"Motywacja jest tym, co pozwala ci zacząć, nawyk jest tym, co pozwala ci wytrwać."

poniedziałek, 21 marca 2011

Życie bez schabowego

Czy robiąc w markecie zakupy i stojąc w kolejce do kasy zdarza Wam się zaglądać do koszyków innych ludzi?


Przyznaję bez bicia, że ja czasem zaglądam. Do polskich koszyków zaglądam i do koszyków innych nacji, kiedy mi się zdarza wyjeżdżać za granicę, również. A zaglądając szukam w nich odpowiedzi na pytanie - jak bardzo to co jemy, przekłada się na nasz wygląd, tudzież kondycję fizyczną? Nawet przyszło mi kiedyś do głowy, żeby zrobić taki eksperyment w temacie: "co jedzą Polacy?" (w ogóle i w szczególe) na podstawie obfotografowanych koszykowych zawartości. 
Myślę, że poczynione obserwacje, tudzież wypływające z nich wnioski, mogłyby okazać się dla niektórych co najmniej zastanawiające, jeśli nie wręcz zaskoczyć.


Przeciętnemu Polakowi towarzyszy bowiem przeświadczenie, że odżywia się super zdrowo, a choroby, na które zapada, zsyła na niego zły los.


Jako naród żyjemy średnio 75 lat, lokując się z tym wynikiem pomiędzy państwami czołówki czyli Andorą (83 lata), Japonią i San Marino (po 82 lata) a Mołdawią, Indonezją i Peru (po 70 lat) - na 54 pozycji z wymienionych w The World Factbook na 2007 rok - 191 państw. 
Miejsce w drugiej ćwiartce. 
Mógłby więc ktoś powiedzieć, że to całkiem nieźle, gdyby nie fakt, iż zestawienie to zamykają kraje trzeciego świata, ze średnią nie przekraczającą lat 40 - przyznajmy - dla nas z wielu względów punkt statystycznego odniesienia mało adekwatny. Nasze rejony i z uwagi na położenie, i stopień rozwoju społeczno - ekonomiczno - kulturalnego to jednak pierwsza setka. Na jej tle w kategorii długowieczności mamy wyniki słabsze, niż przeciętne. 


Ale pocieszę ambitnych - jest w tych zawodach dyscyplina, w której niewiele krajów może się z nami równać. Różnica średniej długości życia pomiędzy kobietami i mężczyznami wynosi w Polsce aż ponad 8 lat, co stawia nas na V miejscu powyższego rankingu - i tu natychmiast studzę zapał - niestety - od końca.


Żyjemy znacznie krócej, niż byśmy mogli, a słabszą płcią w naszym kraju są zdecydowanie mężczyźni.


Najczęstszą przyczynę przedwczesnej śmierci Polaków od wielu już lat stanowią schorzenia układu krążenia i serca odpowiedzialne za 48% wszystkich odnotowanych w Polsce zgonów. Na drugim miejscu (23%) znajdują się choroby nowotworowe, z których 10% stanowi rak jelita grubego.


Zawał, nadciśnienie tętnicze, miażdżyca, nowotwór jelita grubego, udar mózgu - aż 5 z 10 zbierających największe śmiertelne żniwo chorób w Polsce, ma bezpośredni związek ze stylem życia i niewłaściwą dietą - zbyt bogatą w tłuszcze zwierzęce, cukier, coraz częściej wysoko przetworzone produkty, za to ubogą w błonnik (1/2 wskazanego spożycia), tłuszcze roślinne, witaminy i sole mineralne.


I niech mi ktoś teraz powie - co z tego?


Wszyscy znamy to już na pamięć.
Potrafimy wyrecytować produkty zdrowe i nie. Doskonale wiemy, że trzeba jeść do 5 porcji dziennie warzyw, 2 porcje owoców, rybę 2 razy w tygodniu, że ciemne pieczywo jest okej, a chrupiące bułeczki - be.


Ale jakie to ma przełożenie na praktykę?


Czy wiesz co konkretnie kryje się za określeniem - porcja warzyw?
A jeśli tak, ile takich porcji zjadła/eś wczoraj? Przedwczoraj? W ubiegłym tygodniu?


Jakich produktów jest najwięcej w Twoim koszyku z zakupami lub w lodówce?


Czy wyglądają one bardziej tak?:


Nowa piramida żywieniowa
Czy może raczej tak?:


Z zażenowaniem muszę przyznać, że drugie ze zdjęć przypomina zawartość lodówki w moim rodzinnym domu. Musiało minąć wiele lat i wiele kilogramów, żebym była w stanie przebudować fundament, na którym wyrosłam.

Wiem jednak, że wielu osobom tego typu zmiana wydaje się być z gatunku awykonalnych.

Jeść inaczej.
Czyli jak?
Czym nakarmić męża, który dopomina się o schabowego? 
Tartym selerem?

I w tym tkwi cały problem.
Największym wyzwaniem mentalnym, bo tylko takim, jest - jak się okazuje - znalezienie przestrzeni pomiędzy schabowym a selerem.

Tej zawężonej naszymi przekonaniami przestrzeni, która w rzeczywistości ma rozmiary kuli ziemskiej i oblicze dziesiątków, jeśli nie setek super atrakcyjnych smakowo produktów bez nabitej centralnie na czole świńskiej metki.

Wystarczy będąc facetem mieszkać po drugiej stronie Bałtyku i proszę - 8 podarowanych lat życia! Los jest łaskawy dla jedzących ryby Szwedów i Islandczyków.

Albo owoce morza, więcej warzyw, lekkie czerwone wino zamiast wódki i 9 lat życia na górkę - jeśli się mężczyzna urodzi Francuzem czy Andorczykiem.

Miejsca i narody najwyższej średniej długości życia
(kliknij na zdjęcie, żeby je powiększyć)
Czy życie bez schabowego jest możliwe?

Odpowiem tak:
wszystko wskazuje na to, że bardziej bez niego, niż z nim.

Gorąco pozdrawiam rodaczki kroczące wraz z towarzyszącymi im panami ścieżkami kulinarnych alternatyw.:)

Materiały i zdjęcia zaczerpnęłam ze stron:

45 komentarzy:

  1. Niestety taka jest prawda. W większości domów lodówka nadal wygląda tak jak na drugim zdjęciu. W moim na szczęście nie, choć i ja mam słabość np. do boczku:). Zastraszające dla mnie jest to, że Polacy wciąż do tego przysłowiowego schabowego nie jadają surówek. Niech już by sobie był od czasu do czasu, ale w towarzystwie warzyw. I nie znoszę gadania w stylu "bo warzywa są takie drogie" - bo takie często słyszę wymówki. Bzdura i tyle. Wystarczy porównać cenę kilograma mięsa z kilogramem marchwi, buraków czy kapusty. Odnoszę jednak wrażenie, że żywimy się mimo wszystko coraz lepiej. Więcej podróżujemy i naśladujemy. I oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też lubię mięso. Mieszkałam jednak przed 3 lata z wegetarianką, dlatego jem go mało, zazwyczaj roślinnie. W zimie trudno o warzywa w sensownej cenie, dlatego bazuję na mrożonkach :)

    Faktem jest jednak, żę sporo ludzi ma blokadę. Ja też taka miałam. Przecież nie można piec chleba w domu w tygodniu, nie ma na to czasu, jest to drogie, itp. Dziś piekę, nie jemy chleba ze sklepu. Okazało się, że ten domowy jest nie tylko smaczniejszy, ale i bardziej "napycha", jemy go mniej. Wszystko się da, trzeba tylko trochę dobrej woli.

    OdpowiedzUsuń
  3. To jeszcze ja!;)
    Moja mama zyla i zyje w przekonaniu bardzo mocno zakorzenionym w Pl - makarony i ziemniaki sa tuczace. I od czasu do czasu rzuca takim komentarzem (rzadko, bo nie daje jej okazji:)):''Utyjesz! Zobaczysz, ze utyjesz, jak bedziesz jesc ziemniaki!'' A ja chce wyc z bezsilnosci: to polskie SOSY dodawane DO ziemniakow i makaronow sa TUCZACE! A kilogramy masla, a raczej margaryny, tez nie pomagaja! A propos zakorzenionego myslenia.

    A niedawno wpadlo mi w rece pisemko kulinarne z serii 'przyslij przepis'. Mieszkajaca we Wloszech dziewczyna podala przepis na lekki pomidorowo-warzywny sos do makaronu. Co na to redakcyjna 'profesjonalna' kucharka komentujaca? 'Jesli chcemy, by sos byl bardziej wydajny nalezy ZAGESCIC GO MAKA'...
    Opada wszystko - i rece i nogi :):):)

    Milego tygodnia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój rodzinny dom to też ta druga fotka. Niestety. Moja obecna lodówka bardzo się stara być tą z pierwszej fotki:))Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm... schab jemy tylko będąc na obiedzie u kogoś. Po pierwsze: nie przepadam i nie przyrządzam. Po drugie: mężczyzna też nie je, chyba że sobie sam zrobi.
    Ale to wcale nie znaczy, że odżywia się zdrowo. Swój model odżywiania udało mi się przebudować. Ale że na diecie jestem tylko ja, warzywa muszę nadal mężczyźnie pociskać, patrząc ze zgrozą, jak je na obiad kotlety ze smażonymi ziemniaczkami, popijając colą...
    Mój dom rodzinny to też drugie zdjęcie (plus gotowa surówka). Ech.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czesto w amerykanskich reportazach na temat zdrowia i zywnosci pokazuje sie wlasnie zawartosc koszyka oraz jego wlasciciela i niestety wszystko bardzo do siebie pasuje :/ Cudow nie ma : ludzie walczacy z otyloscia to nie sa wegetarianie 'opychajacy' sie salat i tofu ;)
    Mnie jeszcze tez bardzo denerwuje, jak ktos mi mowi : 'przeciez na cos i tak trzeba umrzec!' Ale to, ze moj tato byc moze mogl zyc dluzej niz do 50 i ze mama teraz zamiast chorowac i sie meczyc mogla by tryskac zdrowiem i energia do nikogo nie przemawia; tak jak piszesz - choroby ot pojawiaja sie w pewnym wieku jako zlo konieczne i tyle. Po co sie zastanawiac, skad sie one biora?
    No ale coz, nikogo przeciez na sile przekonac sie nie da...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo to poglądowy post.Powiem tak,jeść należy wszystko,ale z umiarem.Nasi dziadkowie jadali raczej tłusto i gęsto, a długość Ich życia znacznie przekroczy naszą.Ogólnie prowadzimy niezdrowe życie globalnie,bo na to nie wpływa jedynie jedzenie.Pośpiech też nie sprzyja, ani stres,ani brak ruchu. Wegetarianizm,czy weganizm nie uważam za najlepsze wyjście.
    Powrót do korzeni,czyli jedzenie żywności nie przetworzonej i slow food na pewno poprawią sytuację.Ale nie dajmy się zwariować...

    OdpowiedzUsuń
  8. W dzisiejszych czasach to często zasobność portwela dyktuje nam co możemy ZAMISAT kupić.. I tak na przykład zamiast drogich dietetycznych poteraw eko które są bardzo zdrowe statystycznego Polaka stać jest na zakup "paździerza" (popularne acz zdrowe i tanie płatki ryżowe którymi sama się raczę ) i zapcha sobie nimi żołądek w ramach diety odchudzającej lub kupi jakąś niby dietetyczną tanią mamałygę bo to niby zdrowe i modne a trzeba być na topie.. .. reasumując - na nic teorie o zdrowej żywności gdy "bieda piszczy" w większości rodzin i jemy "zapchajdziury"

    OdpowiedzUsuń
  9. Grazyno, pozwole sie nie zgodzic... Wcale nie trzeba kupowac 'drogich dietetycznych' produktow eko, wystarczy ograniczyc przetworzona i rafinowana zywnosc oraz produkty pochodzenia zwierzecego; robienie w domu kielkow np. kosztuje naprawde niewiele, mniej niz salata w supermarkecie, a ma X razy wiecej witamin i mikroelementow; torebka nasion kosztuje kilka zlotych i starcza na dosyc dlugo, ale komu by sie chcialo robic kielki w domu? Jak czlowiek zachoruje, to wtedy sie bedzie martwil.
    Wiecej kasz i razowego pieczywa nie zawsze oznacza, ze bedzie drozej. Tu bardziej chodzi o to, ze majac do dyspozycji te sama kwote mozemy kupic albo to co zdrowe, albo to co nie do konca bedzie sluzyc naszemu organizmowi. Choc oczywiscie sa takie sytuacje, gdy nie ma sie wyboru i doskonale to rozumiem...

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ciekawy artykuł :) No i trzeba się przed sobą i Wami przyznać - czas zmienić nawyki żywieniowe :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo interesujący wpis. Powiem więcej, zmotywował mnie do tego, o czym myślę od dawna: do zmiany nawyków żywieniowych.
    Tylko w teorii to tak łatwo brzmi, a w praktyce... wchodzę do sklepu i nie wiem po co sięgnąć. Ja dla mnie powinni sprzedawać gotowe zestawy na dany dzień: tyle warzyw co trzeba, najzdrowsze pieczywo, rybę...
    Bo mnie najczęściej brakuje pomysłów, dlatego sięga po to, co znane i sprawdzone, czyli niezdrowe.

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo dobry wpis. Tylko myślę że do tej nowej piramidy żywieniowej nie da się przyzwyczaić naszych mężczyzn. Ja chyba też bym tak nie mogła jeść - jestem zbyt mocno związana z mięsem. Trzeba po prostu jest mniej wieprzowiny itd, a bardziej urozmaicać jadłospis. A jeśli już je się schabowego, to jeść np. bez ziemniaków, a z dużą porcją surówki :)Trzeba po prostu znać umiar, a tego Polacy często nie potrafią.

    OdpowiedzUsuń
  13. To nie można już chlać wódy i jeść schaboszczaka z kapustą ? - zapytał mój kolega po przeczytaniu powyższego artykułu. Uspokoiłem go, że można i chlać i jeść, tylko trzeba będzie ponieść konsekwencje (podwyższone ryzyko co do ewentualnych chorób oraz ryzyko, że nie obejrzy kolejnej olimpiady czy mistrzostw w piłce nożnej).
    Co do zdrowia to nie był do końca przekonany. Ale to, że może nie obejrzeć mistrzostw świata w piłce nożnej, czy olimpiady wstrząsnęła nim do głębi.
    Ciekawy (ważny) artykuł który wkłada przysłowiowy kij w mrowisko.
    Wszystko się zmienia. Polacy wyruszyli w świat. Przywożą nowe przyzwyczajenia i nawyki. Wielka rewolucja dokonuje się w internecie na wielu kulinarnych blogach które „odwalają” kawał dobrej roboty, zmieniając mentalność i nawyki jedzeniowe. Wszelkie informacje są na wyciągnięcie ręki. Wystarczy chcieć żyć zdrowo i dłużej.
    W artykule wymieniona jest Szwecja i Islandia. Wiem, że również w Danii ludzie zwracają uwagę na sposób odżywiana i aktywny wypoczynek. W szkołach i przedszkolach zakazane są napoje gazowane i fast foody. Większość dzieci przynosi śniadanie w lunch boxach i jest on kontrolowane przez nauczycieli, czy znajdują się tam owoce i warzywa. Jeżeli nie, to w sposób dyskretny i życzliwy zwraca się uwagę rodzicom. Do popijania woda, soki lub herbata.
    Pozytywne nawyki kształtuje się w przedszkolu i szkole. Im później, ty trudniej coś zmienić.
    Po rozmowie z moim kolegą, dochodzę do wniosku, że czasami może być za późno :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dobry temat. I ja zaglądam do koszyków i mam podobne obserwacje jak Ty. Zgadzam się z Beą,że nie trzeba być krezusem, by odzywiać się zdrowo, zgadzam się z piotrsolo, że nawyki żywieniowe należy wyrabiać od najmłodszych lat.Ja mam córkę ponad 3 latkę i obserwując przedszkolene menu (z którego mamy są bardzo zadowolone)jestem przerażona-surówki nie codziennie i tylko buraki na przemian z kapustą lub zasłodzoną marchewką, tak jakby fasola we wszystkich możliwych odmianach i inne strączkowe nie istaniały, podobnie brokuły, soczewica, kalarepa, seler...,codzinnie obowiązkowo mięso wieprzowe,raz w formie kotleta,raz klopsa, parówki....oczywiście jak chleb to z szynką (znówu wieprz!), z żadaka z pastą rybną lub z dżemem, jak makaron lub ryż to najczęściej na słodko z dżemem, zasłodzonym sosem niby to owocowym (czytaj śmietana plus cukier plus może owoc lub dżem) i oczywicie obwoiązkowo codzinnie pączek lub babeczka,chleb z nutellą... Zupy to wywar ze śmietany. Porażka, a co z rybami, no czasem ta pasta rybna, od dzwonu zdarza się jakiś paluszek rybny - czyli ryby to w tym ulepku bułki tartej i mąki jak na lekarstwo. I oczywiście w domach i przedszklach, stołówkach i prawie wszystkich przybytkach z jedzeniem wwszystko smazone!!! Czy polacy słyszeli o gotowaniu na parze, duszeniu???? I tak oto Polacy od dziecka są faszerowani mięchem na 3 posiłki dzinnie poczynając od kanapki na śniadanie, przez obiad do kolacji.A surówka w większości domów to kapusta właśnie, marchewka bądż buraki - no i obowiązkowo na słodko wszystko. Ja zmieniłam nawyki żywieniowe, u mnie nie ma wieprzowiny i prawie wogóle czerwonego mięsa w jedynej dopuszczalnej przeze mnie formie - polędwicy wołówej, białego też nie jadamy.Królują strączkowe, warzywa i ziarno, czyli makarony, ryż, kasze. Jest mnustwo ryb, jest tofu i tempeh. Jednak mój mąż, który w pełni akceptuję tą kuchnię i jest zadowolony, często nie je zrobinych jako dodatku warzyw,"bo mu się nie łączą smakowo z daniem głownym"....ale jak podam je na słodko, to nagle łącza się ze wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
  15. Lekka, mądrze rzeczesz... choć właśnie sobie uświadomiłam, że nie zaglądam nigdy ludziom do koszyków (może zacznę... hihihi)... Ale mnie za to zaglądają, o czym miałam się okazję przekonać na ostatnich dużych zakupach (na dwa domy)... pół kosza warzyw, ryby, mięsko, trochę nabiału i gdzieś tam sobie leżą pieczarki... A tu nagle pan stojący za mną w kolejce do kasy pyta: "a jak pani pieczarki brała to boczniaków nie widziała?" Pani (czyli ja we własnej osobie) boczniaków nie widziała, o czym pana poinformowała... a pan za chwilę: "a szpinak to jak pani robi?" No kurka wodna... że też przyszło mi do głowy uczynić mamie dobrze i kupić jej 2 kg brykietu szpinakowego... No i weź teraz człowieku tłumacz panu, że szpinak nie dla mnie jest a dla rodzicielki mojej osobistej... I tak jeszcze kilka pytań - dobrze, że nie zapytał na co mi podpaski, bo chyba bym pogryzła... a przecież taka spokojna istota ze mnie ;-))
    Ale wracając do zakupów naszych... myślę, że wiele się zmienia w naszych nawykach nie tylko żywieniowych, ale i zakupowych. Kupujemy znacznie więcej warzyw, owoców, szukamy nowych smaków.
    I zgadzam się z przedmówcami - wiele wynosi się z domu. U nas zawsze było dużo warzyw, owoców - mieliśmy działkę, a tata z namaszczeniem i pasją ją uprawiał... i umiłowanie do warzyw zostało mi do dziś. Nie umiem sobie wyobrazić obiadu bez jarzyn, drugiego śniadania bez owocu. I uparcie szukam od 2 lat jakiegoś rolnika w okolicy, od którego mogłabym w sezonie kupować warzywa i co? I gucio, nie chcą sprzedawać pojedynczym osobom, więc w dni targowe poluję na działkowców, którzy swoje plony oddają dla kilku złotówek. Oni zadowoleni ze sprzedadzą i ja cała szczęśliwa, że mam bez chemii... smak ogrodowej marchewki bezcenny :-))
    Na szczęście mój Zielonooki nie gardzi zdrowym jedzeniem, więc mogę gotować co mi w duszy zagra i do głowy przyjdzie, a on je i nie marudzi :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Lekka, to normalne, faceci nie chcą jeść "trawy". Dlatego my gotujemy w wersji żeńskiej, lekkko, raczej bezmięsnie, z ryżem, kuskusem, kaszą, i w wersji męskiej - schabowy, ziemniaki, majonez. Każdy niech odpowiada za siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ejże Kubełku Smakowy :) To Wy gotujecie swoim facetom i macie decydujący głos co do ich sposobu odżywiania. Ten i inne blogi udowadniają (w tym ich siła), że można jednocześnie z mięsem, z ryżem (kuskusem, kaszą, makaronem lub ziemniakami) i z warzywami jednocześnie. Czyli zdrowo. Nie ma (chyba na świecie) podziału na kuchnię żeńską i męską. To sztuczny podział. Jest zdrowa i nie zdrowa. Jest odżywianie mądre i głupie (kiedy facet z nadciśnieniem będzie pożerał piątą w tygodniu tłustą golonkę).
    Francuz je to samo co Francuzka a Chińczyk to samo co Chinka. Generalnie jedzą zdrowo i mądrze.
    Czego wszystkim serdecznie życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Lekka, bardzo słuszne przemyślenia, ja z ciężkim sercem obserwuję w koszykach zakupowiczów bardzo ciężkie smakołyki. Czasem powstrzymuję się, by coś pisnąć albo zwyczajnie i bezczelnie wyciągnąć. Ech, ale wytłumacz Polakowi płci męskiej, lat 20-50, że schabowym z ziemniorami kapuchą to nie szczyt marzeń jego żołądka.
    No nic. Póki co ja walczę z moimi czekoladowymi greszkami ;-) odsyłam do bloga ;-)

    OdpowiedzUsuń
  19. Lekka, przeczytałam wszystko "od deski do deski"! Widzę, że rozpętałaś prawdziwą burzę... a może "burzę mózgów"! Super, że o tym piszesz i fajnie, że tyle osób chce o tym dyskutować :) Tak trzymaj! Pzdr Aniado

    OdpowiedzUsuń
  20. Dziękuję za tyle głosów poparcia i polemicznych też.:) Jesteście Kochani, że piszecie i to tak dużo i tyle ważnych rzeczy.:)

    U mnie zalew pracy, więc na wszystkie poruszone tu tematy zwyczajowo odpowiem, ale nie w tej chwili. Aktualnie naprawdę nie dam rady - ledwo patrzę na oczy. Myślę, że jutro uda mi się coś skrobnąć.
    Serdeczności.:)
    Bardzo cieszę się, że jesteście.:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  22. Może zacznę od tego, iż nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam smażonego schaboszczaka ;)
    Sama ich nie robię- bo nie lubię. Nie lubię generalnie wieprza ;) i nie jem go wcale.

    Do koszyków nie zaglądam...ale ja z natury nie jestem ciekawska ;)

    U mnie w domu jadło się generalnie zdrowo, choć gdy żył jeszcze mój tata to częściej niż teraz jadaliśmy tłuściej. Od czasu gdy ja gotuję, staram się to robić zdrowo :)

    Ja z mężem preferujemy z mięs - ryby, często kurczaka, czasami wołowe. Z warzyw - wszystko i dużo - szczególnie sałatek. Owoce wszelkiej maści. Uwielbiamy płatki owsiane, otręby, ziarna słonecznika, bakalie itd. Więc chyba zdrowo ;)

    Bardzo fajny artykuł :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Droga Lekko przekonanie mojego męża, że istnieje życie bez schabowego - niemożliwe :/ Przyzwyczajenia z domu ma STRASZNE - samo miecho (smażone), ew. jakiś kiszony ogórek, góra lanych klusek, jabłecznik, murzynek i racuchy... A jego mina kiedy zobaczył pierwszy raz w życiu chłodnik - bezcenna :) Ale ja się nie poddaję tak łatwo ;) Pozdrawiam cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  24. I ja po tym poście otworzyłam lodówkę by spojrzeć na nią z innej strony, analizując nasze nawyki żywieniowe. Myślę że nie było powodów by zawstydzić się. Warzywa, jogurty, sery (głównie mozzarela i parmezan, ale tez końcówka fety się znalazła), dwa kawałki wędliny, oliwki, suszone pomidorki i inne słoiczki. Jest OK.
    Staram się zdrowo odżywiać i moją rodzinkę, i chyba udaje się, bo moje niespełna 2-letnie dziecko zajada się rybami i brokułami ze smakiem.
    heheh wczoraj w pezencie, zupełnie bez okazji, dostałam od mojego mężczyzny nowy parowar, z cichutką prośbą o schabowy :"bo nie pamiętam już jak smakuje..." więc smażyłam wieczorem kotlety, parując do tego trzy poziomy warzyw w nowym parowarze:)
    Myślę że koszty zdrowego odżywiania nie są wyskokie, wystarczy dobra wyobraźnia i troszkę eksperymentów w kuchni:)
    Bardzo serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Fajnie, że zwróciłaś na to uwagę, podoba mi się ten post :) Ja ostatnio dzielnie próbuję wytłumaczyć babci wyższość jogurtu naturalnego nad tłustą śmietaną. Oczywiście za każdym razem zostaję wyśmiana :) ALE. Kiedy dodam jogurt do sałatki zamiast śmietany, ona nawet się nie poznaje. I tak przemycam zdrowsze wersje wszystkiego, czego tylko mogę :) Sama staram się jeść zdrowo, ale wychodzi różnie. Czasem grzechem jest odmówienie sobie kawałka ciasta :P
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  26. Napisałam wczoraj komentarz, ale mi go zeżarło :P Może dzisiaj blogger będzie łaskawszy :)

    W temacie "życie bez schabowego" - znam domy, gdzie faktycznie TAKIE życie nie istnieje. Niedzielny obiad to obowiązkowo rosół, a na drugie schab, pyry i zasmażana kapusta. Bo tak się zawsze jadało, bo to wyjątkowy, świąteczny obiad, bo to oznaka "dobrej" kuchni. W skrócie - zgroza :) I choć u mnie świniny na obiad się raczej nie jada, to jednak w weekendy często słychać tłuczek do mięsa, a to u sąsiada po prawej, a to z naprzeciwka, a to z dołu... Smutne, ale niestety prawdziwe.

    Do koszyków zaglądamy oboje: i ja, i mój mężczyzna. Głównie po to, by sprawdzić, jak bardzo odstajemy i by oszacować (wiem, wiem, brzydka rzecz) jak statystyczny Kowalski się odżywia. Pomysł Małgosi jest genialny, przy najbliższej wizycie w markecie z dziką rozkoszą popodrzucam tyle sałat rzymskich, brokułów, imbirów i karczochów innym klientom, ile zdołam bez wywoływania paniki i wzywania ochrony obiektu :P

    A na poważnie - mają rację przedmówcy, że nawyki żywieniowe wynosi się z domu i że powinno się o nie dbać od dziecka. I konieczne jest bycie "konsumentem świadomym", by na co dzień radzić sobie z kulinarnym lenistwem czy nudą. W moim przypadku ogromnym wsparciem jest mój mężczyzna, który nie tylko jest wszystkożerny i mało wybredny, ale ma też tę fajną zaletę, że łatwo się przestawia na inny tryb żywieniowy. I nie tylko bez oporów, ale i z radością eksperymentuje z nowymi smakami, doprawia szpinak cambozolą, używa masy przypraw, wie do czego zużyć mleczko kokosowe i listki curry :) A najpiękniejszy w tym wszystkim jest fakt, że to działa: wczoraj waga pokazała mi 4 kg mniej niż się spodziewałam :D

    OdpowiedzUsuń
  27. Lekka... co miałam powiedzieć powiedziałam, ale przeczytałam komentarze i przyznam, że mnie trochę ruszyło. I dodam jeszcze swoje trzy grosze. Poczucie humoru mam spore, to tym razem nie działa. Gdy czytam, że dorosły człowiek dobrze się bawi wrzucając innym niechciane produkty do koszyka i cieszy się na widok zdziwionej albo głupiej miny to mam mieszane uczucia. Po pierwsze - jest to narażanie kogoś na bieganie po sklepie w celu odniesienia podrzuconych i niechcianych produktów. Po drugie to narażanie kogoś na koszty jeśli nie zauważy, że kupił coś czego nie chciał i czego nie wykorzysta(przy dużych zakupach jest to możliwe - szczególnie, gdy robi się je we dwoje). Po trzecie w sumie co kogo obchodzi, co ktoś kupuje i dlaczego? A po czwarte i chyba najważniejsze - zabawa czyimś kosztem jest wstrętna a nie przyjemna.
    No przepraszam bardzo, ale takie zachowanie mnie nie bawi. Nie chciałabym, aby ktoś mi powrzucał do kosza batoniki, to dlaczego ja mam komuś wrzucać sałatę? Zakupy to dla mnie konieczność a nie przyjemność, więc nie bawi mnie bieganie po sklepie w celu odniesienia tego, co ktoś mi wrzuci do koszyka.
    Żyjmy i dajmy żyć innym, niekoniecznie tak jak my sami żyjemy.

    OdpowiedzUsuń
  28. @Aniu, ja też myślę, że wiele się zmienia i bardzo mnie te zmiany cieszą, bo świadczą, że w miejsce intuicyjnych zachowań wchodzi myślenie rozumowe - nawet nie ważne czym spowodowane - najważniejsze, że jest.:)

    @Ag Pe, dokładnie. Przekonania - to najbardziej blokuje zmianę.
    A za samodzielne pieczenie chleba w domu - respect.:)

    @Kasiu 1977, pomysł z zagęszczeniem sosu mąką w potrawie, która tego wcale nie potrzebuje faktycznie przedni. I bardzo polski.:)
    A temat naszych mam - tradycjonalistek, to studnia bez dna.
    Moja mama bardzo by chciała gotować inaczej, ale najczęściej nie potrafi.
    Robi np. kotlety mielone z mięsa indyka ale smaży je na smalcu...:)

    OdpowiedzUsuń
  29. @Ilko, szkoda, że nie napisałaś czemu to zawdzięczasz, ale i tak się cieszę, że zabrałaś głos w tej dyskusji.
    No i z zawartości Twojej lodówki też.:)

    @Turlaczku, no cóż... Ale kropla drąży skałę i może kiedyś połączy Was również i kuchnia.:)
    A nawyk to druga natura - trudno go zmienić w 5 minut i jedynie perswazją.:)

    OdpowiedzUsuń
  30. @Bea, dotknęłaś wrażliwej struny. Mój ojciec ma 71 lat i od wielu jest ciężko chory. Jest po 2 zawałach, ma dnę moczanową, cukrzycę insulinozależną, uchyłki, kamienie w pęcherzyku żółciowym i jeszcze kilka chorób, z których wszystkie mają podłoże żywieniowe - są skutkiem potwornego zakwaszenia organizmu - efektem przewagi tłustego, czerwonego mięsa w diecie.
    Myślę, że faktycznie na coś trzeba umrzeć.;)
    Ale mnóstwa cierpienia przed śmiercią spokojnie przecież można sobie zaoszczędzić.:)
    Bardzo zgadzam się z tym, co napisałaś.:)

    @Grażynko, tutaj bym polemizowała.
    Sama nie kupuję podstawowych produktów w sklepach ze zdrową żywnością, a tylko staram się jeść co zalecane a nie jeść na codzień tego, co szkodzi.
    Myślę, że jeśli chodzi o koszty, to u mnie są porównywalne - zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę, że dzięki nowemu stylowi odżywiania wyleczyłam się z kilku chorób, na leczenie których wydawałam wcześniej majątek.

    @Amber, oczywiście nie tylko jedzenie ma wpływ na długość życia, ale akurat to jest czynnik, na który można mieć wpływ - czemu z niego nie skorzystać?
    Nasi dziadowie nie przesiadywali tyle czasu przed telewizorami czy komputerami i nie jeździli wszędzie samochodami. Styl życia się zmienił, wydaje się, że konsekwencją tego powinna być też zmiana stylu odżywiania.
    Nie dajmy się zwariować.
    Ale zabijać się też przecież nie musimy.:)

    OdpowiedzUsuń
  31. @Kulinarne-Smaki - jakoś mi się nie rzuciło w oczy, żebyś odżywiała się niezdrowo...;)

    @Werando, wiem o czym mówisz, przeszłam przecież tę drogę zmiany i nieobce są mi chyba wszystkie jej meandry.
    Ale wszystko jest do zrobienia, jeśli się tego naprawdę i szczerze chce, i jeśli jest się świadomym tego, co i po co się robi.
    Trzymam kciuki!:)

    @Mopswkuchni, u mnie się dało, a tam - dało - zmiana została przyjęta wręcz z entuzjazmem:) - mój mąż jest bardzo otwartym człowiekiem i chętnym do uczestnictwa w różnych kulinarnych eksperymentach.
    Ale wiem, że są mężczyźni, z którymi pod kulinarnym względem bywa kłopot i wiem, jak to potrafi dać w kość. U mojej przyjaciółki skończyło się to np. prowadzeniem dwóch kuchni.
    Efekt? Ona jak łania, on jakieś 30 kg więcej i dużo wzajemnych animozji.
    Ciężka sprawa.
    Oboje się zaparli przy swoim i za nic nie potrafią ułożyć sobie współpracy.
    Aż sama jestem ciekawa, czym to się skończy.:)

    @Piotruś, akurat Szwedzi wcale nie mają takiej zdrowej kuchni - jedzą podobnie dużo mięsa jak Polacy, ale okazuje się, że wysoka podaż ryb w diecie potrafi zdziałać cuda i skorygować wszystko, co złe.
    Duńczycy za to to naród długich i chudych elfów.
    Ich zakupowe koszyki potrafią mnie zachwycić.:)

    Uwaga o jak najwcześniejszym nabywaniu zdrowych nawyków oczywiście słuszna.:)

    OdpowiedzUsuń
  32. @Kingo, masz absolutną rację - żywienie zbiorowe w Polsce - szpitale, przedszkola i szkoły - to niemal katastrofa. Może nie będę rozwijać tego tematu, bo się tylko niepotrzebnie zdenerwuję.

    I podobnie jak Ty myślę, że wiele można zdziałać atrakcyjnością alternatywnego menu.:)
    Gratuluję mężowi otwartości.:)
    Podobno ta kulinarna jest odpowiednikiem życiowej. Jeśli ta teza jest zgodna z rzeczywistością, Tobie z kolei gratuluję słusznego wyboru męża.:)

    OdpowiedzUsuń
  33. @Margarytko, historia z panem wielce zabawna - sama przeżyłam podobną niedawno, w związku z zakupem papieru toaletowego - przy kasie zostały omówione i porównane wszystkie cechy papierów 2 i 3 warstwowych. Do tej pory się śmieję, jak sobie to przypomnę.:)))

    Zazdroszczę Ci wyniesionych z domu zdrowych wzorców - na pewno jest łatwiej to i owo korygować, niż najpierw burzyć, a potem budować wszystko na nowo.
    I podobnie jak mężowi Kingi i Twojemu gratuluję otwartości głowy.:) Możesz mu to ode mnie przekazać, jeśli zechcesz.:)

    OdpowiedzUsuń
  34. @Kubełku, ten odpowiada za to co na stole, kto gotuje - nie zaproszeni goście. Jeszcze tego brakowało, żeby mi się konsumenci wtrącali do garów - niedoczekanie ich.;)

    @Auroro, wierzę, ba, jestem przekonana, że to kwestia właściwych argumentów - każde negocjacje można wygrać, jeśli ma się w ręku silne atuty.;)

    Poza tym facet nie zaczyna się od 20 roku życia.
    A kobiety to też nie tylko żony, ale i matki.;)

    @Aniado, no wiesz;), spodziewałam się z Twoich ust nieco silniejszej reprezentacji słownej.;)
    W końcu to Ty jesteś blogową ikoną kulinarnej zmiany - jak przyjął ją Twój mąż?

    OdpowiedzUsuń
  35. @Małgosiu, Twój styl żywienia bardzo mi odpowiada i dodatkowo podoba mi się, że zaszczepiasz go innym, a zwłaszcza swoim synom. Ich żony przynajmniej tego jednego nie będą mogły im zarzucić, że nie chcą spróbować niczego nowego.:)

    Moja mama tez robi taką jajecznicę.:)
    I kiedy się zrzymam na to masło, mówi: "No to jedz bez chleba.";)))

    No i git. Odżywiającego się zdrowo raz na pewien czas ani jajko na maśle, ani nawet fast food nie zabiją.
    Ale i kogoś kto ma tę cała piramidę żywnościową postawioną na głowie, jeden wegetariański obiad od wielkiego dzwonu, też nie uleczy.

    @Monico, mnie schabowego zdarza się jeść - może 1 może 2 razy na rok - u moich rodziców lub u teściowej - natomiast sama robiłam go ostatni raz jakieś 6 lat temu.
    Również i Twojego męża serdecznie pozdrawiam gratulując niepoddawania się stereotypom wg których - jak skwitował tę całą dyskusję wczoraj mój mąż - czy naprawdę mężczyzna to ten, któremu musi płynąć po brodzie tłuszcz z befsztyka i wisieć brzuch do kolan?

    @Ka.wo, i tak trzymaj, nie pękaj!
    Ktoś powiedział, że mężczyźni rządzą światem, a nimi kobiety. I niech tak zostanie, a nawet się utwierdza.;)
    Ale Twój mąż nie jest moim bratem, prawda?;)

    @Żeńka, świetny wpis, aż się uśmiechnęłam.:)
    Pokazywałam mojemu mężowi talerz z owocami morza, który przygotowałaś synkowi jako wzór matczynej troski nad kształtowaniem kulinarnych gustów dziecka. Podobało mu się to.:)
    O refleksje na temat nowego sprzętu nie śmiem prosić tutaj, ale ich będę wyglądać na Twoim blogu.:)

    @Kasiu, no dzięki wielkie.:)
    Generalnie manipulacja nie jest strategią, z której notorycznie korzystam, ale czasem, kiedy już wszystkie inne zawiodą trzeba sięgnąć i po nią.
    Np. gdy się ma do czynienia z dzieckiem.
    Albo jego odmianą czyli osobą starszą lub... mężczyzną.;)

    W tym miejscu wyrażam głęboką nadzieję, że nikogo nie uraziłam.:)

    OdpowiedzUsuń
  36. @Rzekotko, taki tłuczek to i ja słyszę co niedziela u sąsiadki z góry.:)

    Dobrze powiedziane - dla mnie oprócz wszystkich innych konotacji, o których jest w notce, schabowy jest własnie symbolem kulinarnej nudy i twórczego lenistwa.:)

    No i - tradycyjnie - gratulacje dla faceta!

    Ale i przed Tobą czapka z głowy - za utracone kilogramy.:) Ogromnie się cieszę!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  37. Mhmh.. często niestety zaglądam do koszyków innych, po czym okazuje się.. że czegoś nie kupiłam, zapomniałam.. a przypomniało mi się w momencie podpatrzenia zakupów u innych ;-DD


    www.przysmakiewy.pl

    OdpowiedzUsuń
  38. @Biedr_ona - hahaha.:))))))

    OdpowiedzUsuń
  39. świetnie napisane. rzadko zdarza mi się patrzeć na zakupy innych, no może kiedy są wykładane na taśmę przy kasie :) zwykle jestem mocno zafiksowana na sprawdzaniu mojej listy zakupowej i czytaniu składu produktów :)
    co do odżywiania...ja staram się wprowadzać w życie zalecaną piramidę żywienia, niestety moi rodzice już nie. Mama powoli przekonuje się do zdrowego odżywiania, ale Tata zaparcie stoi po złej stronie mocy, i je takie "rarytasy" jak na przykład smażona mortadela (fuuu), ale oczywiście on wie lepiej i sałatki jak królik jeść nie będzie :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  40. I rozpętałaś burzę, ale jakże wazną. Mi również zdaża się zaglądać ludziom do koszyków, ale przeważnie za granicą. Moja lodówka to zdecydowanie NIE drugie zdjęcie. Jest tam też masło (nie uznaję margaryny) i smietana kremówka. Na naszym stole zawsze było dużo dań z jarzyn, ryb, owoców. Nie uznaję produktów przetworzonych, półproduktów. Czytam skład i często odkładam taki produkt na półkę. Nie kupuję wędlin (za granicą chętnie wędliny suszone, dojrzewające) wolę upiec kawałek mięsa albo zrobić pasztet czy klops. Gotuję bulion sama, nie toleruję bowiem kostek rosołowych, warzylionów, bulionetek... Pewnie wymaga to więcej czasu, ale przecież karmimy nasze organizmy.

    OdpowiedzUsuń
  41. Wtrącę jeszcze swoje trzy grosze - przy informacji, że będę wrzucać ludziom karczochy do koszyków była emotka z jęzorem. To oznacza żartobliwe i z przymrużeniem oka podejście do sprawy. Jeśli kogoś uraziłam, to przepraszam, dla mnie oczywistym jest, że to był tylko żart. I mam nadzieję, że w większości tak został odebrany ;)

    OdpowiedzUsuń
  42. @Kaś, dzięki.:)
    Myślę, że mężczyźni - ojcowie są jeszcze trudniejsi w akceptacji zmian, niż mężczyźni - partnerzy. A zwłaszcza jeśli te zmiany inicjują córki.:)

    @Lo, w takim razie jesteś jeszcze dalej, niż ja.:) Mnie, z lenistwa zdarza się używać kostek, choć faktycznie mogłabym to zmienić, gdybym się lepiej zorganizowała. Kupuję też wędliny, ale nie w marketach tylko u rzeźnika, do którego mam zaufanie. Wędliny stamtąd w przeciwieństwie do tych marketowych mają przynajmniej smak.:)
    Twardych margaryn i ja nie używam, właściwie wcale, już częściej, choć rzadko masło.
    Dziękuję Ci za cenny głos w dyskusji.:)

    OdpowiedzUsuń
  43. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  44. Lekka, święta prawda. nie pozostaje mi nic innego jak wykorzystać Mamę jako pośrednika :)

    OdpowiedzUsuń
  45. @Małgosiu, ja się nie gniewam:) - tam gdzie ludzie, tam i różnice - charakterów, zachowań postaw. A poczucie humoru to już w ogóle mamy skrajnie odmienne.:)
    Myślę, że opinie zostały wyrażone i temat spokojnie można zamknąć.:)

    @Kaś, no i co by ci mężczyźni bez nas zrobili?;)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo mnie cieszy każdy wpis, a Twój szczególnie.:)

Jeśli piszesz jako Osoba Anonimowa, podaj swoje imię albo nick - będzie mi miło wiedzieć z kim rozmawiam.:)

Dziękuję.:)

Blog jest obecny w serwisie

TOP 10 ostatniego miesiąca