"Motywacja jest tym, co pozwala ci zacząć, nawyk jest tym, co pozwala ci wytrwać."

sobota, 5 marca 2011

Wykwintny GRATIN Z ŁOSOSIA I OWOCÓW MORZA z selerem i porem

Najpierw się cieszyłam, że zostaję w domu sama bez męża i dziecka, że sobie spokojnie zgotuję swój eksperyment kulinarny, do którego sprowokowała mnie Żeńka, i w końcu, że go sfotografuję bez jednego: - "Weź już skończ cykać, bo wszystko stygnie". Tymczasem wprawdzie założenie zrealizowałam w 100 procentach, ale, na Boga, jakim kosztem?

Kuchnia wygląda jak po trzykrotnym przejściu hordy tatarskiej i na razie boję się tam wejść.
Prawe ramię mam, jak nic, wielkości ramienia Pudziana, a we wnętrzu dłoni otarcie, siniaka i dwa pęcherze.

Oto jak mi się przysłużyło wyglądające tak niewinnie to, co poniżej.

Zanim się ktoś uprzedzi do owoców morza... Nie, spoko, nie zaatakowała mnie ta słodka różowa ośmiorniczka w kropki - to nie ona okazała się członkiem kuchennej mafii (wbrew sugerującemu taki rozwój wydarzeń mianu). 
Główni winowajcy to trzej groźni gangsterzy o ksywkach "Bracia Selerowie" i "Winko" (dla zainteresowanych - na zdjęciu poniżej - ci pierwsi zakumuflowani za wikliną i porem, ten ostatni - w krzaku pietruszki) grasujący w kuchniach niektórych blogerek ze wskazaniem na te, które lubią gotować lekko.


Zaczęło się jak u Hitchcocka trzęsieniem ziemi, a potem było już tylko gorzej.

Selery obrałam przykładnie. Kłopot pojawił się, kiedy trzeba je było pokroić. Każdy po 750 g. Wbić nóż - wbiłam, ale dalej już ani rusz. Ani do przodu, ani do tyłu. Ostrze noża w selerze, trzonek w mojej dłoni i czas stanął w miejscu... 
Zdeterminowana sytuacją zaczęłam walić selerem trzymanym za nóż w deskę do krojenia, na której leżał, jednak bez skutku. Po trwającej jakieś 10 minut zaciekłej walce osiągnęłam sukces - udało mi się wyciągnąć nóż. Miałam dwa wyjścia - cieszyć się z odzyskania noża i nie pakować go w selera ponownie (a finalnie zostać bez obiadu) lub próbować od nowa zmieniając technikę. Wybrałam to drugie. Zarówno pierwsza jak i kolejne zmiany nie przyniosły spektakularnego wzrostu efektywności moich działań, niemniej jednak w końcu się udało; krótkie 45 minut (z przerwami, kiedy nabierałam sił, żeby móc podnieść prawe ramię) i selery poległy.

Jak Wy sobie z czymś takim radzicie?
Prawdziwym błogosławieństwem jest w takich wypadkach mąż, ale co jeśli akurat go nie ma?

Myślałam, że to koniec problemów.
Myliłam się.

Na patelni już smażyły się pory, kiedy zabrałam się za otwieranie wina.
Było to od jakichś 2 dni do 15 minut za późno.

Korkociąg, którego dotychczas używałam, uznał, że w ten akurat korek wchodził nie będzie i że go może co najwyżej sukcesywnie uszkadzać.
Butelka na kuchennym blacie, na krześle, na podłodze, naga ręka - bąble, ręka ze ścierką - siniak, ręka w rękawicy - otarcie i żadnego progresu... Choć weź się i zabij.

Przypominam, że pory już doszły (a nawet przeszły), a seler ostygł jakieś trzysta lat wcześniej.

No czarna rozpacz.
I wtedy przypomniałam sobie, że mam jeszcze drugi korkociąg, taki elegancki, gościowy.
Ten wszedł w korek, jak w masło.
(...)

Myślicie, że to już koniec?

Ja też tak myślałam, a tu big surprise, bo wciśnięty poprzednim korkociągiem korek teraz z kolei za nic nie chciał wyjść...
O rany. Już może oszczędzę Wam opisów czynionych przeze mnie zabiegów, żeby wyciągnąć korek, tudzież przytaczania wszystkich tych ciepłych i serdecznych słów, którymi go przy tej okazji obdarzyłam.
Nieważne... 7 kolejnych morderczych minut i... nareszcie... zwycięstwo! 
Mogłam już(!?) dokończyć przygotowanie sosu z pora.

Krojenie łososia w kostkę - ach, co za rozkosz.:) Niebiańska, niebiańska.:)
Aż zapomniałam, że ręka boli.

I jeszcze do momentu zobrazowanego poniżej wszystko szło w tak miłej i przyjaznej atmosferze.

Dokąd nie wymyśliłam, że żeby zapiekanka ładnie się prezentowała, puree z selera nałożę za pomocą szprycy do kremów.
Nie przewidziałam jednego.
Że troszkę za słabo przyłożę się do blendowania selerów i że miejscami pozostaną one w drobnych kawałkach... 
Efektu się zapewne domyślacie. 
Yhy, yhy... 
Cała nie, ale całkiem spora część kuchni w selerze, który wskutek czynionych na niego nacisków wyskakiwał z końcówki szprycy niespodziewanie i w różnych kierunkach - najrzadziej, ma się rozumieć, do naczynia z zapiekanką...

Ale co Wam powiem, to Wam powiem i niech mnie dunder świśnie, jeśli łżę - WARTO BYŁO.:)

Gratin ma mniej, niż 1600 kcal i z punktu widzenia dietetyki, nie tylko redukcyjnej, wydaje się być potrawą idealną.
Doskonałe proporcje pomiędzy białkiem a węglowodanami, w zasadzie same zdrowe tłuszcze no i prawie 1,5 kg największego sprzymierzeńca każdego dietującego - selera - o walorach którego można przeczytać tu: 
Zachęcam do jak najczęstszego spożywania tego absolutnie fantastycznego warzywa. Szczególnie osoby intensywnie i długo dukające, którym wskutek nadmiernej konsumpcji mięsa i zakwaszenia organizmu grozi skaza moczanowa. Seler na PW jako stały punkt programu (najlepiej surowy, np. w postaci soku) i ryzyko tej strasznej choroby - z którą od 35 lat zmaga się mój ojciec, więc wiem o czym mówię - odsunięte.:)

Składniki:
  • 2 selery po 800 g każdy pokrojone w kostkę
  • sól
  • pieprz
  • 2 pory (biała i jasnozielona część) pokrojone w cienkie krążki
  • 2 drobno posiekane ząbki czosnku
  • 2 łyżki oliwy
  • 100 ml białego wytrawnego wina /użyłam półsłodkiej Sophii/
  • 250 ml bulionu rybnego lub warzywnego
  • 1 czubata łyżka mąki kukurydzianej rozcieńczona łyżką wody
  • 2 łyżki niskotłuszczowego serka homogenizowanego /użyłam 3% serka Pilos/
  • garść posiekanej natki pietruszki
  • 220 g fileta z łososia
  • 220 g mieszanki owoców morza (lub tego, co ktoś z nich lubi, np. krewetek, lub innej, niż łosoś ryby)
Wykonanie:
  1. Selera wrzuć do dużego garnka, zalej wrzątkiem i gotuj przez 30 minut, aż zmięknie. Odcedź go bardzo starannie, pozostawiając przez parę minut na sitku, następnie przypraw i za pomocą blendera lub rozdrabniacza zrób z niego puree.
  2. Rozgrzej piekarnik do 190 stopni.
  3. Na patelni rozgrzej oliwę i smaż na niej pora i czosnek przez 4-5 minut. Wlej wino i bulion, zagotuj, wmieszaj mąkę z wodą, następnie dodaj serek i pietruszkę.
  4. Na osobnej patelni podsmaż łososia i owoce morza, jeśli są surowe (gotowane od razu wymieszaj z sosem z porów). Smaż ok 2 minuty, do zmiany koloru. Gotową rybę połącz z sosem.
  5. Całość umieść w naczyniu do zapiekania o wymiarach 25x20 cm i obłóż puree z selera.
  6. Piecz ok. 30 minut, aż środek zapiekanki będzie bulgotał, a jej wierzch się zarumieni. Dobrym sposobem zrumienienia wierzchu jest przeniesienie zapiekanki pod koniec pieczenia na górną półkę piekarnika i włączenie funkcji grillowej.

Gotowe!

Bardzo smacznego!
Źródło - "Gotuj i chudnij"

Potrawę, mimo, iż nie por jest jej pierwszoplanowym bohaterem, a jednym z trzech  - za to ważnym, dodaję do akcji Basi -> Pora na pora.

25 komentarzy:

  1. muszę przyznać, że miałaś sporo przebojów;) aż się uśmiałam. trudy przy otwieraniu wina przerobiłam (zawsze mi jakieś krasnoludki schowają otwieracz i znaleźć nie mogę). otwierałam już i wkrętakiem do półek, klamką od drzwi- ba...raz nawet korek wyskubywałam nożem;)
    u mnie największy sajgon jest przy pieczeniu- wszędzie rozsypana mąka, ja cała umazana jak pięciolatek.
    a z tym fotografowaniem -ech znam to doskonale- ja tu cykam, walczę jak dzika oślica by mieć ładne zdjęcia a nade mną marudzi wygłodniała bestia;)

    danie pierwsza klasa, buziaki;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Uśmiałam się szczerze. Też zawsze miotam selerem po kuchni (jakimś zbiegiem okoliczności u mnie też dzisiaj seler, ale na szczęście kroiłam ugotowanego). A korek z butelki kiedyś z koleżanką wybijałyśmy stukając butelką w ścianę - dawne studenckie czasy... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. seler i owoce morza!!! super:) hehe my czesto wciskaliśmy korek do środka jak nie było otwieracza, a chęć na wino ogromna:) Piękne zdjęcia, ślinka cieknie.
    Ściskam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lekka, czytałam z zapartym tchem, jak najlepszy kryminał! Piszesz absolutnie rewelacyjnie :) Pzdr Aniado

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki, moje kochane za te wszystkie miłe słowa - aż serce rośnie.:)

    @Malwinko, no właśnie, chyba otwieranie wina to jednak męska rzecz. Nic nie poradzę, jeśli zabrzmiało to szowinistycznie...:)

    Twoja ostatnia przygoda kuchenna też była niekiepska, z tym, że bardziej dramatyczna, niż śmieszna...

    @Aniu, faktycznie seler to wyzwanie, choć miałam już trudniejszą przeprawę, z dynią... Szkoda gadać...;)))

    I udało się otworzyć butelkę przy pomocy ściany?
    Bo wiesz, mógłby być niezły patent.:)

    @Żeńka, też bym wcisnęła, ale był już tak pokruszony, że się bałam, że będzie łosoś z korkiem, rozumiesz...:)))

    @Aniado, najserdeczniejsze dzięki, cieszę się, że aż.:) Uściski.:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do owoców morza to mam uczucia ambiwalentne. Wiedziałem, że mnie dogonią. Znam je z widzenia.
    Bliższą, ciekawą znajoność kulinarną zawarłem z krewetkami. I na tym koniec.
    Pewnie nadejdzie dzień kiedy ta meduza (czy jak jej tam ?) zagości.
    Ośmiorniczka ? No, niech jej będzie.
    Odwlekam dzień kiedy jakieś macki pojawią się na moim talerzu.
    Wiem wszystko. Wiem, że smaczne i zdrowe.
    I, że to część mojej ulubionej kuchni śródziemnomorskiej.
    Mam nadzieję, że te piękne zdjęcia i super przepis pomogą i będą kamieniem milowym
    oraz początkiem przyjaźni z tymi mięczakami :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana zapisuję przepis muszę go wypróbować :) Dopiero teraz przeczytałam od deski do deski Twój post i twierdzę, że konkretną przeprawę przeszłaś przy tym daniu. Co nas nie zabije to nas wzmocni a może lepiej powiedzieć co nas nie zabije to będzie nam smakować :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lekka, jak zwykle bawisz mnie do łez. Uwielbiam Cię :D!

    A wiesz, próbowałam piec Mamie dukanową bezę - spełzło to na niczym. Na pewno jest jakiś sposób - może glukoza? Nieźle trzyma śmietanę...

    OdpowiedzUsuń
  9. @Piotruś, rozumiem opory i myślę, że nie ma co działać wbrew sobie. Ale tez wiem, że smak nie jest człowiekowi dany raz na zawsze, że kulinarne gusta się zmieniają i że wielu smaków człowiek się uczy, jeśli tylko da im się na to szansę.
    Wciąż pamiętam, że pierwsza pizza, którą zjadłam w wieku 16 lat wcale mi nie smakowała... Teraz sama nie mogę w to uwierzyć, ale dokładnie tak było.:)

    @Kulinarne-Smaki, a Twoja największa kuchenna przygoda? Miałaś już jakąś?

    @Kubełku, no dzięki, jesteś Kochana, że tak mówisz.:*)
    Ja też piekłam bezę. Na słodziku. Jeszcze 3 dni potem byłam chora i myślałam, że w życiu już nie spojrzę na bezę. Ale spojrzałam, na Twoją, i mi trauma przeszła jak ręką odjął.;)

    OdpowiedzUsuń
  10. ale historia :) dzięki Tobie zaczęłam niedzielę od uśmiechu :)
    najważniejsze, że danie warte było kuchennego zamieszania

    OdpowiedzUsuń
  11. uwielbiam łososia:)
    z warzywami zgrywa się świetnie!
    Dobrej niedzieli Ci życzę,
    O.

    OdpowiedzUsuń
  12. @Kaś, dzięki, miało być śmiesznie i cieszę się, że tak właśnie wyszło.:)

    @Olcik, łosoś to w ogóle mistrzostwo świata. Mówi się, że Panu Bogu najlepiej udał się kot i ja się z tym zgadzam, ale łosoś jest tuż za nim.:)

    OdpowiedzUsuń
  13. O tak, dynia to też niezły "wróg", ale mam ci ja teraz ostry nożyk ceramiczny i nic mi nie straszne:)A co do otwierania butelki to udało się - ale mało nie umarłam wtedy ze śmiechu:)

    OdpowiedzUsuń
  14. @Aniu, no własnie! Taka miałam nadzieję, że ktoś tu wystąpi z jakimś pomysłem na tych twardzieli.
    I to byłaś Ty!
    Dlaczego mnie to nie dziwi?:)

    Jednym słowem polecasz ten nóż?

    OdpowiedzUsuń
  15. Mhmh, tego jeszcze nie jadłam, wygląda bardzo zagadkowo, a zarazem mam chęć tego spróbować ;-D


    Pozdrowionka (www.przysmakiewy.pl) - Biedr_ona

    OdpowiedzUsuń
  16. @Biedr_ona, bardzo fajną masz stronę - niskokaloryczną - dodałam do ulubionych.:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ha, piękna historia! Muszę przyznać, że moje zmagania z owocami morza przebiegły mniej dramatycznie, ale tym bardziej podziwiam Twoją wytrwałość:) Efekt wyśmienity, danie wygląda przepięknie i na pewno jest warte wypróbowania. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  18. No tak się akurat złożyło, @Delikatessen, że się przeszkody spiętrzyły.:)
    Ale np. dzisiaj, otwierałam wino 1 sekundę.
    No bo to było to wczorajsze.;)
    :)))

    OdpowiedzUsuń
  19. Nóż jak najbardziej polecam:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Świetne danie. Koniecznie muszę zrobić. Miałam podobne selerowe przygody. Teraz zawsze kupuję małe. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  21. @lo, to też jest jakiś pomysł - małe selery. Pewnie tylko trzeba by ich było więcej kupić, ale za to ile zaoszczędzonego czasu.:) I sił.:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo mi się podoba przepis. Robiłam zapiekankę z miesznymi rybami pod purre z kartofli i kilka róznych wersji zapiekanek rybnych głownie łososiowych np. z batatami, ale to purre z selera i od spodu pory - brzmi rewelacyjnie! Zrobię w poniedziałek. Na ile osób sa podane składniki? Domniemuję, ze na 4?

    OdpowiedzUsuń
  23. Super, @Kingo, że wpadłaś!
    Domniemujesz absolutnie prawidłowo.:)
    W przepisie "stoi", że na 4. Ja celowo nie podaję tych danych, żeby nie wyglądało, że nie dość, że sama się ograniczam, to jeszcze innym wydzielam.;)))

    OdpowiedzUsuń
  24. Dzięki za szybka odp, bo własnie sklądniki kompletuję i okazuje sie, ze selera dokumić trzeba! Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  25. @Kingo, z radością obejrzę potem efekt.:)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo mnie cieszy każdy wpis, a Twój szczególnie.:)

Jeśli piszesz jako Osoba Anonimowa, podaj swoje imię albo nick - będzie mi miło wiedzieć z kim rozmawiam.:)

Dziękuję.:)

Blog jest obecny w serwisie

TOP 10 ostatniego miesiąca