"Motywacja jest tym, co pozwala ci zacząć, nawyk jest tym, co pozwala ci wytrwać."

sobota, 16 lipca 2011

DORSZ PO SYCZUAŃSKU

Żeby nie było, że rzuciłam temat na -> konkurs, a sama sprytnie zwinęłam żagle...


Gotować lubię dopiero od kilku lat. Wcześniej, przez bardzo długi czas, kuchnia stanowiła dla mnie przylądek Horn nudy; kilka zup, kotlety mielone na zmianę ze schabowymi, mięsne sosy, bigos, kluski, pierogi, smażony w panierce morszczuk i to samo od nowa, w koło Macieja. Na samą myśl o konieczności tysiącznego powtarzania tych samych czynności, po raz kolejny kosztowania tych samych smaków zaczynałam ziewać.


Wszystko zmieniła decyzja przejścia na lżejszą dietę oraz jej konsekwencja w postaci zakupu kilku książek kucharskich z zachęcającymi do degustacji fotografiami i... naraz mój ciasny, skurczony do rozmiarów pudelka zapałek kulinarny horyzont rozciągnął się hen, hen poza zasięg wzroku - pozostawiwszy za sobą widoki, do których przywykłam, jedyne dotąd mi znane.


Nowe okazało się takie fascynujące!
Nowe produkty, przyprawy, kombinacje, sposoby przyrządzania, nowe smaki i aromaty - ich bogactwo mnie zachwyciło i oszołomiło, gotowanie stało się już nie koniecznością, ale szalenie kręcącym mnie i zajmującym hobby.


Całkowicie zmienił się też jego charakter - z intuicyjnego na planowy.
W krótkim czasie nie byłam już w stanie wrócić do dawnych przyzwyczajeń gotowania czegokolwiek, z tego, co przypadkiem wpadło mi w ręce, w stylu - "co by tu teraz przekąsić?".

Zresztą to by się nawet nie udało. Raz, że trudno jest znaleźć w lodówce jednocześnie np. zaległą świeżą papryczkę chili, takiż seler naciowy, cebulkę dymkę, itp., itd., a dwa, że pogoń za nowym/innym momentalnie weszła mi w krew i stała się myślą przewodnią wszelkich moich kulinarnych poczynań, co w pewnym momencie okazało się zresztą wielce przydatne...

***
Gotowanie dla panstwa S.

jest swoistym rodzajem cyrkowej ekwilibrystyki. Głównie za sprawą J., która  - jak twierdzi - swoje życie i zdrowie zawdzięcza ziemniakom.

Salatka nicejska, gulasz irlandzki, kotlet ziemniaczany, ziemniaczane puree, ziemniaki w mundarkach, z wody, tluczone, smażone, pieczone, zapiekane i nadziewane, placki ziemniaczane, ziemniaczany quiche, ziemniaki białe, czerwone, słodkie, pod pierzynką z sera, z masą jajeczną, z miodową glazurą, z syropem klonowym... Na razie wciąż staję na wysokości zadania (ziemniaki na stole obowiązkowo codziennie), ale mam świadomość, że nawet moje uwielbienie dla różnorodności nie rozmnoży inwencji twórczej, której zasoby posiadam jednak ograniczone.

Poza tym J. nie uznaje:

- żadnych przypraw z wyjątkiem soli i pieprzu (przyprawy uczulają),
- jadania poza domem (oprócz frytek - ziemniaki(!) - knajpowe jedzenie to syf),
- większości owoców (za mało słodkie)

- większości warzyw (z przeróżnych powodów, np. okry z powodu jej... kształtu).

Stosunek J. do jedzenia jest oględnie mówiąc... niedbały.
J. posiłki łyka nie poświęcając uwagi ich smakowi. Zdarza się jej jadać potrawy zimne, bo nie używa mikrofalówki (mikrofale to śmierć), a przeważnie nie ma cierpliwości czekać aż coś się zagrzeje w sposób konwencjonalny. Na samo celebrowanie jedzenia też żal jej czasu - je więc na raty, z doskoku, byle gdzie i byle jak - na podłodze, w kucki, stojąc, chodząc, mówiąc, itp.

Kucharzenie dla J. traktuję nie tylko jak wyzwanie, ale przede wszystkim wielką lekcję pokory.

Z A. nie ma takich problemow. Żeby był zadowolony wystarczy, że obiad będzie:

- obfity
- z barbecue sauce (jego ulubionym ostrym sosem
).

Jest tylko jeden szczegół.

Prawie nic nie znaczący drobiażdżek.
A. nie cierpi ziemniaków.

***

Jeśli zaś o konkrety chodzi, szczególną estymą, jak już się pewnie co niektórzy zdążyli zorientować - darzę ryby, moja ulubiona kuchnia zaś to kuchnia chińska, o czym wspominałam przy okazji przyrządzania -> kurczaka z pędami bambusa.

Dzisiaj więc danie łączące te dwie miłości oraz pierwotną przyczynę jego pojawienia się na moim stole - pogoń za różnorodnością - czyli sporządzony aż z 20 składników, przepysznie chrupiący, lekko pikantny - dorsz po syczuańsku. 
Przepis na niego od lat zajmuje w stworzonym, a właściwie stale tworzonym przeze mnie rybnym rankingu wysoką drugą pozycję (choć doprawdy po ostatnim -> pomarańczowo-bobowym łososiu nie jestem pewna, czy nie jest to jednak przypadkiem miejsce ex aequo...)
Zapraszam!:)

Składniki:
  • 1 małe opakowanie ugotowanego makaronu chińskiego lub tajskiego lub 3-4 szklanki ugotowanego ryżu
  • 350 g filetu z dorsza
  • 1 małe roztrzepane jajko
  • 3 łyżki mąki pszennej
  • 4 łyżki wytrawnego białego wina
  • 1+2 łyżki jasnego sosu sojowego
  • olej do smażenia na głębokim tłuszczu /w tym szczególnym przypadku zalecam użycie woka, dzięki czemu potrzeba go znacznie mniej/
  • 1 ząbek czosnku pokrojony na cienkie plasterki
  • 1 cm świeżego imbiru drobno startego
  • 1 cebula drobno posiekana
  • 1 seler naciowy pokrojony na cienkie plasterki
  • 1 świeża czerwona chili drobno posiekana
  • 1 łyżeczka octu ryżowego
  • 1/4- 1/2 łyżeczki mielonego pieprzu syczuańskiego /uwaga - jest bardzo ostry - radzę nie przesadzić - sos jest pikantny już przy użyciu tej mniejszej ilości/
  • 175 ml bulionu rybnego lub warzywnego
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka mąki kukurydzianej
  • 2 łyżeczki wody
  • 5 łyżek pokrojonego drobno szczypiorku
  • opcjonalnie nać selera do przybrania

Wykonanie:

  1. Filet pokrój na kawałki wielkości kęsa.
  2. Jajko z mąką, winem i 1 łyżką sosu sojowego wymieszaj na gładkie ciasto - powinno mieć konsystencję gęstej śmietany. Wrzuć rybę do ciasta i starannie w nim obtocz. 
  3. Olej rozgrzej w woku aż zacznie dymić, zmniejsz ogień i smaż rybę porcjami przez ok. 3 minuty, do przyrumienienia. Po usmażeniu wyłóż ją na papierowe ręczniki, żeby ociekła z tłuszczu, następnie przełóż w ciepłe miejsce /do piekarnika lub na kratkę z woka/.
  4. Odlej olej z woka zostawiając go ok. 1 łyżkę i przez 1-2 minuty smaż na nim czosnek, imbir, cebulę, selera i chili ciągle mieszając. Dodaj resztę - 2 łyżki sosu sojowego i ocet - zamieszaj. Dodaj pieprz syczuański, bulion i cukier - zamieszaj. Dodaj mąkę kukurydzianą rozmieszaną z wodą, następnie szczypiorek. Ciągle mieszając gotuj wszystko przez około 1 minutę aż sos zgęstnieje.
  5. Wrzuć do sosu makaron lub ryż, starannie wymieszaj i podgrzewaj przez 2-3 minuty aż będzie gorący. Wyłóż na talerze, na wierzch połóż rybę i podawaj ozdobioną nacią selera.

Gotowe!

Bardzo smacznego!
Źródło - "Dania niskotłuszczowe"

Potrawę dodaję do akcji Ireny i Andrzeja -> Z Widelcem po Azji.

22 komentarze:

  1. Podoba mi się! bardzo lekka propozycja od Lekkiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehehe...coś mi ten wpis przypomina...np. Z. uwielbia prawie przypalona krucha tartę a A. ubóstwia slomkową prawie że surowa...a to tylko jeden przykład...nie ma to jak bliscy:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham ryby, prawie w każdej postaci :)))Twoje dania wyglądają niesamowicie smakowicie - aż zrobiłam się głodna, ehhh ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo się dzieje na talerzu. Ciekawe smaki, bardzo ładna kompozycja i to czego dawno nie jadłam, czyli makaron tajskiego! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejny wspaniały post, udane danie i czego tu chcieć więcej. O wiem wiem jeszcze tylko spróbowania tych specjałów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziekuję, @Amber.:) To jedna z cięższych lekkich propozycji, niemniej wciąż trzymająca fason.;)

    @Trzcinowisko, problematyka jedzenia bywa trudna; czasem mogłaby stanowić materiał poglądowy dla psychologów, a w niektórych przypadkach nawet psychiatrów.:)
    I teraz jak się tego typu problemy jeszcze złoży do kupy...;)

    @Singielko, miło Cie poznać.:) Dziękuję i życzę szybkiego i przede wszystkim smacznego zaspokojenia głodu.:)

    @Doctorku, ten makaron moim zdaniem pasuje do tego dania dużo lepiej, niż np. ryżowy - jest idealnie konkretny, a jednocześnie wystarczająco orientalny, żeby danie zachowało swój charakter.:) Dzięki.:)

    @Kulinarne-Smaki - do tej rybki zachęcam szczególnie - nie na darmo ma u mnie tak wysokie notowania.:) Dziękuję za miłe słowa.:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Z wielka checia przeczytalam Twoj post :) Podoba mi sie rowniez Twja propozycja na rybe, bo uwielbiam dania kuchni chinskiej, a jeszcze bardzej z makaronem tajskim.

    OdpowiedzUsuń
  8. uwielbiam takie potrawy, wygląda super.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Flowerku, bardzo dziękuję. Ta rybka jest naprawdę znakomita a z tajskim makaronem smakuje pierwszorzędnie. Kuchnia chińska uber alles.;)

    @Basiu, i tak też smakuje.:) Serdeczne dzięki.:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo lubię czytać Twoje posty. Nie lubię natomiast ludzi, którzy tak radykalizują. To syf, to śmierć. Mam wtedy wrażenie, że wcale nie rozumieją co się wokół nich dzieje, a zachowują się jakby pozjadali wszelkie rozumy. Mikrofale sprawiają, że cząsteczki w potrawie zczynają trzeć o siebie wzajemnie wytwarzając ciepło. Po wyłączeniu mikrofalówki takie danie jest bezpieczne. Gorzej z przebywaniem niedaleko samej mikrofalówki, ale skoro już podążami tym tropem, to trzeba by było zrezygnować z prądu, komórek i Internetu bezprzewodowego, bo wytwarzają promieniowanie. Nie dajmy się zwariować.

    OdpowiedzUsuń
  11. No to masz ciekawe wyzwania w kuchni, chyba że J. i A. sami sobie gotują:)))

    też pamiętam ten moment przejścia od rutyny do planowego gotowania. zamiast pytania "co by tu zrobić z tego co jest w lodówce", to nowe pytanie: "co by tu odkryć, czego jeszcze nie jadłam" - i tak od kilku miesięcy potrawy prawie się nie powtarzają, to jest niesamowite!:))) i sprawia tyle radości:D

    a dorsz? wygląda super apetycznie, uwielbiam wszystko co w panierce albo w cieście:)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Niesamowite,ja także przeszłam taką mefamorfozę żywieniową.Z tą jedną różnicą,że te okropne dania (klopsy,schabowe,bitki, mintaj w panierce,kluski z mięsem - kupne i ryż z wrzutem jajka i tych niepasujących do siebie warzyw,które były akurat na podorędziu,bo domagałam się dań wege) serwowała mi mama.Nic dziwnego, że z niejadka , którym byłam zamieniałam się w osobę, która jedzenie traktuje jako przykry obowiązek. Dopiero wyzwoliła mnie samodzielność i przypadkowa obserwacja pewnego bloga kulinarnego, co dało po roku asumpt do tego,aby spróbować coś ugotować.I złapałam bakcyla, zaczęła się przygoda identyczna jak Twoja - nowe smaki, potrawy... Szczęśliwie, mąż wychowany na kluskach i roladach, radośnie uczestniczy w podróży kulinarnej, zajadając głównie dania wege nie licząc naszej rodzinnej obsesji - ryb!Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ech, takich ludzi jak panstwo S. jest pewnie krocie... Tymczasem - jak sama sie przekonalas - poszerzanie horyzontow nie boli. Ba, cieszy nawet. Lubie do ciebie zagladac, wiem, ze zawsze znajde tu cos inspirujacego. I ten przepis nie jest wyjatkiem.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Katie, nawet nie wiesz, jak miło czytać taką opinię wygłoszoną przez kogoś, kogo pióro tak bardzo sobie cenię.:) Dziękuję.:)
    Jestem absolutnie Twojego zdania. Urodziliśmy się w takich, a nie innych czasach, których nie da się z powrotem przenieść do jaskiń i trzeba starać się w nich żyć choć w miarę normalnie, bez histerii.
    Po co sobie komplikować dodatkowo coś, co i tak, samo z siebie, jest już dość skomplikowane?

    @Goh, Kochana, miałam.:) Szczęśliwie minęły.;)
    Nie wiem, co robią teraz J. i A. Niewykluczone, że dawno już nie są razem - różnice w podejściu do odżywiania się były jeszcze tymi najmniej widocznymi i skutkującymi...
    Mogę się podpisać pod całym drugim akapitem Twoje wypowiedzi! Doświadczyłam dokładnie tych samych emocji! Naprawdę mamy z sobą wiele wspólnego!
    Wiesz, tak sobie myślę, że krewetki w tym cieście mogą powalić smakiem...;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dawno nie jadłam ryby w cieście. Bardzo do mnie przemawia to danie. W ogóle mam od jakiegoś czasu ochotę na dorsza i pewnie wkrótce też się on u mnie pojawi.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Kingo, no to jest nas już trzy!:)
    Ja tez ten sposób odżywiania odziedziczyłam po rodzicach i trwałabym w nim nawet nie wiedząc, że można inaczej, gdyby się świat nie zmienił i nie zaczęły do mnie docierać informacje przedtem nieosiągalne.
    Pierwsza moja książka kucharska zakupiona w dorosłym życiu to było żywienie zbiorowe w internatach i stołówkach czy coś w tym rodzaju - rynek księgarski wówczas właściwie nie istniał, a na książki z antykwariatów (bo tylko tam można było nabyć jakieś ciekawsze tytuły) nie było mnie stać.
    I tak trwałam latami w marazmie i monotonii i trwałabym zapewne do dziś, gdyby nie paląca potrzeba zmiany, która odezwała się już w momencie, kiedy były na nią warunki.
    Wszystko zgrało się idealnie.:)

    Teraz, kiedy jest Internet ma się w ogóle wrażenie bycia w świecie bez granic. Z kulinarnym włącznie.:)

    Ja do pierwszych blogów o kucharzeniu dokopałam się dopiero po założeniu swojego - nawet nie wiedziałam, że one istnieją!

    A co do mężów.
    Mój szczęśliwie jest taki jak Twój - nastawiony entuzjastycznie do wszystkiego, co wyczyniam w kuchni - bardzo w nim to cenię.:)
    Już to pisałam, ale powtórzę - gratuluję Wam obojgu siebie nawzajem - kuchnia w życiu człowieka zajmuje jednak trochę miejsca i to super, jak może ludzi łączyć, a nie być kością niezgody, czy jakimś polem bitwy.
    Ściskam mocno.:)

    @Maggie, obawiam się, że tak. Nieziemsko mnie to interesuje - psychologia, socjologia, antropologia kulturowa jedzenia... Jak i dlaczego działa ten cały jedzeniowy jamniczek...
    Bardzo Ci, Maggie, dziękuję.:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Lekka - danie jest rewelacyjne!
    Też już kiedyś robiłam podobnego kurczaka i byłam szczerze zachwycona :) Mąka kukurydziana i przyprawy robią cuda :)

    A gotowanie...jest fantastyczne! ja czasem łapię się na tym, że w zupełnie nieoczekiwanych momentach obmyślam sobie co by tu ugotować, jak to podać i w jaki sposób sfotografować :) Chyba jak już raz się 'wkręcimy' w sztukę gotowania trudno, a nawet niemożliwym jest gotowanie od niechcenia, czy gotowanie na zasadzie 'co by tu wrzucić do gara ' :p

    Zdjęcia - piękne!

    Miłej niedzieli Kochana!
    :*

    OdpowiedzUsuń
  18. To mi przypomina gotowanie dla mojego Olka. Mąż zje wszystko:) Danie pierwsza klasa!

    OdpowiedzUsuń
  19. @Lashqueen, w cieście faktycznie jest pierwsza klasa.:) Aż się zaczęłam zastanawiać dlaczego nie zrobiłam tak do tej pory krewetek.:)
    A co do dorsza...
    Nie jest on jakoś specjalnie pociągającą smakowo rybą, ale dobrze zrobiony może przypaść do gustu.:)

    @Nat., dzięki wielkie.:)
    To faktycznie super ciasto - nawet taka średnio ciekawa rybka jak dorsz, otulona nim smakuje wybornie.:)
    Też mi się tak wydawało, tymczasem, jak się okazuje, wiele blogerek bardzo ceni sobie właśnie intuicyjność w kuchni znajdując w niej wiele zalet. A ja myślę, że to jest fajne, co ktoś lubi i w czym się najlepiej odnajduje.:)
    Tobie również życzę miłego niedzielnego wieczoru.:*)

    @Aniu, Olkowy zmysł smaku dopiero się kształtuje. To cudowne, że ma taką mamę jak Ty, która się nie poddaje i nie próbuje dla świętego spokoju zostawić dziecko z dwiema potrawami na krzyż.:) Swoją rolę wypełniasz znakomicie - reszta w rękach Olka.:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Mi się ryby po chińsku zawsze rozpadają, ale może receptą na to będzie właśnie smażenie w głębokim tłuszczu. Spróbuję, bo Twoja realizacja wygląda bardzo apetycznie :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Racja. Dieta zmienia przyzwyczajenia, wyzwala kreatywność i zmusza do planowania. Mój repertuar dań też znacznie się rozszerzył (chociaż teraz mamy lato i lenistwo mnie czasem ogarnia ;)). Poza tym, gdy dieta jest podzielona na fazy jak moja i początkowy etap ogranicza znacznie zasób produktów, których można używać, kombinowanie jest wręcz koniecznością. No bo ileż można jeść to samo? Przecież nie o to chodzi, żeby się umartwiać ;).
    Były już u mnie ryby po indyjsku, ale po chińsku jeszcze nie. Fajna inspiracja!

    OdpowiedzUsuń
  22. @Jadalne-Pijalne - tak usmażony dorszyk trzymał się świetnie. Tylko muszą być go niewielkie kawałki - nawet może jeszcze mniejsze, niż te moje.:)
    Realizacja - jakie ładne określenie.:)
    Taka też była - apetyczna.:)

    @Turlaczku - podpisuję się pod każdym Twoim słowem.:) Monotonia jest w stanie mnie zabić.:)

    Moim skromnym zdaniem wszystkie rybne inspiracje są fajne.;) Ale ja mam lekkie rybne zboczenie, wiec wiesz...;)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo mnie cieszy każdy wpis, a Twój szczególnie.:)

Jeśli piszesz jako Osoba Anonimowa, podaj swoje imię albo nick - będzie mi miło wiedzieć z kim rozmawiam.:)

Dziękuję.:)

Blog jest obecny w serwisie

TOP 10 ostatniego miesiąca