy fasola.:)

    @Beti, no to miałaś ekstra! Pozdrawiam Twoją Mamę! U mnie w domu szpinaku się nie jadło, więc znałam go jedynie w wersji przedszkolnej i nawet nie podejrzewałam, że może smakować inaczej.
    Ale nic to, najważniejsze, że w końcu to wiem.
    A na ten omlet szczerze namawiam - jest na co.:)

    OdpowiedzUsuń
  23. @Kingo, będę z niecierpliwością czekała na Twoją relację - a zwłaszcza tę o reakcji męża.:)

    W kwestii patelni to myślę, że mały rondelek na sos załatwiłby sprawę - zresztą na pewno jakoś to się da pewnie zorganizować. Ale to wszystko i tak nieważne - efekt wynagradza wszelkie niedogodności.:)
    Dzięki, Kingo.:)
    A na jutro szykuję rybkę.:)
    Zaczynam się sprężać, bo koniec Twojej akcji już bliski - miałam tyle pomysłów - tymczasem z różnych względów nie wszystkie udało mi się zrealizować.;(
    Tak czy owak serdeczności.:)

    Piszesz, @Piotrusiu, o przepisie, a przecież wiem, że go wypróbowałeś. Tylko czy z białkami czy z całymi jajkami?

    Komosy nie jadłam.:)

    @Escapade, szpinak w formie, o której piszesz, pierwszy raz jadłam dopiero w Stanach. Pamiętam, jaka byłam zdziwiona, że to ta sama roślina.:)
    W US mrożony szpinak występuje w trzech formach - w całych listkach, siekany i mielony. Ale z tego, co pamiętam, przez cały rok jest dostępny i świeży, jak dynia, więc taki mrożony kupuje się rzadko, przeważnie kiedy ma się jakieś ograniczenia czasowe.
    Omlecik lekki - bo tylko z jednego jajka!:)
    A sos wspaniały!
    Świetny byłby również do wielu innych dań, z pizzą na czele.:)

    OdpowiedzUsuń
  24. a ja smażoną w cieście cukinię wyrzucałam przez okno do ogrodu, a teraz uwielbiam...

    OdpowiedzUsuń
  25. Lekka - o szóstej rano blogowanie? Ua.

    Szpinak, po pewnej feralnej lasagne, też jest moją traumą. Jedyna na niego metodą są chyba porządne zapasy czosnku i krótkie smażenie, inaczej jego smak zupełnie mi nie odpowiada. Cóż... zieleń to zdrowie na talerzu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. @Trzcinowisko, no to nie ukrywam swojej radości -> :-D

    @Kulinarne-Smaki, na szczęście na ten ból jest lekarstwo.;)

    Hahaha.:)))@Thiesso, mam z pomidorami dokładnie, jak piszesz - nigdy bez dodatków.;)))

    Ostatnio zagustowałam w koktajlowych - są bardzo wygodne jako dodatek do kanapki, do pracy, bo nie trzeba się z nimi w żaden sposób ceregielić.

    Ciekawe, co jeszcze nas łączy?:)

    OdpowiedzUsuń
  27. Z całymi jajkami robiłem. Prosty i szybki przepis. Omlet był pyszny. Podobnie jak zapiekany z pieczarkami w pomidorach z jajkiem. Uwielbiam omleta z groszkiem, szpinakiem lub innymi dodatkami warzywnymi: pomidorami, ziemniakami lub papryką.
    Dla mnie "zieleń" na talerzu to zawsze zdrowie :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Niezły patent, @Basiu!:)))
    Jakoś sobie trzeba było radzić w tym nie zawsze przyjaznym świecie.:)
    Cieszę się, że tu trafiłaś.:)

    @Kabamaigo, i słusznie.:)

    @Kubełku, czy to znaczy, że uważasz pory, w których publikuję swoje wpisy za nieodpowiednie?

    Zgadzam się z Tobą - zieleń to zdrowie na talerzu.:)

    OdpowiedzUsuń
  29. @Piotruś, przepis na omlet z groszkiem już tu niebawem zamieszczę, ale ten na jajka zapiekane w pomidorach musi jeszcze poczekać. Na gruntowe pomidory.:)

    OdpowiedzUsuń
  30. Lekka jutrzejszy obiad chyba, bo tez zaplanowalam rybe na akcje Kingi:-)

    OdpowiedzUsuń
  31. Mi pokonanie szpinakowej traumy zajęło o połowę mniej lat niż tobie Lekka:) i wszystkim, którzy jeszcze mają szpinakowe opory polecam tą metodę:

    - kupić w sezonie świeży szpinak, dobrze go umyć, i podsmażyć krótko na oliwie (całe liście) z przeciśniętym przez praskę czosnkiem
    - dopóki szpinak wygląda jak liście a nie zielona breja można sobie wizualizować, że to sałata, roszponka, czy cokolwiek innego liściastego
    - i tu pojawia się szansa aby się otworzyć na ten niesamowity smak, który mamy i babcie kryły pod postacią papki:D

    ja wykorzystałam tę okazję i wcinam z radością wszystko ze szpinakiem, ale przyznam, że z zielonym omletem jeszcze nie miałam przyjemności:) dzięki za pomysł:)

    OdpowiedzUsuń
  32. jestem wciąż na etapie przekonywania się do szpinaku :) do takiego omletu jeszcze nie dojrzałam, ale bardzo podoba mi się sos pomidorowo-pieczarkowy, jaki kolor! już go widzę w towarzystwie makaronu

    OdpowiedzUsuń
  33. @Thiesso, jeszcze nie wiem, czy to będzie obiad. Zrobiłam coś, co na pewno podaje się na ciepło, a w tej chwili testuję, czy na zimno smakuje równie dobrze...

    @Goh, bardzo, bardzo dobra metoda! Jak również dodanie szpinaku do czegoś, co jest samo w sobie dobre, jak własnie lasagne, tarta czy... omlet.:)
    Ostatnio, przed omletem, jadłam szpinak w skandynawskiej knajpie, w postaci tortu naleśnikowego z łososiem z sosem pomidorowym. Poezja, normalnie absolutne niebo w gębie.)

    @Kaś, jeśli miałabym komukolwiek zaproponować szpinak na pierwszy raz, byłby to właśnie ten omlet - gwarantuję smakowy sukces całą sobą.:)
    Nie ma szans, żeby on nie smakował, serio.:)

    Sos jest w dechę.:)

    OdpowiedzUsuń
  34. uwielbiam zdrową kuchnię. ten naleśnik ze szpinakiem wygląda naprawdę smakowicie. Proszę o więcej takich przepisów. Przy okazji zapraszam na magic-mornings.blogspot.com
    POZDRAWIAM będę częściej wpadać !

    OdpowiedzUsuń
  35. Bardzo apetyczny ten Twój omlecik:) Marzy mi się taki z kurkami zamiast pieczarek.

    OdpowiedzUsuń
  36. I ja mam szpinakową traumę... Szpinak jem tylko na surowo, ale mam nadzieję, że tak jak dojrzałam do żurku tak dojrzeję do szpinaku :-)
    Pozdrawiam z urlopu :-)

    OdpowiedzUsuń
  37. Lekka no dobra przyznam się. W południe przeczytałam tylko początek - nie miałam czasu na więcej. Teraz wróciłam i zobaczyłam, że to troszkę do mnie. Wiem, że jest szansa. W końcu i ja szpinaku nie lubiłam, aż do czasu. Podczas mojego pobytu w Grecji zostałam poczęstowana musaką ze szpinakiem i kozim serem - 2 rzeczy, których nie znosiłam (czas przeszły). Zjeść musiałam i okazało się, że to nie jest takie straszne :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Miło mi Cię poznać, @Krakersikowo.:) I już się cieszę na więcej wspólnych spotkań na naszych blogach.:)
    Staram się jak mogę, z tymi przepisami, mam nadzieję, że jeszcze niejeden wzbudzi Twoje zainteresowanie.:)
    I dzięki za linka - już go odwiedziłam i zdążył mnie zachwycić - super!:)

    Witaj, @Agatko!:)
    Ooo, kurki zrobiłyby z tego omleta wykwintny posiłek - znakomity pomysł.:)

    @Margarytko - na pewno się uda - nie taki szpinak straszny, jak się wydaje.:) A w porywach potrafi być tak samo znakomity jak żurek.:)
    Wypoczywaj i baw się dobrze.:)
    W pięknym miejscu jesteś.:)

    @Kabamaigo, a ja już myślałam, że Cie czymś dotknęłam, że mój humor okazał się zbyt rubaszny.:) Cieszę się, że to nie było to.:)
    No właśnie! To cudowne, kiedy człowiek potrafi pokonać swoje uprzedzenia i poszerzać własne granice. Kulinarne czy inne, nieważne.:)

    OdpowiedzUsuń
  39. Ze szpinakiem? To i ja poproszę ;-)) MNiam!


    www.przysmakiewy.pl

    OdpowiedzUsuń
  40. Trochę, @Biedronko, za późno, ale nic się nie martw - powtórzymy.:)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo mnie cieszy każdy wpis, a Twój szczególnie.:)

Jeśli piszesz jako Osoba Anonimowa, podaj swoje imię albo nick - będzie mi miło wiedzieć z kim rozmawiam.:)

Dziękuję.:)

Blog jest obecny w serwisie

TOP 10 ostatniego miesiąca