Przychodzi taki dzień, a zawsze przychodzi, że dziecko stwierdza nagle, że głodne jest, a dawno makaronu nie było, że może by tak zjadło, wszystko jedno co, byleby był to makaron, ewentualnie i tudzież coś w okolicach spaghetti, bo ono, to dziecko, bez makaronu/spaghetti ostatnio tak jakoś marnie przędzie.
Co więc robić?
Robię więc makaron/spaghetti w okolicach.
Temu dziecku.
W trosce o jego przędzę.
(Czymkolwiek jest).;)
Co więc robić?
Robię więc makaron/spaghetti w okolicach.
Temu dziecku.
W trosce o jego przędzę.
(Czymkolwiek jest).;)
Wygląda tłusto, prawda? Nawet sfotografowany tłuszcz sprawia, że potrawy wydają się być smaczniejsze - ciekawy mechanizm działania ludzkiego mózgu...
Tymczasem choć w przepisie jest mowa o łyżeczce oliwy (buteleczka z oliwą do zdjęcia pozuje, a jakże), tak się akurat złożyło, że w mojej carbonarze nie ma jej ani kropli - czego jednakowoż nie polecam, ale cóż - skleroza nie boli;)).
Jako główne źródła tłuszczu mamy tu żółtka i parmezan.
Kilkakrotnie w sieci natknęłam się na ostrzeżenie przed stosowaniem w diecie odchudzającej parmezanu, właśnie z uwagi na posiadaną przez niego wysoką zawartość tłuszczu. Moja opinia na ten temat jest z gruntu odmienna - stosuję go i polecam, ponieważ zawiera dużo białka a przy tym ma na tyle zdecydowany smak, że w przeciwieństwie do wielu innych serów wystarczy dodać go do potrawy dosłownie odrobinę, a natychmiast zyskuje ona na atrakcyjności.
Tutaj również parmezanu jest niedużo, a sprawia on, że pozbawione śmietany i boczku danie nie tylko wciąż można nazywać carbonarą, ale też, że nie odbiega ono od niej smakowo w jakiś porażający sposób.
Za to różni się i to znacznie liczbą kalorii - podczas, gdy oryginał ma ich ok. 900/porcja, wartość energetyczna tej, nie przekracza 450 kcal. Moim zdaniem metamorfoza z gatunku całkiem udanych.:)
A skoro o kaloriach mowa.
Korzystając z wyszperanych w sieci czy innych miejscach przepisów, czasem warto jest spojrzeć na nie nieco bardziej krytycznie.
W znalezionej np. tutaj -> Spaghetti carbonara recepturze podana kaloryczność dania wynosi 550.
Zdziwiło mnie to - to ja tu na rzęsach staję składając te wszystkie składniki, niczym jubiler w misterną dietetyczną całość dla raptem 100 kcal finalnej różnicy?
Jeden rzut oka i od razu widać, że coś tu nie gra.
Sam makaron w ilości 500 g to 1725 kcal:4=430
2 opakowania śmietany 22% (dlaczego tak dużo?) - 400 g - 880 kcal:4=220
4 jajka - 250 g - 350 kcal:4=85
No i boczek - 400 g (zatrważająco ogromna ilość) - zakładając, że chudy, np. z Morlin będzie miał - 1148 kcal:4=287, a nie zakładając, bo w przepisie nie ma o tym mowy, może mieć tych kalorii dodatkowo jeszcze - 223
Razem: od 1022 do 1245 kcal/porcja
Skąd więc te 550 - doprawdy nie wiem.
Wiem natomiast, że kilka pomyłek tego typu i rzędu w miesiącu może obrócić w niwecz każdą dietę.
Zupełnie niechcący.
Składniki na 2 porcje:
- 1 mała drobno posiekana cebula
- 1 łyżeczka oliwy
- 45 g szynki parmeńskiej pokrojonej na małe kawałki /użyłam chudej, zwykłej/
- 150 g makaronu pełnoziarnistego linguine lub spaghetti
- 2 żółtka dużych jaj
- 20 g parmezanu
- 1 łyżka posiekanego drobno szczypiorku
- 1 łyżka drobno posiekanej natki pietruszki
- 5-6 kropli tabasco /użyłam pikantnego sosu chili/
- sól
- pieprz
- W dużej misce połącz żółtka, parmezan, zioła i tabasco.
- Do garnka z lekko osoloną wrzącą wodą włóż makaron po czym gotuj go zgodnie z opisem na opakowaniu.
- Na rozgrzaną patelnię wrzuć cebulę, zalej ją gotującą się wodą w ilości 150 ml, doprowadź do wrzenia i duś pod przykryciem na małym ogniu przez 5 minut. Zdejmij pokrywkę, zwiększ ogień i smaż cebulę do całkowitego odparowania z niej wody.
- Dodaj oliwę i szynkę - smaż często mieszając 3-4 minuty aż szynka się zarumieni.
- Odcedź makaron, pozostawiając 4 łyżki wody.
- Wymieszaj makaron z sosem z żółtek, wodą, cebulą i szynką, i natychmiast podawaj.
Podałam carbonarę z mieszanką sałat, pokrojonym na duże kawałki pomidorem oraz dressingiem z oliwy z oliwek eksta vergine i octu balsamicznego.
Do następnego razu.
Zanim usłyszę: - "Wiesz mamo, odczuwam ostatnio tak jakby niedobór makaronu w organizmie..."
Do następnego razu.
Zanim usłyszę: - "Wiesz mamo, odczuwam ostatnio tak jakby niedobór makaronu w organizmie..."
Gotowe!
Bardzo smacznego!
Źródło - "Gotuj i chudnij"
Naprawdę podziwiam Cię ja to nie mam zdrowia do tego liczenia kalorii :( a makaron wygląda bardzo apetycznie, dobrze że masz takie dziecko które domaga się makaronu bo raz na jakiś czas jest potrzebny ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie podziwiaj, @Kulinarne-Smaki, bo liczę tylko tutaj, do bloga, na codzień tego nie robię - to ma jedynie zobrazować na czym polega odchudzanie dań - trudno to wyrazić bez liczbowych danych.
OdpowiedzUsuńMoja dieta absolutnie nie opiera się na liczeniu kalorii. Na tym się własnie kiedyś porządnie przejechałam i już więcej tego akurat błędu nie popełnię.
Ja musze sie konkretnie wziac za "odchudzanie", a Twoj blog bedzie mi przewodnikiem :)
OdpowiedzUsuńByłoby mi bardzo miło, @Dzolino, gdyby mógł się do tego przydać.:)
OdpowiedzUsuńLekka - jakie Ty masz mądre dziecko!!! A dla cioci Ani może troszkę zostało? (pytam naiwnie)
OdpowiedzUsuń@Aniu, tia, to na tym makaronie takie mądre urosło.;) Możesz to wziąć po rozwagę.;)
OdpowiedzUsuńUwagę, nie makaron, po którym zostało tylko mgliste spojrzenie...:)
Carbonarę uwielbiam, suto posypaną parmezanem i z boczkiem... Ja się tłuszczem nie przejmuję ;) Ostatnio dowiedziałam się, ze parmezan zawiera duże ilości naturalnego (!) glutaminianu sodu, polepszacza smaku - tłumaczyłoby to moją miłość do tego sera ;)
OdpowiedzUsuń@Escapade, parmezan rulez!:)
OdpowiedzUsuńCarbonara na Lekkiej blogu? nieee, nie wierzę... A tu proszę jaki apetyczny przepis, taki Lekki:) A co do sera, to prawda, PARMEZAN RULEZ!!!
OdpowiedzUsuńWiedzialam, ze u ciebie nie znajde boczku i tluszczu, wiec wchodze, jak do siebie, nawet nie pukam :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam to, co napisalas, z duzym zainteresowaniem, bo ja akurat za takimi rozwazaniami pasjami przepadam :)
To byl zawsze moj konik - lubie wiedziec co jem i mam gdzies, co inni o tym mysla.
Zawsze nieufnie traktuje takie informacje o kalorycznosci i zazwyczaj jeden rzut oka wystarcza, zeby wiedziec, kiedy jest ściema, a kiedy nie ;)
To samo mam z etykietami - ZAWSZE sprawdzam. A sprawdzam, bo lubie wiedziec, za co płace i czy nie dostaje czegos extra, np. glutaminianu sodu, czy kompletu róznych "E"...
Co do parmezanu, to przy moim sposobie odzywiania (MM) parmezan jest wrecz polecany.
I nawet pomijajac fakt, ze Montignac byl Francuzem (a wiadomo: każda sroczka swój ogonek chwali ;) to nie sposob mu nie przyznac racji. Po pierwsze, ten ser ma 2x tyle bialka co kazdy przecietny, tzw. żółty, twardy. Po drugie, nie jest wcale jakos obłędnie tłusty (powiedzialabym, przecietnie lub ciut nizej - wciaz porównujac do serow zoltych); po trzecie - nie da sie go duzo zjesc, bo jest bardzo aromatyczny i słony; po piąte, utarty ma fajna wlasciwosc: wydaje się, ze jest go bardzo duzo, a tymczasem wazy tyle, co piórko :)
Po szóste - zreanimuje kazda potrawe.
Wystarczy?
No ja mysle :)
Nad tym samym się nieraz zastanawiam, czytając listę składników, kalkulując w głowie i dzieląc na ilość porcji. Jeśli liczymy kalorie, lepiej mieć kalkulator i zdrowy rozsądek przy przyrządzaniu.
OdpowiedzUsuńA spaghteii, jak spaghetii - wspaniałe.
Miał być na obiad placek z warzywami.
OdpowiedzUsuńAle po wejściu na stronę decyzja została zmieniona i będzie makaron.
Wystarczyło rzucić okiem na zdjęcia.
Bardzo ciekawy przepis na carbonarę.
Obok pomidorowego mój ulubiony sos do makaronu.
Plus białe wino (kieliszek schłodzonego rieslinga)i możemy z optymizmem spoglądać na otaczający nas świat :)
@Żeńka, sama nie wierzę.:)))
OdpowiedzUsuńA jeszcze śmieszniejsze jest to, że ja je przed dietą jadłam tylko jeden jedyny raz.:)))
Jeszcze trochę i stworzymy tu wraz z Escapade i Małgosią Klub Parmezanowy.;)
@Małgosiu, co za wspaniały wpis - dziękuję Ci za niego.:) Jest dokładnie tak, jak piszesz, w kwestii parmezanu (super analiza!!!) i innych też - nie ujęłabym tego lepiej.:)
Własnie tak robię - nie liczę kalorii, tylko zwracam na nie uwagę. To różnica, którą bez przerwy staram się podkreślać. Na diecie 1000 kcal obowiązuje ścisła zasada - tyle i tyle kcal na poszczególne posiłki, tyle i tyle każdego dnia z dokładnością do - bodaj 100 kcal. Nie robię takich rzeczy, jedynie patrzę, żeby danie miało w miarę szczupły skład, nic poza tym.
To oczywiście wiąże się z jego kalorycznością, ale jedynie w pośredni sposób.
Bardzo mi się podoba Twoja filozofia jedzenia, bo czuję, widzę w tym, co robisz jakiś zamysł, jakiś głębszy sens.
Glutaminianowi tez mówię nie.:)
Zgadza się @Kubełku. W ogóle własne, niezależne myślenie to duża wartość, na każdym polu...:)
Twoja carbonara, @Piotruś, jak sądzę, dietetyczna raczej nie była, ale planowane (na jutro?) warzywa wyrównają dzisiejsze straty, więc może przeżyjesz.;)
do: lemon curd
OdpowiedzUsuńLekka, lemon curd można przechowywać w słoiku w lodówce, do miesiąca. Ale szczerze wątpię, że się ostoi :)
Dzięki, @Kubełku.:*)
OdpowiedzUsuńAle i tak najpierw zrobię Twojego omleta z kapustą.:)
Lekka, a jakie muffinki robiłaś?
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno pytanie. Książka "Gotuj i chudnij" to ta, którą reklamują w TVN Style? Bazuje na przepisach z tego programu?
@Kubełku, jeszcze nigdy żadnych.:) Chyba nawet nigdy nie zjadłam ani jednej muffiny!
OdpowiedzUsuńProgramu nie oglądałam, ale z tego, co się orientuję, to chyba tak. Tylko nie wiem czy na polskim wydaniu programu, czy na brytyjskim.
Dużo przepisów nie ma - ponoć na ich stronie www jest więcej (nie wiem, nie zaglądałam), no i, co uważam za spory minus książki, mało w niej zdjęć, a bez zdjęć - przynajmniej mnie - gotuje się trudniej.:) Książkę zakupiłam niedawno i dopiero carbonarą zaczęłam ją testować.:) Przepisy wydają się całkiem sensowne i nie bardzo wymyślne.
Jest to też pierwsza książka, w której moje wyliczenie wartości kalorycznej dania, było zgodne z podawanym.:) Jak na razie tego jednego dania, ale to i tak coś.:)
woow cudnie wygląda a ja dziś się obżarłam pączkami ale od poniedziałku dieta...;) ale zanim to nastąpi zrobię sobie takie spaghetti
OdpowiedzUsuńTrzy raz tak dla carbonary! :-) Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńA dzisiaj i ja chorowałam na niedobór makaronu, więc miałam na obiad :) Uściski!
@Izaa, jeden kupny pączek, bo tak się zbierałam z decyzją czy je mam jeść/robić, czy nie, że w końcu córka poszła do sklepu i kupiła.:)
OdpowiedzUsuń@Kasiu, normalnie mamy tu stado Włoszek.:) No dobra, ja się do nich też zaliczam.:)
ja tez jednego "tłuściocha" zaliczyłam i wystarczy, ale go pozniej "wypedałowałam" na rowerku, takze luz ;)
OdpowiedzUsuńLekka ja nie wiem, czy ja mam jakas filozofie. Jesli tak to wyglada z zewnatrz, to byc moze tak jest :) Jednak na codzien wogole o tym nie mysle. Juz tyle lat tak zyje i wiem jedno (w kwestii zywienia): ma byc tak zdrowo, jak to tylko mozliwe w naszych czasach. Trudno o to, ale jakos tam sobie radze...
Oczywiscie tez mam dzieci, a dzieci jak wiadomo chodza do szkoly i patrza, co jedza inne dzieci i czasami maja ogromna ochote na duza, biala bułe z zoltym serm, zamiast chleba pp z warzywami i, powiedzmy, pasztetem by mama ;)
Przeciez ja nie jestem jakas hetera :D Gotuje im rozne zdrowe rzeczy, ale czasami tez te tzw. bomby kaloryczne i te ociekajace tluszczem. Ale nie na codzien.
A sama jem to, co jem, bo... ja jestem na wyzszym stopniu swiadomosci
Buziaki :*
z tym "stopniem swiadomosci", to oczywiście... ;P
OdpowiedzUsuń"Tak zdrowo, jak to możliwe w naszych czasach" - ewidentnie myśl przewodnia jest, azymut wyznaczony i... podoba mi się to.:)
OdpowiedzUsuńU mnie jest w sumie podobnie.
Sama zresztą też czasem zapodaję sobie może nie bombę, ale bombkę z pewnością.:)
Pierwszą słodycz córka poznała w wieku 1,5 roku, w piaskownicy.:) Dłużej się jej nie dało przed tym ochronić.:)
A z tym stopniem świadomości, to wbrew pozorom wcale nie jest śmiesznie... Mam na ten temat nawet takie różne przemyślenia, ale to może nie teraz i nie tutaj.:)
Serdeczności