"Motywacja jest tym, co pozwala ci zacząć, nawyk jest tym, co pozwala ci wytrwać."

środa, 2 marca 2011

SPAGHETTI CARBONARA

Przychodzi taki dzień, a zawsze przychodzi, że dziecko stwierdza nagle, że głodne jest, a dawno makaronu nie było, że może by tak zjadło, wszystko jedno co, byleby był to makaron, ewentualnie i tudzież coś w okolicach spaghetti, bo ono, to dziecko, bez makaronu/spaghetti ostatnio tak jakoś marnie przędzie.


Co więc robić?
Robię więc makaron/spaghetti w okolicach.
Temu dziecku.
W trosce o jego przędzę.
(Czymkolwiek jest).;)


Wygląda tłusto, prawda? Nawet sfotografowany tłuszcz sprawia, że potrawy wydają się być smaczniejsze - ciekawy mechanizm działania ludzkiego mózgu...

Tymczasem choć w przepisie jest mowa o łyżeczce oliwy (buteleczka z oliwą do zdjęcia pozuje, a jakże), tak się akurat złożyło, że w mojej carbonarze nie ma jej ani kropli - czego jednakowoż nie polecam, ale cóż - skleroza nie boli;)).

Jako główne źródła tłuszczu mamy tu żółtka i parmezan.
Kilkakrotnie w sieci natknęłam się na ostrzeżenie przed stosowaniem w diecie odchudzającej parmezanu, właśnie z uwagi na posiadaną przez niego wysoką zawartość tłuszczu. Moja opinia na ten temat jest z gruntu odmienna - stosuję go i polecam, ponieważ zawiera dużo białka a przy tym ma na tyle zdecydowany smak, że w przeciwieństwie do wielu innych serów wystarczy dodać go do potrawy dosłownie odrobinę, a natychmiast zyskuje ona na atrakcyjności.

Tutaj również parmezanu jest niedużo, a sprawia on, że pozbawione śmietany i boczku danie nie tylko wciąż można nazywać carbonarą, ale też, że nie odbiega ono od niej smakowo w jakiś porażający sposób.
Za to różni się i to znacznie liczbą kalorii - podczas, gdy oryginał ma ich ok. 900/porcja, wartość energetyczna tej, nie przekracza 450 kcal. Moim zdaniem metamorfoza z gatunku całkiem udanych.:)

A skoro o kaloriach mowa.
Korzystając z wyszperanych w sieci czy innych miejscach przepisów, czasem warto jest spojrzeć na nie nieco bardziej krytycznie.

W znalezionej np. tutaj -> Spaghetti carbonara recepturze podana kaloryczność dania wynosi 550.
Zdziwiło mnie to - to ja tu na rzęsach staję składając te wszystkie składniki, niczym jubiler w misterną dietetyczną całość dla raptem 100 kcal finalnej różnicy?

Jeden rzut oka i od razu widać, że coś tu nie gra.

Sam makaron w ilości 500 g to 1725 kcal:4=430
2 opakowania śmietany 22% (dlaczego tak dużo?) - 400 g - 880 kcal:4=220
4 jajka - 250 g - 350 kcal:4=85
No i boczek - 400 g (zatrważająco ogromna ilość) - zakładając, że chudy, np. z Morlin będzie miał - 1148 kcal:4=287, a nie zakładając, bo w przepisie nie ma o tym mowy, może mieć tych kalorii dodatkowo jeszcze - 223
Razem: od 1022 do 1245 kcal/porcja

Skąd więc te 550 - doprawdy nie wiem.
Wiem natomiast, że kilka pomyłek tego typu i rzędu w miesiącu może obrócić w niwecz każdą dietę.
Zupełnie niechcący. 

Składniki na 2 porcje:
  • 1 mała drobno posiekana cebula
  • 1 łyżeczka oliwy
  • 45 g szynki parmeńskiej pokrojonej na małe kawałki /użyłam chudej, zwykłej/
  • 150 g makaronu pełnoziarnistego linguine lub spaghetti
  • 2 żółtka dużych jaj
  • 20 g parmezanu
  • 1 łyżka posiekanego drobno szczypiorku
  • 1 łyżka drobno posiekanej natki pietruszki
  • 5-6 kropli tabasco /użyłam pikantnego sosu chili/
  • sól
  • pieprz
Wykonanie:
  1. W dużej misce połącz żółtka, parmezan, zioła i tabasco.
  2. Do garnka z lekko osoloną wrzącą wodą włóż makaron po czym gotuj go zgodnie z opisem na opakowaniu.
  3. Na rozgrzaną patelnię wrzuć cebulę, zalej ją gotującą się wodą w ilości 150 ml, doprowadź do wrzenia i duś pod przykryciem na małym ogniu przez 5 minut. Zdejmij pokrywkę, zwiększ ogień i smaż cebulę do całkowitego odparowania z niej wody. 
  4. Dodaj oliwę i szynkę - smaż często mieszając 3-4 minuty aż szynka się zarumieni.
  5. Odcedź makaron, pozostawiając 4 łyżki wody.
  6. Wymieszaj makaron z sosem z żółtek, wodą, cebulą i szynką, i natychmiast podawaj.
Z czym podawać:

Podałam carbonarę z mieszanką sałat, pokrojonym na duże kawałki pomidorem oraz dressingiem z oliwy z oliwek eksta vergine i octu balsamicznego.
    I mam spokój.
    Do następnego razu.
    Zanim usłyszę: - "Wiesz mamo, odczuwam ostatnio tak jakby niedobór makaronu w organizmie..."


    Gotowe!


    Bardzo smacznego!
    Źródło - "Gotuj i chudnij"

    23 komentarze:

    1. Naprawdę podziwiam Cię ja to nie mam zdrowia do tego liczenia kalorii :( a makaron wygląda bardzo apetycznie, dobrze że masz takie dziecko które domaga się makaronu bo raz na jakiś czas jest potrzebny ;) Pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń
    2. Nie podziwiaj, @Kulinarne-Smaki, bo liczę tylko tutaj, do bloga, na codzień tego nie robię - to ma jedynie zobrazować na czym polega odchudzanie dań - trudno to wyrazić bez liczbowych danych.
      Moja dieta absolutnie nie opiera się na liczeniu kalorii. Na tym się własnie kiedyś porządnie przejechałam i już więcej tego akurat błędu nie popełnię.

      OdpowiedzUsuń
    3. Ja musze sie konkretnie wziac za "odchudzanie", a Twoj blog bedzie mi przewodnikiem :)

      OdpowiedzUsuń
    4. Byłoby mi bardzo miło, @Dzolino, gdyby mógł się do tego przydać.:)

      OdpowiedzUsuń
    5. Lekka - jakie Ty masz mądre dziecko!!! A dla cioci Ani może troszkę zostało? (pytam naiwnie)

      OdpowiedzUsuń
    6. @Aniu, tia, to na tym makaronie takie mądre urosło.;) Możesz to wziąć po rozwagę.;)
      Uwagę, nie makaron, po którym zostało tylko mgliste spojrzenie...:)

      OdpowiedzUsuń
    7. Carbonarę uwielbiam, suto posypaną parmezanem i z boczkiem... Ja się tłuszczem nie przejmuję ;) Ostatnio dowiedziałam się, ze parmezan zawiera duże ilości naturalnego (!) glutaminianu sodu, polepszacza smaku - tłumaczyłoby to moją miłość do tego sera ;)

      OdpowiedzUsuń
    8. @Escapade, parmezan rulez!:)

      OdpowiedzUsuń
    9. Carbonara na Lekkiej blogu? nieee, nie wierzę... A tu proszę jaki apetyczny przepis, taki Lekki:) A co do sera, to prawda, PARMEZAN RULEZ!!!

      OdpowiedzUsuń
    10. Wiedzialam, ze u ciebie nie znajde boczku i tluszczu, wiec wchodze, jak do siebie, nawet nie pukam :D

      Przeczytalam to, co napisalas, z duzym zainteresowaniem, bo ja akurat za takimi rozwazaniami pasjami przepadam :)
      To byl zawsze moj konik - lubie wiedziec co jem i mam gdzies, co inni o tym mysla.
      Zawsze nieufnie traktuje takie informacje o kalorycznosci i zazwyczaj jeden rzut oka wystarcza, zeby wiedziec, kiedy jest ściema, a kiedy nie ;)
      To samo mam z etykietami - ZAWSZE sprawdzam. A sprawdzam, bo lubie wiedziec, za co płace i czy nie dostaje czegos extra, np. glutaminianu sodu, czy kompletu róznych "E"...

      Co do parmezanu, to przy moim sposobie odzywiania (MM) parmezan jest wrecz polecany.
      I nawet pomijajac fakt, ze Montignac byl Francuzem (a wiadomo: każda sroczka swój ogonek chwali ;) to nie sposob mu nie przyznac racji. Po pierwsze, ten ser ma 2x tyle bialka co kazdy przecietny, tzw. żółty, twardy. Po drugie, nie jest wcale jakos obłędnie tłusty (powiedzialabym, przecietnie lub ciut nizej - wciaz porównujac do serow zoltych); po trzecie - nie da sie go duzo zjesc, bo jest bardzo aromatyczny i słony; po piąte, utarty ma fajna wlasciwosc: wydaje się, ze jest go bardzo duzo, a tymczasem wazy tyle, co piórko :)
      Po szóste - zreanimuje kazda potrawe.
      Wystarczy?
      No ja mysle :)

      OdpowiedzUsuń
    11. Nad tym samym się nieraz zastanawiam, czytając listę składników, kalkulując w głowie i dzieląc na ilość porcji. Jeśli liczymy kalorie, lepiej mieć kalkulator i zdrowy rozsądek przy przyrządzaniu.

      A spaghteii, jak spaghetii - wspaniałe.

      OdpowiedzUsuń
    12. Miał być na obiad placek z warzywami.
      Ale po wejściu na stronę decyzja została zmieniona i będzie makaron.
      Wystarczyło rzucić okiem na zdjęcia.
      Bardzo ciekawy przepis na carbonarę.
      Obok pomidorowego mój ulubiony sos do makaronu.
      Plus białe wino (kieliszek schłodzonego rieslinga)i możemy z optymizmem spoglądać na otaczający nas świat :)

      OdpowiedzUsuń
    13. @Żeńka, sama nie wierzę.:)))
      A jeszcze śmieszniejsze jest to, że ja je przed dietą jadłam tylko jeden jedyny raz.:)))

      Jeszcze trochę i stworzymy tu wraz z Escapade i Małgosią Klub Parmezanowy.;)

      @Małgosiu, co za wspaniały wpis - dziękuję Ci za niego.:) Jest dokładnie tak, jak piszesz, w kwestii parmezanu (super analiza!!!) i innych też - nie ujęłabym tego lepiej.:)

      Własnie tak robię - nie liczę kalorii, tylko zwracam na nie uwagę. To różnica, którą bez przerwy staram się podkreślać. Na diecie 1000 kcal obowiązuje ścisła zasada - tyle i tyle kcal na poszczególne posiłki, tyle i tyle każdego dnia z dokładnością do - bodaj 100 kcal. Nie robię takich rzeczy, jedynie patrzę, żeby danie miało w miarę szczupły skład, nic poza tym.
      To oczywiście wiąże się z jego kalorycznością, ale jedynie w pośredni sposób.

      Bardzo mi się podoba Twoja filozofia jedzenia, bo czuję, widzę w tym, co robisz jakiś zamysł, jakiś głębszy sens.

      Glutaminianowi tez mówię nie.:)

      Zgadza się @Kubełku. W ogóle własne, niezależne myślenie to duża wartość, na każdym polu...:)

      Twoja carbonara, @Piotruś, jak sądzę, dietetyczna raczej nie była, ale planowane (na jutro?) warzywa wyrównają dzisiejsze straty, więc może przeżyjesz.;)

      OdpowiedzUsuń
    14. do: lemon curd

      Lekka, lemon curd można przechowywać w słoiku w lodówce, do miesiąca. Ale szczerze wątpię, że się ostoi :)

      OdpowiedzUsuń
    15. Dzięki, @Kubełku.:*)
      Ale i tak najpierw zrobię Twojego omleta z kapustą.:)

      OdpowiedzUsuń
    16. Lekka, a jakie muffinki robiłaś?

      I jeszcze jedno pytanie. Książka "Gotuj i chudnij" to ta, którą reklamują w TVN Style? Bazuje na przepisach z tego programu?

      OdpowiedzUsuń
    17. @Kubełku, jeszcze nigdy żadnych.:) Chyba nawet nigdy nie zjadłam ani jednej muffiny!

      Programu nie oglądałam, ale z tego, co się orientuję, to chyba tak. Tylko nie wiem czy na polskim wydaniu programu, czy na brytyjskim.

      Dużo przepisów nie ma - ponoć na ich stronie www jest więcej (nie wiem, nie zaglądałam), no i, co uważam za spory minus książki, mało w niej zdjęć, a bez zdjęć - przynajmniej mnie - gotuje się trudniej.:) Książkę zakupiłam niedawno i dopiero carbonarą zaczęłam ją testować.:) Przepisy wydają się całkiem sensowne i nie bardzo wymyślne.
      Jest to też pierwsza książka, w której moje wyliczenie wartości kalorycznej dania, było zgodne z podawanym.:) Jak na razie tego jednego dania, ale to i tak coś.:)

      OdpowiedzUsuń
    18. woow cudnie wygląda a ja dziś się obżarłam pączkami ale od poniedziałku dieta...;) ale zanim to nastąpi zrobię sobie takie spaghetti

      OdpowiedzUsuń
    19. Trzy raz tak dla carbonary! :-) Uwielbiam <3
      A dzisiaj i ja chorowałam na niedobór makaronu, więc miałam na obiad :) Uściski!

      OdpowiedzUsuń
    20. @Izaa, jeden kupny pączek, bo tak się zbierałam z decyzją czy je mam jeść/robić, czy nie, że w końcu córka poszła do sklepu i kupiła.:)

      @Kasiu, normalnie mamy tu stado Włoszek.:) No dobra, ja się do nich też zaliczam.:)

      OdpowiedzUsuń
    21. ja tez jednego "tłuściocha" zaliczyłam i wystarczy, ale go pozniej "wypedałowałam" na rowerku, takze luz ;)

      Lekka ja nie wiem, czy ja mam jakas filozofie. Jesli tak to wyglada z zewnatrz, to byc moze tak jest :) Jednak na codzien wogole o tym nie mysle. Juz tyle lat tak zyje i wiem jedno (w kwestii zywienia): ma byc tak zdrowo, jak to tylko mozliwe w naszych czasach. Trudno o to, ale jakos tam sobie radze...
      Oczywiscie tez mam dzieci, a dzieci jak wiadomo chodza do szkoly i patrza, co jedza inne dzieci i czasami maja ogromna ochote na duza, biala bułe z zoltym serm, zamiast chleba pp z warzywami i, powiedzmy, pasztetem by mama ;)
      Przeciez ja nie jestem jakas hetera :D Gotuje im rozne zdrowe rzeczy, ale czasami tez te tzw. bomby kaloryczne i te ociekajace tluszczem. Ale nie na codzien.
      A sama jem to, co jem, bo... ja jestem na wyzszym stopniu swiadomosci
      Buziaki :*

      OdpowiedzUsuń
    22. z tym "stopniem swiadomosci", to oczywiście... ;P

      OdpowiedzUsuń
    23. "Tak zdrowo, jak to możliwe w naszych czasach" - ewidentnie myśl przewodnia jest, azymut wyznaczony i... podoba mi się to.:)

      U mnie jest w sumie podobnie.
      Sama zresztą też czasem zapodaję sobie może nie bombę, ale bombkę z pewnością.:)

      Pierwszą słodycz córka poznała w wieku 1,5 roku, w piaskownicy.:) Dłużej się jej nie dało przed tym ochronić.:)

      A z tym stopniem świadomości, to wbrew pozorom wcale nie jest śmiesznie... Mam na ten temat nawet takie różne przemyślenia, ale to może nie teraz i nie tutaj.:)
      Serdeczności

      OdpowiedzUsuń

    Bardzo mnie cieszy każdy wpis, a Twój szczególnie.:)

    Jeśli piszesz jako Osoba Anonimowa, podaj swoje imię albo nick - będzie mi miło wiedzieć z kim rozmawiam.:)

    Dziękuję.:)

    Blog jest obecny w serwisie

    TOP 10 ostatniego miesiąca