Przygotowałam go na akcję Adrijah -> F1 od Kuchni, z którą to akcją wciąż, aż do teraz, jakoś mi się nie składało.:)
Był też inny powód.
Od jakiegoś czasu zaczęłam się mianowicie rozglądać za przepisami na małe, smaczne i niekłopotliwe deserki - takie, które mogłabym podać większej liczbie osób i które jednocześnie spełniałyby normy diety odchudzającej.
Mój wybór padł na crema catalana - hiszpańskiego krewnego (ponoć ojca(?), choć oficjalnego uznania ojcostwa chyba nigdy nie było;)) słynnego francuskiego creme brulee.
Podstawowa różnica między nimi polega na tym, że receptura creme brulee opiera się na śmietanie kremówce, a crema catalana na mleku z dodatkiem słodkiej śmietanki i mąki kukurydzianej. Inaczej się je też przyrządza - ten pierwszy w kąpieli wodnej, drugi zaś bezpośrednio w garnku -> What is Crema Catalana?
Jak więc widać nawet w swoim oryginalnym wydaniu krem kataloński nie jest deserem będącym jakąś wściekłą bombą kaloryczną, choć oczywiście w sieci znaleźć można całe mnóstwo przepisów na bardzo i jeszcze bardziej wypasione jego wersje.
Moja jest chyba najchudszą z możliwych, bo w ogóle bez śmietanki - dodatkowo sporządzoną
- bez dodatku zwykłego cukru, który zastąpiłam o 40% mniej kalorycznym cukrem brzozowym,
- na chudym - 0,5% mleku i
- z odtłuszczonych ekologicznie jajek kur regularnie biegających w kurzych maratonach, o których więcej przeczytasz tu -> (...)
Żartowałam.;)
Ale wyłącznie względem kur.;)
Pozostała kwestia tego, co zarówno w jednym jak i drugim kremie najsmaczniejsze i najbardziej tuczące - karmelu.
Jego warstwa powinna być jednorodna i tworzyć zwartą skorupkę. Wymaga to, jak się nietrudno domyśleć, użycia sporej ilości cukru, co nie jest dobrym patentem na schudnięcie. Po głębszym zastanowieniu zdecydowałam się na rozwiązanie kompromisowe - nieco słodsza baza, mniej karmelu na wierzchu - na załączonych obrazkach widać, że dało to mocno niedoskonały wizualnie efekt, no ale nie można mieć przecież wszystkiego (przynajmniej ja często się tym tekstem pocieszam).:)
Odchudzony krem kataloński smakuje jak cynamonowo-cytrynowy budyń i o ile do cynamonowego akcentu nie mam najmniejszych zastrzeżeń - laska użyczyła deserowi aromatu, po czym dyskretnie się ulotniła, tzn. ja ją usunęłam - o tyle do cytryny - owszem.
Obecność skórki jest w kremie wyczuwalna nie tylko w postaci zapachu, ale i dosłownie, a tego nie znoszę; krótko gotowana skórka za bardzo przypomina mi nielubiane wiórki kokosowe ergo - trociny. Kolejnym razem, a będzie taki z pewnością - po zagotowaniu starannie przecedzę mleko, żeby żadne cytrusowe farfocle nie ośmielały się zakłócać jego doskonałej, aksamitnej gładkości. Ewentualnie użyję cienko krojonej całej skórki, której potem będzie można bez problemu się pozbyć.
I uwaga ostatnia.
Crema catalana najlepiej jest serwować w małych, bardzo płaskich naczynkach - dzięki czemu każda łyżeczka kremu, a nie co druga lub trzecia, zyska szansę zostać zwieńczona słuszną porcją karmelu - wtedy właśnie będzie to dokładnie TO, o co chodzi.:)
Składniki:
- 1 litr niskotłuszczowego mleka /użyłam mleka 0,5% tłuszczu/
- 1 laska cynamonu
- starta lub lepiej skrojona skórka z 1/2 cytryny
- 6 żółtek
- 6 łyżek cukru brzozowego Ksylitol /do gotowego już kremu dodałam jeszcze 1 łyżkę słodzika, bo był jednak za mało słodki/
- 50 g mąki kukurydzianej
- 4 łyżki cukru trzcinowego do karmelizacji
Wykonanie:
- Z całości mleka odlej 3/4 szklanki, resztę zagotuj wraz z laską cynamonu i skórką cytryny.
- W wysokiej misce utrzyj żółtka z cukrem na kogel-mogel.
- Gorące mleko wlej cienkim strumieniem do żółtek (najlepiej jest zrobić to przez sitko) cały czas mieszając .
- Resztę mleka połącz z mąką i starannie wymieszaj.
- Do miski z gorącym mlekiem i żółtkami wlej mleko z mąką (jeśli boisz się grudek, możesz ponownie użyć sitka) energicznie mieszając. Postaw garnek na małym ogniu i cały czas mieszając podgrzewaj masę, dopóki ta nie zgęstnieje, nie doprowadzając jednak do jej zagotowania.
- Przelej krem do naczynek i pozostaw do ostygnięcia. Zimny włóż na 2-4 godziny do lodówki.
- Przed podaniem każdą porcję posyp brązowym cukrem i skarmelizuj go specjalnie do tego celu przeznaczonym dyskiem (ferro per cremar), palnikiem lub w piekarniku nastawionym na funkcję grillową.
- Podawaj natychmiast, gdyż skarmelizowany cukier po pewnym czasie całkowicie się rozpływa.
Z czym podawać:
Crema to crema, ale do swojej porcji dorzuciłam garść pokrojonego w cienkie plasterki rabarbaru - polecam!:)
Gotowe!
Bardzo smacznego!
Dla mnie bomba! :) Strasznie mi się taki deser podoba :) Apetycznie wygląda i tak trochę orientalnie :)
OdpowiedzUsuńhaha, tymi kurami mnie zabiłaś;) deserek wygląda obłędnie pysznie.
OdpowiedzUsuńCrema catalana w oryginalnej wersji nie ma konsystencji budyniu, tylko zwartego deseru.Jest ze śmietany kremówki i żółtek.Oczywiście podawany jest w płaskich ceramicznych naczyniach.
OdpowiedzUsuńJa taki znam z Hiszpanii i taki robię w swojej kuchni.
Ciekawa jestem,jak smakuje Twoja mleczna wersja?
hehe, no to sobie deserujemy od rana:) na pewno kiedyś wykorzystam, bo uwielbiam takie małe deserki:)
OdpowiedzUsuńa ja lubię skórki pomarańczowe, cytrynowe i limonkowe, ba nawet wiórki!:) wczoraj robiłam łososia wg twojego przepisu na halibuta (wyszedł super! dzięki za ten przepis:) i też dodałam skórkę limonki:) mogłabym ją dodawać do wszystkiego:)
O matko kochana! Coś absolutnie powalającego. Składniki bardzo mi się podobają, a deser wygląda elegancko, ojjj, taaak!;-)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny deser, ale akcja na potrawy kuchni, w których się odbywa rajd to dopiero jest odjazd :)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś też głowkowałam nad deserkami, które mają niewielką formę i ciekawy kształt. No i nie byłby tortami, ani ciastami
I bawiłam się w różne smaki związane żelatyną, albo agar- agar. Robiłam deser z kawy, deser z zielonej herbaty, deserki owocowo- jogurtowe, albo same miksowane owoce z agar.
A foremki do nich to sobie zbierałam- z opakowania po lodach powstawały mi kule, stożki z opakowań po pastach z lidla.
Tak mi się coś zdaje, ze połowa przyjemności z deseru, to napawanie się jego ciekawą formą :)
Dzięki, @Doctorku.:) Myślę, że biały cukier do zdjęć lepiej by się prezentował, no ale akurat białego staram się unikać.:)
OdpowiedzUsuń@Malwinko, dobrze, że jednak żyjesz.;))) Dziękuję.:)
@Amber, nigdy nie byłam w Hiszpanii, choć jak podejrzewam nawet tam, a może zwłaszcza tam znanych jest mnóstwo odmian crema catalana. Podobnie jak we Włoszech tiramisu. Ja skorzystałam z podpowiedzi Internetu - kilku filmów na Youtube - tego, do którego źródło podałam w przepisie i tego:
http://www.youtube.com/watch?v=Uos7nfmtmCg
tak narodziła się moja wersja bez śmietanki.:)
Zachęcam do spróbowania i porównania.:)
@Goh, ja skórki też jem, w sosach, gdzie giną w morzu różnych innych dodatków, ale tutaj mnie mocno raziły.:) No nie lubię wiórków, takich wyczuwalnych przy gryzieniu i już.
Cieszę się ogromnie z tego łososia, że był;) i smakował.:) Czy mężczyźnie też?:)
I tam skórka faktycznie pasuje.:)
Wyglada pieknie... szkoda że nie lubię creme brulee...ale w wersji bez stałej i całosciowej skorupki mogłoby pójść:)
OdpowiedzUsuńDzięki, @Sabienne.:) Tylko naczynek nie miałam odpowiednich - użyłam te, co miałam trochę za wysokich, ale za to malutkich - wyszło mi 10 małych remekinów.:)
OdpowiedzUsuń@Agik, czyżbyś kibicowała Formule? Czy Adrijah?;) Czy temu i temu?:)
Świetne jest to, co piszesz! Świetne! Bardzo inspirujące - dzięki za pomoc.:) Za około miesiąc spodziewam się w domu jakiejś 20-tki gości i już od jakiegoś czasu główkuję nad tym, czym ich - niezobowiązującym - poczęstować.:)
Absolutnie masz rację co do tej formy.:)
Z którą miewam największe problemy zresztą.;)
Ooo, no to mi przykro, @Trzcinowisko, że nie lubisz.;( Ale rozumiem. Sama nie lubię wiórków, przez co omija mnie tyle fajnych potraw!
Nic się nie przejmuj, będziemy wymyślać dalej.;)
Skad biewrzesz ksylitol? Dlugo juz uzywasz? nie ma jakichs dziwnych skutkow ubocznych?
OdpowiedzUsuńDeserek wyglada swietnie, zawsze mi czegos slodkiego brakuje...
Wygląda pięknie... i pewnie nikt się nie kapnie, że karmel został zdegradowany i występuje w wersji minimalnej ;-))) Bardzo lubię wersję francuską... ale nie jadłam chyba ze 4 lata... wolę dwie gałki lodów...
OdpowiedzUsuńAle Twoja wersja kremu bardzo mi się podoba i nie omieszkam spróbować :-)
Miśkowi łosoś też posmakował w takim wydaniu, zakomunikowałam mu, że będziemy jeść ryby co najmniej raz w tygodniu i nie protestował!:) kropla drąży skałę:D
OdpowiedzUsuńNo i bardzo ładnie i smacznie, a z tym efektem wizualnym przesadzasz - jest bardzo dobrze:) Krem jadłam tylko wydaniu włoskim - sama jeszcze nie robiłam, w każdym razie taki sobie lekki deserek i wierzę,z e spełnił Twe oczekiwania:). A rbarbar świetny pomysł:)
OdpowiedzUsuńDobrej niedzieli, Lekka!
Nie kibicuję F1, ale uwielbiam zapaleńców :), a skojarzenie kuchni z rajdami na pozór wydaje mi się karkołomne, dlatego posiedziałam se w pełnym podziwu wytrzeszczu, a potem ten podziw wyraziłam :)
OdpowiedzUsuńhttp://gotuje.tk/przepis/truskawkowa-bomba
http://gotuje.tk/przepis/galaretki-kawowe-z-bita-smietana
ile takich naczynek zapełniłaś tym przepysznym deserem? :)
OdpowiedzUsuńQrcze, straciłam całego komenta.;(
OdpowiedzUsuńJeszcze raz.
@Katie, kupiłam w sklepie ze zdrową żywnością.
Skuszona peanami na jego cześć, którymi się jeszcze nie podniecam, bo to na rynku nowy i mało zbadany produkt. Ale nic to. Dla mnie i tak najważniejsze jest to, że jest niskokaloryczny.
Użyłam go pierwszy raz, a mam zamiar używać do pieczenia, bo nie wiem jak sobie radzić z proporcjami przy stosowaniu syntetycznych słodzików - w ciastach przecież nie tylko smak ma znaczenie, ale i konsystencja użytych produktów też.
Deser smakuje przyjemnie, choć bez karmelowej warstwy nie byłby niczym szczególnie wyjątkowym - ona robi za cały efekt.:)
@Margarytko, jakie to szczęście, że tak mało ludzi zna się na kuchni do tego stopnia, żeby rozróżniać co w niej jeszcze ujdzie, od tego, co ją dyskwalifikuje.:) Zwłaszcza dla mnie, która bez skrępowania bezczeszczę kulinarne świętości odbierając im cenne kalorie.;)
Wersja francuska jest jednak nieco cięższa.:) Ale i na taką co pewien czas przecież można, a nawet trzeba sobie pozwolić.:)
No, lody są w ogóle the best.:) Przy nich też zresztą jeszcze pomajstruję.:)
@Goh, to super! Uwielbiam, rozpala mnie do białości (czy czerwoności?), jak widzę, że się ludzie otwierają, że zaczynają robić rzeczy, o które by się wcześniej nigdy nie podejrzewali - to jest takie cudowne!
OdpowiedzUsuńA poza tym ryby są zdrowe.
;)))
@Ewelajno, no dzięki:*) - przyznam, że trochę się krępowałam tymi zdjęciami oglądając dziesiątki takich ładnych, wygładzonych.
A tutaj za bardzo nie mogłam poszaleć, bo co się starałam przyłożyć, to mi się zaczynał krem przypalać i pękać.:) Tak, że podtrzymałaś mnie na duchu mówiąc, że nie ma katastrofy.:)
Rabarbar był tu naprawdę bardzo apropos.;)
Tobie też życzę miłego dnia.:)
Aaa, @Agik, ja też lubię zapalonych wariatów - za energię, która i mi się od nich udziela.:)
I jeszcze wszelkich dziwaków lubię, bo mi imponują umiejętnością balansowania na tym, co dla mnie jest już krawędzią.:)
A w kuchni przecież często jest niezła jazda.;)
Ale tak - sam pomysł genialny i w sumie wcale nie jest łatwo go zrealizować, o czym się sama przekonałam, kiedy mi się nie udało wejść w Turcję.:)
@Susie - 10, ale, że miałam tylko 8 remekinów, to jeden krem zrobiłam w większej czarce.:)
Najfajniej byłoby mieć 12 małych naczynek - byłyby to idealnej wielkości porcje.
wow! ale wspanialy deser:) chyba porwe Ci takie naczynko:)
OdpowiedzUsuńW związku z tym, że zrobił nam się sezon bikini, bardzo mnie cieszy wersja light :))
OdpowiedzUsuńheheh i ja już chciałam ciekawostki o kurach-maratonkach poczytać:) heheh
OdpowiedzUsuńKrem jak marzenie, i te plasterki rabarbaru, mmm Podoba mi się Twoje odchudzanie, jest pyszne!!!
Po pierwsze - mniam, po drugie - mniam, po trzecie - niech żyją kurze maratony! :D
OdpowiedzUsuń@Ago, na porwanie zawartości się zgadzam, ale naczynka - nigdy!;)
OdpowiedzUsuńDzięki.:)
@Auroro, znaczy, że cały mój blog jest dla Ciebie źródłem nieustającej radości - no to ja się cieszę bardziej.:)
@Żeńko, jak Piotr.:))) A jasne, że pyszne! Nie wiem tylko dlaczego łatwiej przekonują do odchudzania jakieś dziwne wynalazki, niż zwykłe, tylko lżej podane jedzenie...:)
@Ewito, hahaha:))) Super komentarz!:)))
Uwielbiam creme brulee, lecz bardzo rzadko go jadam ze wzgledu na kalorie. Muszę obowiązkowo wypróbować krem kataloński. Świetnie wygląda.
OdpowiedzUsuńHihi a już prawie uwierzyłam w kury maratonki :)))
OdpowiedzUsuńA krem wygląda wspaniale i bardzo apetycznie. Z chęcią kiedyś spróbuję takiej lekkiej wersji.
Pozdrawiam cieplutko :)
Bardzo lubię creme brulee ale jednak ta śmietana utrudnia trochę życie...;) w związku z czym bardzo chętnie wypróbuję crema catalana! Sądząc ze zdjęć - musi być pyszne! :)
OdpowiedzUsuńMałe puchatkowe co nieco. Śmiać mi się chciało, kiedy przeczytałem o kurach. Dałem się nabrać. Już chciałem klikać. Po przeczytaniu artykułu wyszedłem na chwilę po zakupy. I na ulicy niespodzianka: coroczny kopenhaski maraton. Ani jednej kury nie widziałem. Dwanaście tysięcy ludzi :) Miałem okazję przekonać się naocznie, że to nie kury biegają maratony :)
OdpowiedzUsuńCo do takich deserów to jestem za całym sobą. Ludzie mają różne zdolności. Ja jestem stworzony do jedzenia kremów katalońskich (mógłbym być zawodowym zjadaczem kremów katalońskich w skrócie zzkk :)
zjadłoby się
OdpowiedzUsuńOdchudzony krem kataloński bardzo mi się podoba ;-) Twoja inwencja jest porażająca, wszystko chyba potrafisz "odchudzić"!
OdpowiedzUsuń@Avelinko, szału, takiego jak przy creme brulee, nie ma - tłuszcz to jednak mocarz smakowy, ale przyjemności w degustacji deserkowi odmówić na pewno nie można.:)
OdpowiedzUsuń@Urtico, oj bo tak wszystko odchudzam, że to jest jak jakaś obsesja, która mnie samą czasem już śmieszy.;)
I ja Cię pozdrawiam.:)
@Delikatessen, ja creme brulee chętnie zjem, ale poczęstowana, sama raczej wolę się nie zapuszczać w te zabójcze dla mnie rejony - taką sobie zasadę wymyśliłam. No a skoro przyjęcie ma być u mnie to - niestety - na moich - redukcyjnych zasadach.:) Dotąd nikt się nie skarżył, a większość nawet nie wie, że je "inaczej".:)
Krem nazwałabym bardzo dobrym - pyszności wciąż poszukuję.:)
Lekka ale bym zjadła. Szkoda, że nie wiedziałam, że takie cudo szykujesz, bo jak nic zawitałabym pod czaplę :)
OdpowiedzUsuń@Piotruś, hahaha;))) to najlepszy Twój koment na moim blogu - zdrowo się uśmiałam czytając go - Zawodowy Zjadacz Kremów Katalońskich to własnie Ty.:))) Coś czuję, że oznacza to subtelną zachętę do tego, abym Cię niebawem takim kremem poczęstowała...:) Za taki wpis - masz u mnie od razu 2 porcje.:)
OdpowiedzUsuń@Kulinarne-Smaki - dokładnie to pomyślałam, zanim się za niego nie zabrałam.;)
@Arven, dzięki, ale kreatywność w kuchni nie jest moją najmocniejszą stroną - niemniej muszę przyznać, że takie słowa jak Twoje ogromnie motywują do twórczego działania.:)
@Kabamaigo, nic straconego, teraz czy później - czapla Cię nie minie.:)
OdpowiedzUsuńJak smakuje tak, jak wygląda to..hoho p-y-c-h-o-t-a!
OdpowiedzUsuńUśmiałam się z tych kur-maratończyków :)
@Monia - no chyba tak.:)
OdpowiedzUsuńI cieszę się, że Ci się podobało.:)
Nic, tylko się rozkoszować ;-))
OdpowiedzUsuńwww.przysmakiewy.pl
Dobrze, ze przynajmniej Ty wyprodukowalas ten deser, bo ja sie zabieram za niego od Gwiazdki. Dostalam w prezencie opalacz i jeszcze go nie zdazylam wykorzystac.
OdpowiedzUsuńZeby jego przygotowanie zajmowalo przynajmniej duzo czasu to bym sie mogla tlumaczyc.
@Thiesso, umknęła mi gdzieś Twoja wypowiedź i dopiero na nią trafiłam. Będę wypatrywać deseru z karmelizowanym cukrem na Twojej stronie.:)
OdpowiedzUsuńŚwietny lekki deser i znów zaczynam odczuwać brak kokilek, mam nadzieję je dostać w prezencie na jakąś okazję :P http://wlodarczyki.net/mopswkuchni/
OdpowiedzUsuń@Mopsie, akurat do tego kremu lepsze byłyby takie naczynka jak do tarty, tylko malutkie. Ale kokilki oczywiście też fajnie mieć.:) Ja te kupiłam razem z palnikiem w komplecie, w Biedronce, za niecałe 40 zł - myślę, że warto było.:)
OdpowiedzUsuń