Wczoraj minął ostatni dzień stycznia a dzisiaj mija dokładnie 19 tydzień mojego odchudzania - czas na pierwsze na tym blogu, w dodatku kompleksowe podsumowanie moich "zmagań" z nadwagą. Piszę "zmagań" w cudzysłowiu nie bez powodu, bo tradycyjnie, jak dawniej, chudnę bez specjalnego wysiłku, nie stosując żadnych prestidigitatorskich sztuczek, niejako mimochodem i przy okazji.
Och, gdybym tylko takich "zmagań" doświadczała w życiu, byłoby ono niewyobrażalnie piękne...:)
Ale ja tu o marzeniach, a temat czeka.:)
Och, gdybym tylko takich "zmagań" doświadczała w życiu, byłoby ono niewyobrażalnie piękne...:)
Ale ja tu o marzeniach, a temat czeka.:)
W ciągu tych 19 tygodni - 133 dni - zgubiłam równe 14 kg:) - co daje dobre, wręcz wzorcowe, średnie tempo redukcji - 1 kg na 10 dni. Ważne jest również, że wraz z upływem czasu trwania diety, tempo to nie spada:
Właściwie jest wręcz przeciwnie. Styczeń był miesiącem, w którym jak do tej pory, schudłam najwięcej, bo 4,7 kg. Jeśli tendencja ta się utrzyma, już niebawem będę mogła zwiększyć porcje swoich posiłków - źle jest chudnąć za szybko, trzeba dbać o skórę, włosy, paznokcie, o swój układ hormonalny i odpornościowy.
Cokolwiek się okaże, wszelkie modyfikacje diety to i tak pieśń przyszłości. Luty przebiegnie na starych zasadach; potrzebuję zorientować się czy ta szybsza redukcja to przypadek, czy rzeczywiście trwałe przyspieszenie metabolizmu.
Wykres jest najlepszym dowodem na to, że różnie to bywa; rytm chudnięcia, nawet mimo ścisłego trzymania się ustalonych zasad, jest zmienny; okresy powolnego spadku, większych i mniejszych zastojów, nagłych skoków wagi w górę i w dół są tutaj na porządku dziennym. Po prostu - człowiek to nie maszyna.
Dlatego stając na wagę zawsze jestem gotowa na wszelkie, również niemiłe niespodzianki. Kiedyś, żeby się ich ustrzec, ważyłam się raz w miesiącu. Od jakiegoś czasu robię to codziennie - dla celów eksperymentalnych i dla potrzeb tego bloga też.:) Nauczyłam się już nie wpadać w histerię; nawet kilkudniowy brak sukcesu nie jest teraz w stanie wzbudzić mojego niepokoju - mam świadomość, że to chwilowe, nabrałam zaufania do swoich metod i wiem, że jeśli nie dziś, to jutro, pojutrze, ale z całą pewnością zadziałają.;)
A teraz - oby do marca!:)
Cokolwiek się okaże, wszelkie modyfikacje diety to i tak pieśń przyszłości. Luty przebiegnie na starych zasadach; potrzebuję zorientować się czy ta szybsza redukcja to przypadek, czy rzeczywiście trwałe przyspieszenie metabolizmu.
Wykres jest najlepszym dowodem na to, że różnie to bywa; rytm chudnięcia, nawet mimo ścisłego trzymania się ustalonych zasad, jest zmienny; okresy powolnego spadku, większych i mniejszych zastojów, nagłych skoków wagi w górę i w dół są tutaj na porządku dziennym. Po prostu - człowiek to nie maszyna.
Dlatego stając na wagę zawsze jestem gotowa na wszelkie, również niemiłe niespodzianki. Kiedyś, żeby się ich ustrzec, ważyłam się raz w miesiącu. Od jakiegoś czasu robię to codziennie - dla celów eksperymentalnych i dla potrzeb tego bloga też.:) Nauczyłam się już nie wpadać w histerię; nawet kilkudniowy brak sukcesu nie jest teraz w stanie wzbudzić mojego niepokoju - mam świadomość, że to chwilowe, nabrałam zaufania do swoich metod i wiem, że jeśli nie dziś, to jutro, pojutrze, ale z całą pewnością zadziałają.;)
A teraz - oby do marca!:)
Sporządzanie wykresu wagi umożliwiła mi strona -> Exerceo Lifestyle
gratuluję! życzę jak najwięcej wytrwałości. bardzo mnie cieszy, że podchodzisz do tego zdroworozsądkowo (większość najchętniej zrzuciłaby cały balast w miesiąc czasu siedząc i nic nie robiąc, a potem wróciłaby do starych nawyków). wolne tempo chudnięcia jest bardzo istotne. tym bardziej, że coraz lepiej poznajesz swój organizm i wiesz co mu służy a co nie.
OdpowiedzUsuńściskam i życzę powodzenia;)
Dzięki Malwinko!:)
OdpowiedzUsuńOj, jedzenie to temat - ocean, a odchudzanie... drugi.;)))
W sumie, to co wymyśliłam, jest w mojej opinii naprawdę pod wieloma względami ok., przy czym odpowiada mi i służy - mogłoby już tak pozostać na zawsze.
Jeszcze tylko muszę zrobić coś ze swoja słodyczową manią...
widzisz ja mam ten plus, że słodkości nie lubię i nie jadam. co może jest dosyć dziwne jak na kobietę. za to mam ciągutki do piwa, co jest zgubne dla mojego brzuszka;)
OdpowiedzUsuńTo komu oddałaś te pyszne ciasteczka - muesli?:)
OdpowiedzUsuńDla mnie z kolei alkohol, obojętnie w jakiej postaci mógłby w zasadzie nie istnieć. Ot, tyle, ile do gotowania.;)
Pisz o osiągnięciach Twojego Połówka - zawsze ich wypatruję na Twojej stronie. No i nieustannie trzymam kciuki za Twoją sesję.:)
Gratuluję rezultatów są imponujące. Też by mi się przydało zrzucić tak przynajmniej z 5 ale coś mam mało zapału. Czuję, że Ty możesz mi trochę w tym pomóc ;)
OdpowiedzUsuńNormalnie z rozkoszą...:) Pędzę zobaczyć, co jesz.;)
OdpowiedzUsuńa ciasteczka zawsze wędrują w rączki moich przyjaciółek;) wczoraj robiłam takie fajne arabskie i już paczuszka powędrowała do kogoś;)
OdpowiedzUsuńAle mają z Tobą fajnie! Jesteś na wagę złota.:)
OdpowiedzUsuńNie mogę się na razie dodać do akcji arabskiej:(, bo czekam na akceptację Durszlaka.
Mam nadzieję, że zdążę.:)
nie musisz być na Durszlaku- wystarczy że prześlesz mi na maila linki z przepisami, które wykonałaś w ramach akcji i zamieścisz banerek lub odwołanie do niej. Ja później uwzględnię Cię w podsumowaniu;)
OdpowiedzUsuńOk.:) Super.:) Mam takie jedno ulubione danie, którego dawno nie robiłam, ale poszukam też innych.:)
OdpowiedzUsuńZ tym odchudzaniem to juz tak jest, z gonimy ciagle wlasny ogon ;)
OdpowiedzUsuńAle ty radzisz sobie fantastycznie - gratuluje :))))
Dzięki serdeczne, Małgosiu.:)
OdpowiedzUsuńGdyby mnie ktoś jeszcze nauczył jak zjeść 1 kawałek tortu zamiast całego...
;)
podziwiam zmagania innych z wagą - nawet jesli chudniemy mimochodem, to i tak wymaga to więcej silnej woli niż zwykle
OdpowiedzUsuńgratuluję Ci serdecznie konsekwencji i wyników
Dziękuję, @Nino.:)
OdpowiedzUsuńTwój komentarz zainspirował mnie do napisania notki o silnej woli, więc pewnie za niedługo takową popełnię.:)
to ja czekam - gdybym przeoczyła [nie mam ostatnio za dużo czasu, więc mogę coś przeoczyć], to daj znać
OdpowiedzUsuńa Ty mnie popchnęłaś, żeby wejść na wagę... jutro
Dam znać, @Ninko.:) Fajnie.:) Dzięki za zainteresowanie.:)
OdpowiedzUsuń