Brzmi trochę jak opis jednej z fasolek różnych smaków z Harrego Pottera?:)
Zapewniam, że niezupełnie bez powodu.:)
Zapewniam, że niezupełnie bez powodu.:)
Jakiś czas temu dostałam od Piotra dwie puszki pakowanych próżniowo kasztanów jadalnych.
Pierwszą z nich otworzyłam niedługo potem, z zamiarem wykorzystania jej zawartości do sporządzenia takiej jednej sałatki, która zachęciła mnie do siebie kasztanami właśnie, prezentującymi się na przepisowym zdjęciu wyjątkowo apetycznie.
Niestety, nie wszystko, co ładne, oznacza zawsze równie użyteczne. Kasztany bardzo mnie rozczarowały - smakowały jak wątróbka, co mi akurat osobiście nie przeszkadzało, bo lubię wątróbkę, ale miały przy tym taką wyjątkowo przykrą dla mnie, miałką konsystencję...
Nie, stanowczo nie było to to, co tygrysy lubią najbardziej. Druga więc puszka wylądowała w szufladzie bez sprecyzowanego planu zagospodarowania.
Tymczasem mnie zajęły inne projekty, jak chociażby ten dotyczący wynalezienia idealnych lodów dietetycznych. Po wykonanych kilku średnio udanych eksperymentach -> bananowym i nieopisanym na blogu - orzechowo-karmelowym, zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę nie ma żadnego cywilizowanego sposobu, żeby utrwalić zalety w/w lodów, a pozbyć się ich wad.
Zaleta - skład oparty na czymś więcej, niż jedynie cukier i tłuszcz.
Wada - zamrożona woda, woda, sama woda.
No i wtedy przypomniałam sobie o puszcze z kasztanami, o tym, że przecież używa się ich również do deserów.
Kilka rundek po Internecie i zrobiłam z kasztanów -> krem, a z kremu - lody - jak na razie moje lodowe No.1.:)
Świetne jest w nich przede wszystkim to, że mają treść i to o ho, ho jakiej wartości! "Kasztany to bowiem źródło wielu soli mineralnych, potasu, siarki, magnezu, wapnia, żelaza, sodu oraz witamin : C, B1, B2, PP i wolno wchłaniających się cukrów. Są bardzo odżywcze, antyanemiczne, antyseptyczne, remineralizujące, wzmacniające żyły, układ mięśniowy, a także, podobnie jak orzechy wpływają korzystnie na funkcjonowanie naszego mózgu."*
Są też dość kaloryczne, to prawda - 100 g orzechów w puszce dostarcza 174 kcal - ale - te kalorie przynajmniej nie są puste.
No i na koniec jedna, chyba najważniejsza informacja - wątrobiany smak kasztanów gubi się zupełnie pośród wanilii i rumu, a także w wyniku mrożenia - lody kasztanowe najlepiej smakują bardzo zimne - można je gryźć i czynność ta nie jest niemiła, jak to ma miejsce w przypadku wszystkich tych bardziej czy mniej wodnistych.
Składniki:
- 500 ml mleka 0,5%
- 3 żółtka
- 50 g cukru brzozowego
- opcjonalnie słodzik, gdyby masa po przyrządzeniu okazała się jednak za mało słodka
- 200 g kremu kasztanowego schłodzonego
- 1/2-1 łyżeczka rumu
- Zagotuj mleko.
- Żółtka utrzyj z cukrem na gładką masę w niemetalowej, średniej wielkości misce o wysokich brzegach.
- Usuń z mleka kożuch i wrzące wlewaj cienkim strumieniem do żółtek, cały czas mieszając.
- Przelej masę do garnka o nieprzywierających ściankach i ogrzewaj ją na małym ogniu aż zgęstnieje, nie doprowadzając jednak do jej zagotowania, ok. 5-6 minut.
- Masę zdejmij z ognia, przelej do zimnego naczynia i ostudź co pewien czas mieszając. W miarę konieczności dodaj do niej słodzik.
- Do masy dodaj krem kasztanowy i rum. Całość wlej do maszyny do lodów i dalej postępuj wg instrukcji jej obsługi. W przypadku niemania maszyny wstaw lody od razu do zamrażalnika na ok. 2 godziny, co pewien czas je mieszając.
Gotowe!
Bardzo smacznego!
prezentują się idealnie
OdpowiedzUsuńHmm... a ja w naszej cukierni czasem sięgam po lody kasztanowe... tak tak, mają właśnie taki smak, bo cukiernia mieści się w Galerii Kasztanowej, więc sobie wzięli i wymyślili ;-)
OdpowiedzUsuńAle... sądzę, że jednak nie do końca wiem co jem. Do domowych lodów wiadomo co się wkłada, a w tych cukiernianych jeden piernik wie co jest... nie zmienia to faktu, że lody są moim ulubionym deserem i trudno się im oprzeć :-)
To kiedy mogę do Ciebie przyjechać na te lody?:)
OdpowiedzUsuńPamiętam moją pierwszą styczność z kremem kasztanowym...miałam wrażenie, że jem cement:)
Widziałam kiedyś kasztany w jednym sklepie. Nie wiedziałam za bardzo jak bym mogła je wykorzystać, więc nie kupowałam. Kasztanowe lody brzmią bardzo kusząco, więc czekam na przepis na krem kasztanowy i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńwow, to żeś wymyśliła :) wyglądają perfekcyjnie, więc wpraszam się na jedną (lub dwie) porcje :)
OdpowiedzUsuń@Kulinarne-Smaki, dzięki.:)
OdpowiedzUsuńQrcze, @Margarytko, więc Ty wiesz, o czym mowa.:)
No fajne te lody, aż się zdziwiłam.:) I teraz nie wiem czy zakupić kasztany, czy gotowy krem, który jest u nas w Carrefourze?
Ale w tym kremie jest pewnie mnóstwo cukru.
Choć zamiast gadać, lepiej będzie sprawdzić.:)
@Aniu, zastanawiając się nad tematem notki, myślałam również o Tobie, ze by ci pewnie takie lody smakowały.:) Choć po moich zabiegach mają trochę mało wątróbki w wątróbce.;)
Przyjeżdżaj chociażby już - zostało pół słoiczka kremu.:)
Cement -hahaha:))) Dobre określenie, ale coś w tym jest.:) To dlatego nie lubię marcepanu - też ma dla mnie konsystencję cementu.:)
@Kikimorko, takie kasztany świeże czy w puszce?
Dwie puszki podarował? Ma gest :) Dobrze, że nie dwa kasztany :) Ci faceci to mają pomysły :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że doczekaliśmy czasów, kiedy każdy może w zaciszu swojego domowego ogniska (czy też z dala bo gorąco) zrobić sobie własne lody na życzenie (np. o smaku różnych podrobów, lody o smaku wołowego serca czy nerek) Coraz bardziej mi się to podoba :) Nie tak dawno jadłem świetne lody karmelowe domowej roboty. Chyba rośnie konkurencja dla produkcji masowej.
Domowe lody pierwsza klasa, a do tego z kasztanów bardzo zdrowych to i dla sumienia wytłumaczenie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńhaha, pamiętam te fasolki. o smaku flaków, woszczyny, wymiocin...kilka dni temu akurat oglądałam z przyjaciółką pierwszą część po raz 1728759 ;)
OdpowiedzUsuńtytuł szokuje :) ale po przeczytaniu notki jestem już spokojna. cukier brzozowy jest zdrowy, czy już coś na niego znaleźli? bo muszę czymś zastąpić fruktozę :)
@Piotrze, no, ba!
OdpowiedzUsuńDwie puszki kasztanów, paczka z groszkiem cukrowym - gdyby był Indianinem ten Piotr, to by się nazywał na pewno - Ten Z Gestem.;)
Hahaha;:))) Lody o smaku nerek :))) Ranyyy!:))) Co za fuj:))))
@Kamilo, no chyba sobie trzeba jakoś radzić, czyż nie?:)
No prosze - lody kasztanowe .)
OdpowiedzUsuńPrzerazilam sie nie na zarty co tez Ty wymyslilasz ta watrobka..... Jakos nie umiala sobie jej wyobrazic pod lodowa postacia :)) Ale juz wsio jasne i od razu nabralam na takowe lody ochoty :-)
W Chinach wszedzie na ulicach sprzedaje sie prazone lub karmeliowane kasztany.. i to bylo naprawde pyszne!
Sciskam!! :*
A te lody o smaku wątróbki nie są takie zupełnie kosmiczne. Japończycy robią m. in. szpinakowe, marchewkowe, rybne, krewetkowe... Jest też Portugalczyk, który przoduje w wymyślaniu takich smaków :).
OdpowiedzUsuńJednak wolę słodkie ;).
@Punktransistor, jeszcze nie znaleźli:))) - jeszcze się możemy bezpiecznie objadać:))) - korzystaj, póki można, bo zaraz napiszą, że od niego rosną włosy na piętach i zez się robi i znów trzeba się będzie przepraszać z aspartamem.:)))
OdpowiedzUsuńTytuł - przyznaję się bez bicia - miał szokować i cieszę się, że się udało.:)
@Nat, no tak - były już przecież kiszki.;)))
Mówisz, że pyszne te kasztany w karmelu?
Nic a nic nie wątróbkowe?
Fajnie, że wpadłaś i ja ściskam, mając nadzieję, że już Ci cieplej.:)
@Turlaczku, to straszne! Absolutnie podzielam Twoje preferencje.:)
powiem szczerze, że lekko (woops!) mnie przeraziłaś tytułem tego postu...:DDDD akurat do wątróbki mamy z misiem od kilku lat głęboki uraz (po pewnym nieudanym eksperymencie z jajecznicą z wątróbką), a słyszałam, że Włosi, miłośnicy lodów, robią je także na słono z najdziwniejszych składników...
OdpowiedzUsuńuff, ale te twoje - to tylko kasztany, hahaha:)) kamień spadł mi z serca! pomysł świetny, a tytuł chwytliwy!:)))
Pierwsze słyszę. Ja nawet mogłabym wątróbkowych lodów spróbować :) Kasztany jadalne jadłam raz...upiekliśmy noc przed wyjazdem z Teksasu (bo akurat się ochłodziło..hehe) i siedząc na dmuchanym materacu zajadaliśmy z przyjaciółmi.
OdpowiedzUsuńLody jeszcze przede mną:)
A wczoraj mi się nudziło to zrobiłam sorbet czekoladowy...pyccchhhaaa! Bez jajek, mleka, śmietany itp. Czekolada (75% kakao), kakao niesłodzone, fruktoza i woda..nie mam pojęcia ile to ma kalorii czy tłuszczu ale chyba mniej niż normalne czekoladowe lody...hmmm, nie ważne, upał w końcu w Oregonie to i ochłodzić jakoś się trzeba:) Już mam namierzone kolejne, z awokado :)
Bardzo ciekawa propozcyja :) Początkowo patrząc na tytuł, aż się przestraszyłam, ale z czasem odetchnęłam i niezmiernie zainteresowałam się owym przpisem :)
OdpowiedzUsuńLekka, myślałam, czytając tytuł, że może wątróbkę przez przypadek "wywaliłaś" na lody... A tu takie coś... Pomysłowaś jak nie wiem co...!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię gorąco!
@Goh, dobrze, że już wszystko dobrze, bo nie chcę robić za jakiegoś Freddy'ego Kruegera, nawet jeśli dzięki temu zyskam jakiegoś czytelnika.;)
OdpowiedzUsuńJajecznica z wątróbką brzmi szalenie pociągająco, aż bym chciała spróbować - co tam mogło nie wyjść?:)
@Agnieszko, no to odważna jesteś, ja bym chyba jednak podziękowała.;)
Ale ten Twój sorbet za to bardzo mnie zaciekawił. Nie byłam dzisiaj Ciebie na blogu - może już tam jest?
Lody z awokado???
@Doctorku, przepis troszkę sama konstruowałam, na lekko - na samą myśl, jak może smakować w pełnej krasie, aż mi kubki zaczynają wariować.:)
Nie zjem czegoś co się rusza i jest żywe (nie lubię ostryg!!) ale wszystko inne jestem w stanie spróbować, nawet lody wątróbkowe:)
OdpowiedzUsuńSorbetu na blogu nie ma ale pewnie się pojawi, jeśli uda mi się nie wyjeść całego przed zrobieniem jakiegoś zdjęcia;)
Z awokado myślałam o tych http://www.foodrepublic.com/2011/06/24/sweet-avocado-ice-pops-recipe
Ale w formie lodów takich normalnych, nie na patyku:)
historia jest taka... miśku sobie przypomniał, że jak był mały to mu babcia taką jajecznicę wątróbkową serwowała, kupił jaja, 250 g wątróbki, dodał cebulkę i usmażył. ja kręciłam nosem na początku, ale jak spróbowałam - to okazało się fenomenalne w smaku! i ponieważ połowę mu zjadłam, na drugi dzień miśku postanowił podwoić proporcje. niestety ta ilość krwistej wątróbki go przerosła - 0,5 kg krwistego mięska, najpierw pokroić to to to, potem usmażyć...
OdpowiedzUsuńwątróbka nie dosmażyła się za dobrze i te jajka z jej różowo-krwistymi sokami wywołały w naszych umysłach ogromna traumę, którą małymi kroczkami leczymy do dziś... :D michu nie jadł nic mięsnego przez tydzień, nawet drobiowej wędliny:P
@Agnieszko, nie jadłam jeszcze ostryg i nawet, wstyd się przyznać, nie wiedziałam, że się je żywe.:) Myślałam, że tylko surowe.:)
OdpowiedzUsuńAleż te lody to bomba!!!
Koniecznie muszę spróbować, bo one też będą miały treść i w odróżnieniu od lodów owocowych - nie wodnistą.:)
@Goh, haha;))) niezła historia:))) Bardzo mi się podobała i całą ją sobie bez trudu wyobraziłam.:))) Twój Michu jest baardzo dzielny, że wychodzenie z tej traumy zajęło mu tylko tydzień.:)))
Krem kasztanowy kupiłam mojej Mamci - wielbicielce Francji. Był z firmy Bonne Maman.
OdpowiedzUsuńMi osobiście ten smak nie podpasował, ale Mamie bardzo smakował:)
Pozdrawiam
Nie wiedziałam, że kasztany są takie wartościowe... czy to znaczy, że od jedzenia kasztanowych lodów człowiek mądrzeje?
OdpowiedzUsuńA jak wygląda cukier brzozowy , czy to jest xylitol?
Pozdrawiam słonecznie w ten okrutnie deszczowy dzień:)
@Ewelinko, nieźle się uśmiałam czytając Twoją interpretację.:)))) Tym bardziej, że znając mnie takiego scenariusza wydarzeń absolutnie nie można wykluczyć.:)))
OdpowiedzUsuńUściski.:)
@Olcik, teraz zachęciłaś mnie do spróbowania gotowego kremu:) - ciekawe jak bardzo się różnią?
Tak, @Żeńko, tak! I szkoda, że to wypłynęło dopiero teraz, bo Ty sobie wyobrażasz, jaki ja bym mogła mieć w tej chwili iloraz?
Tyle zmarnowanego potencjału...
Przynajmniej przed Tobą jest jeszcze przyszłość - może być, że nawet świetlana.;) Pod warunkiem, że z kasztanami ofkors.:)
W rzeczy samej ksylitol.:)
U nas dzień też deszczowy, więc pozdrowienia słoneczne są na wagę złota, toteż je odwzajemniam dokładnie w tej samej - słonecznej - postaci.:)
Nie jadłam kasztanów w żadnej z wersji. Ciekawe jak mają smak...bo jeśli faktycznie wątróbkowo podobny- to ja podziękuję, bo za wątróbką (choć zdrowa) nie przepadam ;)
OdpowiedzUsuńAle w ramach eksperymentu podziwiam, ponieważ ja tez lubię eksperymentować. I pewnie skusiłabym się na łyżeczkę :)
@Monico, myślę, że trzeba spróbować.:)
OdpowiedzUsuńJa nie cierpię wiórków kokosowych, ale kokosowe mleko, smak i zapach kokosów uwielbiam, więc różnie to bywa.:)
To taki sobie niewielki eksperyment, bo jak się okazuje kasztanowe lody są deserem bardzo popularnym:
http://www.birdy-nam-nam.fr/les_glaces/glace_aux_marrons_glaces.html
- cóż, czasem wyważa się i otwarte drzwi.;)
Coś cudnego :D ja tam zawsze miałam ochotę na te fasolki z Harry'ego Pottera ;P
OdpowiedzUsuń@Auroro, ja nie na wszystkie, albo raczej - tylko na niektóre.:)
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że to jakiś wymysł z cyklu japońskie lody o smaku mięsa :) Ale widzę, że nie :) Bardzo fajnie.
OdpowiedzUsuń@Katie, eee, nie.:) Nie, nie.:) Nie mogłabym tego zrobić lodom. Mięsu zresztą też nie.;)
OdpowiedzUsuńKasztany jeszcze przede mną. Tylko teraz to nawet nie wiem czy chcę je zjeść :)
OdpowiedzUsuń@Kabamaigo, nie żartuj - nie masz ochoty na lody o smaku wątróbki?;) Niemożliwe!;)))
OdpowiedzUsuńA serio - smakują wspaniale.:)
Ale dla mnie jednak - wyłącznie na słodko.:)
Ekhm, tak u Francuzów lody kasztanowe...czemu mnie to nie dziwi ? ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś kupię, naprawdę kupię, te kasztaniska, i coś z nich spróbuję stworzyć :) Lubie eksperymenty :)
Pozdrawiam!
@Monico, będę czekała.:) Bardzo kręcą mnie wszelkie próby przekraczania różnych granic.:)
OdpowiedzUsuńGenialny pomysł :D
OdpowiedzUsuńBardzo serdecznie witam @Dwóch Włóczykijów!:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i zapraszam do częstszych odwiedzin mojej strony.:)