Frittata to taka włoska odmiana omletu, która tym się różni od klasycznej wersji tej potrawy, że się jej - raczej - nie składa, że końcówka jej przygotowania przeważnie ma miejsce już nie na patelni, a w piekarniku i że podaje się ją niekoniecznie gorącą, a często w temperaturze pokojowej.
Potrawę tę można sporządzać z dowolnych składników - z tego, co się akurat ma pod ręką - zasada obowiązuje tylko jedna - dodatki nie mogą być zbyt wodniste, w przeciwnym razie nie utworzą zwartego placka, tylko bliżej nieokreślone coś o konsystencji jajecznicy.
Do niewątpliwych zalet frittaty należą:
- jej uniwersalność - daniu można nadać dowolny charakter i zjeść je w porze najbardziej dla nas dogodnej - od bladego świtu po późny wieczór - oraz
- szybki czas przygotowania, który nawet największemu maruderowi nie zajmie więcej, niż 20-25 minut.
- jej uniwersalność - daniu można nadać dowolny charakter i zjeść je w porze najbardziej dla nas dogodnej - od bladego świtu po późny wieczór - oraz
- szybki czas przygotowania, który nawet największemu maruderowi nie zajmie więcej, niż 20-25 minut.
Frittaty - różne - robiłam już wcześniej, ale przyznam, że dopiero obecna wersja naprawdę mi podpasowała. I wreszcie wiem dlaczego. Chodzi o ziemniaki. Otóż okazuje się, że jeśli podstawę omletu stanowią ziemniaki (a tak to u mnie zwykle bywa), to obowiązkowo powinny być one usmażone na chrupiąco - wtedy danie smakuje najlepiej. Po dzisiejszej degustacji tezę tę zdecydowanie potwierdzam.:)
A skoro o ziemniakach mowa.
W kontekście dietowania - warzywo to ma fatalną markę.
Dieta to dieta - nie da się na niej jeść ziemniaków.
Skoro tak, to ja ani chybi muszę być jakimś mutantem. Bo ziemniaki jem i przy tym chudnę.
Jednak faktycznie jem je rzadko, aczkolwiek wcale nie ze strachu, a z powodu tego, że one jakoś kiepsko się z moim modelem żywienia zgrywają - do wielu potraw zwyczajnie nie pasują, stąd ich z nimi na siłę nie łączę.
Bać się ich jednak nie ma specjalnego powodu. Same w sobie zawierają o 1/2 kalorii mniej, niż ryż, bo zaledwie 70 w 100 g, sporo magnezu, potasu i innych pożytecznych dla zdrowia związków.
Sytuacja zmienia się jednak radykalnie, kiedy zajmą pół talerza (co dla polskiej kuchni jest dość typowe, bo ich spożycie w naszym kraju szacuje się na około 121 kg/osobę rocznie!) poleje sosem, obficie, bo zmięte chętnie go wchłaniają, okrasi łychą skwarków, albo usmaży z nich frytki na głębokim tłuszczu. Wtedy tak. Wtedy naraz nasz poczciwy Dr Jekyll przeistacza się w niebezpiecznego Pana Hyde'a i bye bye smukła linio!
Natomiast 3 małe ziemniaki trzem dużym osobom (w tym jednej na redukcji), rozsądnie przyrządzone, krzywdy nie zrobią na pewno. Obdarują za to błonnikiem, masą witaminy C i żelaza, a dodatkowo bardzo ubogacą smakowo taką na ten przykład;) włoską frittatę, z którą akurat zgrywają się wprost idealnie.:)
Wartość kaloryczna potrawy, zaserwowanej przeze mnie na lekki obiad, wynosi ok. 900 kcal.
Zawarte w niej spore ilości tłuszczu można zmniejszyć zastępując 2 całe jajka 3 białkami, a dla utrzymania jej ładnego koloru dodając szczyptę kurkumy.:)
Uwaga:
Moja frittata wyszła trochę cienka, bo mam dużą patelnię.
Podane niżej składniki utworzą najpiękniejsze danie na patelni o średnicy 26 cm.:)
A skoro o ziemniakach mowa.
W kontekście dietowania - warzywo to ma fatalną markę.
Kiedy mówię, że się odchudzam, albo kiedy mnie ktoś pyta, w jaki sposób schudłam, pada zwyczajowe: - "I oczywiście zero ziemniaków, makaronów i pieczywa?"
Odpowiadam, że oczywiście, jak najbardziej to wszystko jem i... ciach, w tym momencie najczęściej nić porozumienia się urywa, bo ludzie i tak wiedzą swoje - ziemniaki tuczą, a ja ich po prostu nabieram, więc dalej nie będą ze mną rozmawiać.Dieta to dieta - nie da się na niej jeść ziemniaków.
Skoro tak, to ja ani chybi muszę być jakimś mutantem. Bo ziemniaki jem i przy tym chudnę.
Jednak faktycznie jem je rzadko, aczkolwiek wcale nie ze strachu, a z powodu tego, że one jakoś kiepsko się z moim modelem żywienia zgrywają - do wielu potraw zwyczajnie nie pasują, stąd ich z nimi na siłę nie łączę.
Bać się ich jednak nie ma specjalnego powodu. Same w sobie zawierają o 1/2 kalorii mniej, niż ryż, bo zaledwie 70 w 100 g, sporo magnezu, potasu i innych pożytecznych dla zdrowia związków.
Sytuacja zmienia się jednak radykalnie, kiedy zajmą pół talerza (co dla polskiej kuchni jest dość typowe, bo ich spożycie w naszym kraju szacuje się na około 121 kg/osobę rocznie!) poleje sosem, obficie, bo zmięte chętnie go wchłaniają, okrasi łychą skwarków, albo usmaży z nich frytki na głębokim tłuszczu. Wtedy tak. Wtedy naraz nasz poczciwy Dr Jekyll przeistacza się w niebezpiecznego Pana Hyde'a i bye bye smukła linio!
Natomiast 3 małe ziemniaki trzem dużym osobom (w tym jednej na redukcji), rozsądnie przyrządzone, krzywdy nie zrobią na pewno. Obdarują za to błonnikiem, masą witaminy C i żelaza, a dodatkowo bardzo ubogacą smakowo taką na ten przykład;) włoską frittatę, z którą akurat zgrywają się wprost idealnie.:)
Wartość kaloryczna potrawy, zaserwowanej przeze mnie na lekki obiad, wynosi ok. 900 kcal.
Zawarte w niej spore ilości tłuszczu można zmniejszyć zastępując 2 całe jajka 3 białkami, a dla utrzymania jej ładnego koloru dodając szczyptę kurkumy.:)
Uwaga:
Moja frittata wyszła trochę cienka, bo mam dużą patelnię.
Podane niżej składniki utworzą najpiękniejsze danie na patelni o średnicy 26 cm.:)
Składniki:
- 250 g ziemniaków grubo pokrojonych
- 1 łyżka oliwy z oliwek
- 3 łyżki kukurydzy cukrowej z puszki (odcedzonej)
- 4 pomidory suszone na słońcu, opłukane z oliwy, osuszone papierowym ręcznikiem i drobno posiekane
- 2 łyżki posiekanej natki pietruszki
- 6 średnich jaj
- sól
- pieprz
Wykonanie:
- Wrzuć na lekko osolony wrzątek ziemniaki i gotuj je przez ok. 10 minut, aż będą miękkie, ale al dente. Odstaw na chwilę, żeby ostygły.
- Rozgrzej olej na patelni lub w innym naczyniu, które nadaje się również do użycia w piekarniku i podsmaż ziemniaki na dużym ogniu, aż staną się brązowe i chrupiące.
- Ubij jajka.
- Zmniejsz ogień i na patelnię wrzuć kukurydzę i pomidory - smaż jeszcze 1-2 minuty.
- Rozgrzej grill.
- Do jajek dodaj natkę i przyprawy. Masę jajeczną wylej równomiernie na warzywa. Smaż całość przez kolejne 3-4 minuty, na dużym ogniu, do czasu, gdy brzegi omletu lekko zbrązowieją i zaczną odstawać.
- Umieść patelnię na górnej półce pod grillem na 1-2 minuty, aż wierzch dania się zetnie i przybierze złoty kolor.
- Przełóż frittatę na duży talerz, pokrój na ćwiartki i podawaj.
Z czym podawać:
Z dowolną sałatką, choć moim skromnym zdaniem - lepiej z taką bardziej wilgotną.
Ja podałam frittatę z zieloną sałatą z dressingiem z homoserka, octu, cukru, soli i pieprzu, na który przepis kiedyś tu zamieszczę, bo to jest mocno fajny dressing.
Na zdjęciach jednak sałaty nie ma, gdyż przydarzyła mi się wielka przykrość, która skutecznie uniemożliwiła mi jej prezentację.
Otóż zarówno ją, jak i natkę pietruszki kupiłam na rynku przemarznięte i kiedy przywiozłam je do domu, do spożycia wciąż się wprawdzie nadawały, ale do podziwiania już niestety nie. I to są właśnie te pojedyncze przypadki kiedy, jak się okazuje, lepiej jest zrobić zakupy w markecie.;(
Gotowe!
Bardzo smacznego!
Źródło - "Szybko i smacznie"
Często robię frittatę, z wszelkimi możliwymi dodatkami. Z ziemniakami też :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że obalasz mity dotyczące ziemniaków. Ja też od czasu do czasu zjadam obiad "najprostszy" - ziemniak, brokuł, marchew ugotowane na parze, do tego np. uduszona pod pokrywką cebulka (pod pokrywką, żeby sie nie spaliła, bo duszę ją bez tłuszczu), wszystko na talerzu posypane ulubioną zieleniną, ziołami, przyprawami - według uznania. Ziemniak polewam łyżką dobrego, nieoczyszczonego oleju lnianego - taki obiadek to samo zdrowie! Bardzo lubię ziemniaki i uważam, że same w sobie i w rozsądnych ilościach wcale nie są tuczące. Pozdrawiam wiosennie!
OdpowiedzUsuńCo prawda jedna frittata wiosny nie czyni (jak mówi przysłowie).
OdpowiedzUsuńMoże dlatego to właśnie danie skojarzyło mi się z wiosną, bo za oknem (w końcu) dostrzegam jej pierwsze wzmożone oznaki.
Potrawa genialna w swej prostocie. Jest tam (może być) wszystko co kocham: ziemniaki, jajka, pomidory, kukurydza itp.
Pewnie można (bez obciachu) poczęstować niespodziewanych gości lub zjeść samemu (generalnie kiedy mało czasu na gotowanie).
Za oknem wiosna, na stole frittata jako zapowiedź wiosennego i letniego dobrostanu :)
Po prostu jeść i żyć nie umierać (jeżeli już koniecznie umierać, to zdecydowanie później :))
A ja jeszcze nigdy nie frittaty. Twój przepis zachęca mnie, aby kiedyś zrobić - prezentuje się bardzo apetycznie.
OdpowiedzUsuńeh.. skąd ja to znam.. walka z kilogramami.. Uwielbiam ziemniaki .. i wszystko co ziemniaczane. Przepis zabieram ze sobą bo bardzo ciekawy i pierwszy raz spotkałam się z taką nazwą. :-)
OdpowiedzUsuńMoże i wyszła cienka, ale bardzo ładnie się prezentuje i na pewno jest świetna!
OdpowiedzUsuńA co do ziemniaków - zgadzam się z Tobą. Ja np. bardzo rzadko je jem. Nie lubię ich obierać i jakoś ich smak mi nie odpowiada. Wolę więcej surówki, bo nie lubię się czuć taka dopchana, jak się zawsze czułam po ziemniakach.
Bo ja mam znów inny problem (przestały mi smakować jak kiedyś) - jak mówię, że nie jem ziemniaków, to od razu pada: "Kolejna, która się odchudza!"
a u Ciebie jak zwykle pysznie :)
OdpowiedzUsuńI ja lubię czasem zjeść ziemniaczki, choć zdecydowanie wolę różnego rodzaju kasze i makarony, ale w twojej frittacie w towarzystwie suszonych pomidorków wyglądają niezwykle kusząco:)
OdpowiedzUsuńŚciskam:)
Lekka... Jakby mój Tata to widział, to nie dałby mi spokoju, dopóki bym mu tego nie zrobiła. Na pewno usłyszałabym "o wodzisz, tak powinnaś gotować, PO POLSKU, a nie jakieś tam naleśniki i pizze". Po Polsku jak Polsku, jak już coś jest jakiem z patelni i ma w swoim składzie ziemniaki, mój Tata z pewnością uzna to za nasze.
OdpowiedzUsuń@Lashqueen, Ty to o frittatach w ogóle wiesz zapewne wszystko i jeszcze więcej.:)
OdpowiedzUsuńZaglądam i będę zaglądać do Ciebie regularnie, bo włoska kuchnia jest bardzo ciekawa, bardzo smaczna, a Ty ją bardzo fajnie prezentujesz.:)
@Hajduczku, cieszę się, że też podobnie postrzegasz ziemniaki.:)
Twój przepis bardzo mi się podoba! Musi dobrze smakować. I jeszcze ten dodatek oleju lnianego, o którym słyszałam wiele dobrego...
@Piotruś, jak zwykle mnie rozśmieszyłeś.:)))
Zobaczyć Neapol i umrzeć
lub
jeść frittatę i żyć.
Trudny wybór...
@Haniu, wiem, że lubisz, wręcz specjalizujesz się w wyszukanych daniach, ale prostymi też pewnie czasem nie pogardzisz.:
To danie jest tego warte.:)
@Grażynko, cieszę się z Twojej wizyty i zapraszam częściej.:)
Może nie zawsze akurat na ziemniaki, ale przecież na pewno nie tylko je lubisz.:)
Fajny przepis i post o diecie :) Jajka + ziemniaki, czyli hiszpańskie tortille, frittaty i inne to znakomite smaki.
OdpowiedzUsuńhttp://wlodarczyki.net/mopswkuchni/
Wygląda pysznie i na pewno tak smakuje!
OdpowiedzUsuńMuszę koniecznie spróbowac! Co prawda ziemniaki u mnie nigdy praktycznie nie goszczą na talerzu (jakoś nie są moimi ulubionymi) ale ten przepis mnie do nich zachęca :)
@Mollisiu, dzięki.:)
OdpowiedzUsuńTo fakt - ja też znacznie lepiej czuję się po zjedzeniu ryżu, czy kaszy, niż po ziemniakach. A to ciekawe jest... Pewnie jakiś dietetyk umiałby to wyjaśnić.
A komentarze, które słyszysz, tylko potwierdzają moje doświadczenia: Ziemniaki na redukcji? Wykluczone!:)
@Kulinarne-Smaki, a u Ciebie to niby jak? Nie dość, że pysznie, to jeszcze pięknie.:)
Mogę się od Ciebie uczyć.
Od @Żeńki zresztą też.:)
Frittatę, Żeńko, można robić też makaronową. Choć pewnie dobrze o tym wiesz.:)
Dzięki za miłe słowo.:)
@Kubełku, z tymi tatami...;)
Mój jest takim tradycjonalistą kulinarnym, że prędzej by umarł, niż cokolwiek zmienił w swojej diecie. No i niestety skutki tego są, i to bardzo smutne. Ale mniejsza z tym.:)
Wiesz, co? To mu to zrób i już. Będzie zachwycony, że ma taką córkę patriotkę, co to dodatkowo potrafi nakarmić ojca.:)
@Mopswkuchni, dzięki serdeczne.:)
Tak czekałam, kiedy ktoś coś napisze o hiszpańskich tortillach.:) I to jesteś Ty.:)
Danie bliźniacze, jak najbardziej się zgadza.:)
Zdecydowanie to coś dla mnie... uwielbiam ją z brokułami i właśnie suszonymi pomidorami... ale nie robiłam dawno... czas to zmienić :-)
OdpowiedzUsuńLekka, oczywiście, że Ciebie przede wszystkim, bo Ty jesteś najwierniejszą Czytelniczką! Już wkrótce opublikuje coś ze specjalną dedykacją dla Ciebie - może uzupełnisz i podyskutujemy.
OdpowiedzUsuń:D
@Margarytko, z brokułem frittata czy tarta też są ekstra. W ogóle brokuł jest the best - udał się Matce Naturze, jak mało co.:)
OdpowiedzUsuńDietetykiem nie jestem, ale tyyyyle lat jestem "w temacie", ze stan ociezalosci po zjedzeniu ziemniakow wyjasnic umiem :)
OdpowiedzUsuńLekka, z ziemniakami jest tak, ze nie te kalorie sa w przypadku ziemniaka najgorsze, bo - jak sama napisalas - nie ma ich zbyt wiele, jesli sie ich nie potraktuje tłustym sosem.
Tutaj chodzi o to Ig (indeks glikemiczny) ziemniaka. A wynosi on az 90, co go plasuje na czele listy produktów robiących nam "kuk" ;) Dla porownania Ig kaszy czy razowego makaronu wynosi ok. 40, a sałaty tylko 10.
Zeby sie zbytnio nie rozpisywac... Kazdy, kto sie odchudza powinien uwazac na to, zeby nie stymulowac nadmiernie trzustki (ktora to, jak wiadomo, produkuje insuline odpowiedzialna za poziom cukru we krwi). W racjonalnej diecie chodzi tez o to, zeby nadmiernie tej trzustki nie stymulowac (produktami o wysokim Ig własnie), poniewaz im wiecej cukru we krwi po posilku i im dluzej sie taki stan utrzymuje, tym - mowiac najprosciej - bardziej tyjemy, czy tez trudniej chudniemy. Zauwaz, ze po posilku, w ktorym znajduja sie weglowodany zlozone czujemy sie zmeczeni i ospali. A po lekkim, pelni energii i na pewno nie mamy ochoty zalegac na kanpie ;) Trzeba tak sie odzywiac, zeby ten poziom cukru nadmiernie nie skakal. Czyli jesc produkty ktorych Ig nie przekracza 50. A to w sumie jest proste, bo kazda dieta redukcyjna na ich bazuje :)
Z moich doswiadczen wynika tez, ze mozna od czasu do czasu zjesc wszystko, tylko trzeba wiedziec jak :) Ty wiesz jak, dlatego chudniesz.
I - zeby nie bylo - KOCHAM ziemniaki. I nie wyrzekam sie ich całkowecie. Po prostu jem je... inaczej ;)
No i znow sie rozpisalam :D
Ps. U mnie tez pare dni temu byla frittata :)
Zgadzam się, że ziemniaki swoją złą sławę zawdzięczają dodatkom. A taka frittata z ziemniakami nasyci na dłużej, a nawet na diecie smażony ziemniaczek lepszy np. od słodkiego napoju. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuń@Kubełku, bo ja jestem jak ten pies Haiko, czy jak mu tam.:) Trzymam się miejsc i ludzi wśród których mi dobrze.:)
OdpowiedzUsuńSTRASZNIE jestem ciekawa, co tam wymyśliłaś.:)
@Ka.wo, dokładnie, dokładnie.:)
Serdeczności dla Ciebie.:)
@Małgosiu, i co ja bym bez Ciebie zrobiła?!
Moja wiedza o indeksie glikemicznym jest bardzo powierzchowna - wiem, że jest, wiem, jak działa, ale nigdy się na nim nie skupiałam - tak więc dzięki za tyle informacji - są bezcenne, bo bardzo użyteczne.:)
Oczywiście, że widzę różnicę w swoim samopoczuciu odkąd ziemniaki przestały stanowić podstawę mojej diety (właśnie tak było kiedyś) a stały się jej atrakcją.
I to jest ten słuszny kierunek.:
Natomiast podoba mi się szalenie, że można w tym kierunku podążać niekoniecznie jedną drogą.
W mojej diecie produkty o wysokim indeksie glikemicznym zdarzają się rzadko z powodu tego, że jest ona urozmaicona, no i oparta na obowiązujących aktualnie żywieniowych zasadach, dzięki czemu nie muszę o nic, również i o to zabiegać w jakiś specjalny sposób.
No i fajnie!:)
Wiem, że była i jaka wspaniała!:) Mniam...:)
(Powinnam się opanować. No przecież nie mogę codziennie jeść frittaty...)
;)
Dzień dobry, głodna jestem :DD
OdpowiedzUsuńO masz, Ci, babo @Turlaczku, placek!;)
OdpowiedzUsuńFriattę robiłam tylko raz i nie bardzo mi smakowała.
OdpowiedzUsuńCo do ziemniaków, rzadko je robię, ponieważ nie chce mi się czekać, aż się ugotują. A szkoda, bo ostatnio okazało się, że mam niski potas i lekarz zalecił mi jeść właśnie ziemniaki..
Pozdrawiam!
Za 5 min. będę, leciutko;-)))
OdpowiedzUsuńCudowna! Uwielbiam wszelkie fritatty, a ta wyjątkowo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
O jadłam niedawno podobną w hiszpańskiej knajpce :)
OdpowiedzUsuń@Atrio, może warto zaryzykować ponownie? Jakiś przepis z innych składników?
OdpowiedzUsuńA jesli chodzi o potas to doskonałym ich źródłem są oczywiście banany, do których żywię najcieplejsze uczucia.:)
@Sabienne, czekałam, czekałam i w końcu wszystko zjadłam sama. No nic, zawiadomię Cię, kiedy będzie następny rzut.;)
@Anno-Mario, dzięki.:)
@Kabamaigo i jak smakowała? U nich to się nazywa tortilla. Och, Hiszpania... Pewnie coś niebawem o niej napiszesz na blogu.:) Będę zaglądać.:)
Mam indeks glikemiczny w jednym palcu, a zawdzieczam to długiemu "romansowi" z MM ;) Ale generalnie bardzo mnie interesuja wszelkie dietetyczno-zdrowotne zagadnienia.
OdpowiedzUsuńLubie wiedziec :)
A co do diety, to ja nie jestem bardzo radykalna, wydaje mi sie ze jem (i zywie moja rodzine) zdrowo - glownie dlatego, ze bardzo roznorodnie. W sumie to jemy wszystko, tylko zwracam uwage na to, jak i z czym i ile czego w stosunku do czegos innego. Dzieki temu znajdzie sie w tej diecie miejsce i dla ziemniaka i dla sera. I dla slodkosci tez. Chociaz w tej dziedzinie jestem dla siebie o wiele bardziej surowa niz dla moich chlopakow ;) No ale wiadomo, kobietom zawsze (wszystko) bardziej w biodra idzie ---> jawna niesprawiedliwosc ;)
Tak myślałam, @Małgosiu, że na indeksie się znasz, bo czasem piszesz w notkach, że coś się nadaje na MM.
OdpowiedzUsuńMyślę, że robię bardzo podobnie w kwestii podejścia do żywienia rodziny. Oni jedzą, chwalą, są zadowoleni, czasem nawet zachwyceni, ja wyglądam dobrze i dobrze się czuję - czego chcieć więcej?
Chciałabym tylko nie mieć tego kłopotu ze słodyczami - jeść je jak inni ludzie. Tylko tego jednego nie potrafię.;(
Ze slodyczami to ja tez mam problem, ciagle musze jakichs substytutow szukac. A kocham takie np. zwykle bulki drozdzowe z serem/budyniem i kruszonka... Domowe ciasto... Oddam kazda czekolade swiata, za kawalek sernika, czy szarlotki. Ale los jest tak przewrotny, ze sprawil, ze to czekolade (o duzej zawartosci kakao) moge bezkarnie zjesc, a nie ciacho :)
OdpowiedzUsuńMusze stad zmykac, bo pije kawe i... wiesz, nie? ;)
Usciski przesylam :)
Ale ile tego ciasta naraz możesz zjeść, Małgoś?
OdpowiedzUsuńJaka ilością się zadowalasz?
Bezkarnie, znaczy bez tycia?
Ze mną jest ten problem, że ja nie mam hamulców, jak alkoholik, jak już zacznę to jem do końca bez względu na to, gdzie ten koniec się znajduje.
Słodycze uruchamiają w mojej głowie przycisk na największą, nieporównywalną z niczym przyjemność.
Gdybym mogła znaleźć dla niej jakąkolwiek zdrową alternatywę...